[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była to północnoza-chodnia granica dawnego Królestwa Kongresowego, na południu poprowadzona pomiędzy Małopolską a Śląskiem.Miał potem długo ściągać dane z coraz to kolejnych dziedzin, coraz bardziej odległych od pierwotnego zamówienia, w nadziei, że zaprzeczą temu, co zobaczył w pierwszej chwili.Ale nic temu nie zaprzeczało.Przeciwnie.Nie tylko sieci energetyczne i telekomunikacyjne rozpadały się na dwa osobne obszary, połączone tylko kilkoma węzłami i magistralami przesyłowymi.Żaden majątek trwały należący do zachodnich firm, żadna europejska inwestycja nie leżała na wschód od rozdzielających je linii.I odwrotnie - nic, w czym był choć promil kapitału lub jakikolwiek aport z Imperium Wszechrosji nie znajdowało się na zachód od niej.Dwie doskonale rozgraniczone, nie zachodzące na siebie w najmniejszym nawet stopniu strefy.Gdy sięgnął do archiwów, przekonał się dodatkowo, że w ciągu ostatnich sześciu lat dokonano wielu transakcji, w których zachodnie firmy zbywały na rzecz wschodnich swoje mienie znajdujące się na obszarze dawnej Kongresówki lub Galicji i odwrotnie kapitał krajowy odsprzedawał wszystko, co leżało w Wielkopolsce, na Śląsku i Pomorzu.Wśród inwestycji istniał tylko jeden wyjątek - stanowiły go drogi, mosty i linie kolejowe, a także kilka głównych infostrad, których budowę Zachód finansował chętnie także na wschodzie i południu.Było to wszystko jakimś złym snem, rzeczą po prostu niemożliwą, niewiarygodną zwłaszcza dla kataryniarza.Kto jak kto, ale on wiedział doskonale, że pewnych informacji nie można ukryć.Że po prostu nie mogła zostać zawarta żadna tajna umowa między Wspólnotami a Imperium Wszechrosji regulująca podział stref inwestycji, gdyż taka umowa, zakładając nawet, że byliby chętni do jej podpisania, wymagałaby tylu szczegółowych poleceń wydanych do poszczególnych agend i indywidualnych inwestorów, iż już następnego dnia znany byłby każdy jej szczegół.Zresztą gdyby nawet taką umowę zawarto i utrzymano w tajemnicy, to Wspólnoty nie miały fizycznej możliwości narzucenia jej rządom poszczególnych europejskich państw, a te z kolei nie byłyby w stanie w żaden sposób wyegzekwować jej przestrzegania od swoich firm.Boże mój, przypomniał sobie z czasów swego dziennikarzenia, jak beznadziejne były wszelkie próby nakładania międzynarodowego embarga na jakiś kraj czy zakazy eksportowania tu albo tam zaawansowanej technologii lub materiałów wojennych, jak dziurawe były sieci, którymi rządy usiłowały powstrzymywać przed włażeniem na zakazany teren ślepe cielska koncernów, pchane jedynym znanym im tropizmem - do dobrego interesu.To było po prostu absurdalne, niemożliwe, szaleńcze, mogło zostać wymyślone jedynie przez jakiegoś odrealnionego obsesjonata.Ale to było.Nie rozumiał, nie potrafił wyjaśnić - ale widział na własne oczy.To było prawdą.Po dwóch tygodniach uszczegółowiania swojej mapy, wciąż w nadziei, że znajdzie coś, co uczyni całą sprawę pomyłką, wpadł na pomysł, aby rozciągnąć ją dalej, poza granice Polski.Linia oddzielająca obie strefy, jak się okazało, miała dalszy ciąg.Na północy odcinała republiki bałtyckie, na południu Czechy, Słowenię i Chorwację.Jakby w zamian za to na Bałkanach wspólnoty budowały wielokrotnie więcej niż gdzie indziej autostrad, mostów, lotnisk i linii kolejowych.W pierwszej chwili wydawało się to jedynie pewną tendencją, ale gdy pozostawił na mapie tylko dane z owych ostatnich sześciu lat, kiedy to rozpoczęła się wymiana nieruchomości, obraz stał się nagle klarowny i wyrazisty.Zupełnie nie mógł tego zrozumieć.Inwestowanie w budowę przelotowych dróg pomiędzy Europą a Rosją mogło mieć swoje uzasadnienie ekonomiczne, ale jaki był sens kredytowania znacznie gęstszej sieci autostrad w słabo rozwiniętych i często niestabilnych politycznie krajach bałkańskich, gdzie trudno było żywić nadzieję na ożywioną wymianę towarową czy osobową albo na tranzyt? W dodatku wszystkie one układały się poprzecznie do półwyspu, jak odległe fragmenty współśrodkowych okręgów, z centrum gdzieś w okolicach Damaszku.A jeżeli nawet był w tym jakiś możliwy zysk, to kto oraz w jaki sposób mógł go uświadomić tak rozmaitym i nic nie mającym ze sobą wspólnego inwestorom, jak ci, których znajdował w rejestrach rozbudowy bałkańskiej infrastruktury komunikacyjnej?Przez biuletyn architektów w węgierskiej sieci akademickiej dotarł do dokumentacji kilku spośród budowanych tam autostrad.W wielu miejscach przy budowie wcale nie kierowano się kryteriami funkcjonalności i opłacalności.Budowano długie proste odcinki tam, gdzie ukształtowanie terenu narzucało raczej łuki, niwelowano wzniesienia zbyt łagodne, by przeszkadzały w jeździe, a już zupełnym szaleństwem wydawała się nawierzchnia, znacznie twardsza niż to było niezbędne, zwłaszcza na owych sztucznie uzyskanych liniach prostych.Jedynym, co mogło wyjaśnić te dodatkowe nakłady, było założenie, że projektodawcy z góry przygotowywali tworzoną infrastrukturę komunikacyjną do celów militarnych.Utwardzona nawierzchnia czyniła autostrady zdatnymi do przerzutu czołgów, a częste proste odcinki wydawały się być przystosowywane do wykorzystywania w charakterze polowych lotnisk.Pasowało to do tego, co działo się bardziej na północ, gdzie inwestowano głównie w przemysł.Strefa bezpośrednich walk i zaplecze.To samo powtarzało się z niemożliwą symetrią po wschodniej stronie linii: na południu rozbudowa sieci komunikacyjnej, na północy przemysłu.Wyglądało to po prostu jak planowe, rozważne przygotowywanie teatru działań wojennych, jakiegoś ogromnego pola pod starcie potęg.A może cywilizacji.Nie było nikogo, kto mógłby z takim rozmachem dzielić i zagospodarowywać mapę, obejmującą wszak różne kraje i różne organizmy polityczne.Dlatego zdobytą wiedzę pozostawiał wyłącznie do swojej wiadomości, zapisując ją w zakodowanym na swój osobisty użytek pliku.Ale, z drugiej strony, to było, a Robert nie należał do ludzi, którzy potrafią nie przyjmować faktów do wiadomości tylko dlatego, że przeczą całej ich wiedzy.Poczuł się tak, jak wtedy, gdy pierwszy raz wszedł do sieci i zobaczył, że może wyszukiwać w niej pliki, czytać je, przeszukiwać katalogi i przeglądać gry.To był ten niezwykły stan, kiedy człowiek spoglądając na zegar, pokazujący, że już wieczór, tłumi w sobie słaby przebłysk rozsądku szczeniackim ,jeszcze chwilka" - a kiedy przypomni sobie o zegarze następny raz, już jest na nim czwarta rano.Nie mógł się oderwać od roboty, zagryzając przy niej wargi, cały przejęty, rozwibrowany wewnętrznie, jak Tamten Robert [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl