[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O czymś takim ludzie gadaliby przez dwadzieścia lat.- Będziesz cicho, Tu-Tut? - zapytałem.- Tak - obiecał z obrażoną miną najstarszego na świecie dziecka.Dałem Brutalowi znak głową, żeby kontynuował, a on zdjął kaptur z tkwiącego z tyłu oparcia mosiężnego haczyka i nałożył go Tu-Tutowi na głowę, naciągając aż do podbródka, wskutek czego wycięty na górze okrągły otwór maksymalnie się roz­szerzył.Następnie pochylił się, wyjął z wiadra mokrą gąbkę, wcisnął w nią palec i polizał jego czubek.Zrobiwszy to, włożył gąbkę z powrotem.Jutro miało to wyglądać trochę inaczej.Jutro miał wepchnąć gąbkę do środka metalowego kasku, wiszącego za oparciem.Ale dzisiaj nie; dzisiaj nie musieliśmy moczyć staremu Tu-Tutowi głowy.Ze stalowego kasku zwisały z obu stron paski; przypominał trochę hełm żołnierza piechoty.Brutal nałożył go Tu-Tutowi na głowę, zakrywając otwór w czarnym kapturze.- Wkładają mi czapeczkę, wkładają mi czapeczkę, wkładają mi żelazną czapeczkę - mamrotał zduszonym głosem stary.Skórzane paski nie pozwalały mu prawie otworzyć ust i podej­rzewałem, że Brutal zaciągnął je trochę mocniej, niż to było konieczne.- Arlenie Bitterbuck, zgodnie z prawem tego stanu przez twoje ciało popłynie teraz prąd elektryczny, co spowoduje zgon - oznajmił Brutus Howell, po czym dał krok do tyłu i odwrócił się w stronę pustych krzeseł.- Niech Bóg zlituje się nad twoją duszą.Tu-Tut, pragnąc zapewne powtórzyć swój poprzedni kome­diowy sukces, zaczął podskakiwać i miotać się na krześle.Prawdziwi klienci Starej Iskrówy prawie nigdy tego nie robią.- Teraz się smażę! - zawołał.- Smażę się! Smażę! Jezu! Smażę się jak indyk w brytfannie!Zobaczyłem, że Harry i Dean w ogóle na niego nie patrzą.Odwrócili się od Starej Iskrówy i spoglądali w stronę drzwi prowadzących do mojego gabinetu.- Niech mnie wszyscy diabli - mruknął Harry.- Jeden ze świadków pojawił się dzień wcześniej.W progu, ze zwiniętym wokół łap ogonkiem, siedziała mysz, wpatrując się w nas czarnymi jak paciorki oczyma.5Egzekucja się udała; jeśli istnieje w ogóle coś takiego jak “udana egzekucja” (w co mocno wątpię), to egzekucja Arlena Bitterbucka, członka starszyzny rezerwatu Washita, była udana.Wódz źle zaplótł swoje warkoczyki - za bardzo trzęsły mu się ręce - i w końcu zrobiła to porządnie i równo jego najstarsza córka, kobieta mniej więcej trzydziestoletnia.Chciała wpleść w nie pióra jastrzębia, jego ptaka, ale nie pozwoliłem na to.Mogły się zająć ogniem i spłonąć.Oczywiście tego jej nie powiedziałem; oświadczyłem po prostu, że to niezgodne z prze­pisami.Nie protestowała, pochyliła tylko głowę i dotknęła palcami skroni, żeby okazać swoje rozczarowanie i dezaprobatę.Zachowywała się z wielką godnością, co do pewnego stopnia gwarantowało, że tak samo zachowa się jej ojciec.Kiedy nadszedł jego czas, Wódz opuścił celę, nie protestując i w ogóle się nie opierając.Czasami musieliśmy im odrywać palce od krat - sam złamałem kilka i nigdy nie zapomnę cichego trzasku, z jakim pękały - ale Wódz, dzięki Bogu, ulepiony był z innej gliny.Przeszedł całą Zieloną Milę aż do mojego gabinetu, gdzie ukląkł, aby pomodlić się z bratem Schusterem, który przyjechał do nas swoim starym gruchotem z baptystycznego kościoła Niebiańskiego Światła.Schuster przeczytał Wodzowi kilka psalmów, a gdy doszedł do tego, w którym jest mowa o odpoczynku przy spokojnej wodzie, Bitterbuck zaczął płakać.Nie był to jednak zły płacz, nie histeria, w żadnym wypadku.Wydawało mi się, że myśli o spokojnej wodzie tak czystej i tak zimnej, że pijąc ją człowiek ma wrażenie, że przecina mu usta.W gruncie rzeczy wolałem, kiedy trochę płakali.Martwiło mnie, gdy tego nie robili.Wielu ludzi nie może potem podnieść się z kolan, ale Wódz spisał się pod tym względem na medal.W pierwszej chwili zachwiał się, tak jakby zakręciło mu się w głowie, i Dean położył mu rękę na ramieniu, lecz Bitterbuck zdążył tymczasem sam odzyskać równowagę i ruszyliśmy dalej.Zajęte były prawie wszystkie krzesła.Siedzący na nich świad­kowie rozmawiali ze sobą półgłosem jak ludzie, którzy czekają na rozpoczęcie wesela lub pogrzebu.To był jedyny moment, kiedy Bitterbuck się zawahał.Nie wiem, czy wyprowadziła go z równowagi jakaś konkretna osoba, czy wszyscy razem, ale usłyszałem wzbierający w jego krtani niski jęk i poczułem, jak sztywnieje jego ramię.Kątem oka dostrzegłem, że Harry Terwilliger szykuje się do odcięcia Wodzowi drogi odwrotu, gdyby ten postanowił jednak drogo sprzedać swoją skórę.Zacisnąłem dłoń na jego łokciu i poklepałem palcem we­wnętrzną stronę przedramienia.- Spokojnie, Wodzu - powiedziałem cicho, nie poruszając prawie ustami.- Większość tych ludzi zapamięta o tobie tylko to, w jaki sposób odszedłeś, więc pokaż im, na co cię stać: pokaż, jak to robi prawdziwy Washita.Zerknął na mnie i skinął lekko głową.A potem wziął do ręki jeden z warkoczyków, które zaplotła jego córka, i pocałował go.Spojrzałem na Brutala, który stał w pozycji na spocznij za krzesłem, w swoim galowym mundurze z wypolerowanymi błyszczącymi guzikami i w czapce tkwiącej pod idealnym kątem na dużej głowie.Skinąłem mu lekko, a on dał natychmiast krok do przodu, gotów pomóc Bitterbuckowi wspiąć się na podwyższenie, gdyby tego potrzebował.Okazało się, że nie potrzebował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl