[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze chwilę o tym gadamy, ale nie dochodzimy do żadnych konkretnych wniosków.Mówię mu, że zdaniem Mamy on nie jest żadnym doktorem, tylko hippisem.Nie obraża się.Miałbym ochotę zapytać go, czy jest żonaty, ale gryzę się w język.W domu zastaję niewyraźną atmosferę.Napięcie zdecydowanie wzrasta.Informacja, że byliśmy z Tatą w Topanga i siedzieliśmy na szczycie góry, wcale nie poprawia sytuacji, tylko potwierdza nasz status hippisów.Nie wiem, skąd Mama bierze swoje opinie, ale ta najnowsza to już bzdura do kwadratu: wymyśliła sobie, że psychiatra chce umieścić Tatę w zakładzie.Naturalnie, wygłasza tę rewelację w obecności Taty.Nie wątpię, że przez złośliwość.Mama jest za bystra, żeby coś podobnego zrobić przypadkiem.Próbuję obrócić to w żart, ale ona brnie coraz dalej.Udaje, że to najlepsze wyjście z sytuacji.Rozwodzi się nad tym, jak to Tato nie umie zadbać o siebie, a ona ma przecież chore serce, a wszyscy inni sobie bimbają.Dalej już zwyczajowo: że Tato był dla nas całe życie takim wspaniałym ojcem, a teraz, kiedy potrzebuje opieki, żadne z nas się nie kwapi, i tak dalej.Siedzę, słucham i korzystam z każdej okazji, żeby uśmiechnąć się do Taty.Mniej więcej w trzech czwartych wykładu Tato wymyka się do oranżerii.Widzę, że planuje błyskawiczny wypad do Cape May.Zaczynam już rozumieć, że Tato działa jak alkoholik, wymykający się chyłkiem do schowka, gdzie czeka zadołowana butelka.Słucham.A słuchając uświadamiam sobie, że może właśnie teraz nadarza się okazja, żeby ich trochę rozdzielić.Robię w myślach plany i czekam.Trzeba utrafić w odpowiedni moment.Nie wolno jej przerywać.Wiem przecież, że kiedyś się wygada.Jak aktor, który przerywa kwestię w środku i zerka przez rampę na widownię, żeby się upewnić, że istotnie ktoś tam siedzi, ponieważ jego najlepsza kwestia nie wywołała żadnej reakcji - tak właśnie działa Mama.Rzecz w tym, żeby zachować kompletne milczenie, nie wysyłać żadnych sygnałów, nawet nie patrzeć jej w oczy.Skupiam uwagę na pieprzyku, który ma po lewej stronie podbródka.Mama pieczołowicie usuwa rosnące na nim włoski.Co chwila próbuje pochwycić mój wzrok i dzięki temu wiem już, że ją mam: niedługo skończy.O, właśnie skończyła.- Masz absolutną rację, Mamo.Niezłe wejście, co?- Nie możecie być tutaj razem.Występować o rozwód też nie byłoby sensu: wasze małżeństwo trwało przecież tyle lat, a poza tym, byłoby to wbrew naukom Kościoła.Niech się tego trzyma.To działa prawie tak szatańsko, jak wykłady o desperacji w szpitalu.- Może byś tak wzięła mały urlop, Mamo? Niezbyt forsowny, nie za daleko od szpitala, taki, żebyś mogła odpocząć.Pojechałabyś sobie do Gorących Źródeł Gilmana albo wynajęlibyśmy ci pokój z widokiem na ocean w hotelu Miramar w Santa Monica.Pospacerowałabyś sobie po molo w Santa Monica i miałabyś prawdziwe wakacje - także od małżeństwa.Ostatnie słowa dorzucam celowo: pasują, jak ulał, do telewizyjno-serialowej wizji świata Mamy.Teraz czekam na jej reakcję.- Ty chyba oszalałeś, Jacky! Jak ja mogę coś takiego zrobić? Przecież on by mnie zakatrupił!- Dajże spokój, Mamo.Zostałby tutaj ze mną.Wiem, jak bardzo się o ciebie martwi - to by było dla niego najlepsze.Też miałby czas na pozbieranie się w samotności.A kiedy wrócisz - będzie nowym człowiekiem.Tego właśnie nie należało mówić.Mama przecież chce, żeby on był starym człowiekiem.Trudno, stało się.Wiem, że i tak nigdzie nie pojedzie.- Jacky, czy ty chcesz rozbić nasze małżeństwo? Małżeństwo własnych rodziców? Widać, że za długo siedziałeś w Paryżu.Za żadne skarby świata nie opuszczę twojego ojca!- Rozumiem, Mamo.Wobec tego, może przynajmniej przeniesiesz się na mały wypoczynek do Joan? Ciągle powtarzasz, że boisz się Taty, że on chce cię zabić, i tak dalej.Przenieś się do Joan, a ja z nim tutaj zostanę.Złapałem ją w pułapkę.Wie, że jeżeli się nie zgodzi, będę jej to wypominał za każdym razem, jak znów zacznie opowiadać o wariactwach Taty.Istotnie, będę to robił.Mama siedzi, nic nie mówi, mózg jej pracuje na takich obrotach, że oczy o mało nie wyjdą z orbit.Zakłada nogę na nogę, zmienia nogi.Przypominam jej, że ma nie zakładać nogi na nogę.Wciska palec w policzek koło ust: kiedyś śmiałem się z niej, że w ten sposób robi sobie dołeczek.- Ja nie wytrzymam z tym makaroniarzem.Zresztą, on mnie i tak nie przyjmie tam do domu.Ostatnim razem, jak tam byłam, dobrze mu się przyjrzałam: on ją traktuje jak służącą!Pora na wielką blagę.Wiem, że niedługo zdołam wesprzeć swoje kłamstwo faktami, a więc nie jest to żadne kłamstwo, tylko deklaracja a priori:- Ja już rozmawiałem z Joan, Mamo.Mario buduje ogródek jordanowski i pracuje poza domem codziennie do szóstej po południu.Daliby ci pokój chłopców, z własną łazienką i oddzielnym wejściem - właściwie odrębne mieszkanie.Nie musisz nawet z nimi jadać, jeżeli nie masz na to ochoty.W zasięgu jednej przecznicy masz trzy restauracje i bar McDonalda.Poza tym, Joan zawiezie cię, gdzie będziesz chciała.Możesz być sama, ile ci się spodoba.W pokoju jest nawet drugi telewizor - nikt ci nie każe oglądać meczy baseballowych ani innych programów, których nie lubisz.Będziesz miała prawdziwe wakacje.Widzę, jak się łamie.- Tygodnia nie wytrzymam w tym gorącu i smogu doliny.A idzie lato, Jacky, pamiętaj o tym.- W upały możesz siedzieć w domu, jest klimatyzowany.Samochód też ma klimatyzację.A przypomnij sobie, jak tam jest przyjemnie wieczorami.- Będzie mi brakowało własnego ogrodu.Wiesz, jaki on jest, ten mafioso: nikt nie ma prawa tknąć jego ogrodu.- Pomyśl inaczej, Mamo.Będziesz mogła cieszyć się ogrodem, nie mając tak uciążliwych obowiązków jak pielenie czy podlewanie.Jak królowa, która zatrudnia pałacowego ogrodnika, sympatycznego Włocha.To było chytre zagranie! Mario jako nadworny włoski ogrodnik bardzo Mamie odpowiada.Wije się i kryguje, szuka dziury w całym, w końcu jednak ulega.Obiecuję, że zawiozę ją tam nazajutrz.Telefonuję do Joan, żeby wszystko ustalić.Joan przyznaje, że roboty będzie niemało, ale skacze z radości.Właśnie kiedy odkładam słuchawkę, wraca Tato - z oranżerii czy z Cape May, nie wiadomo.Mama naprawdę się niepokoi, co Tato powie.Mówię mu, że Mama potrzebuje solidnego wypoczynku i w związku z tym przeniesie się na jakiś czas do Joan.Tato słucha z uwagą, przytakuje ruchem głowy.Broda wygląda przy jego twarzy tak, jakby się z nią urodził.Zdumiewające, ile życia nabrały dzięki niej oczy.Nigdy nie zauważyłem, jakie niebieskie, błękitne oczy ma Tato.Ciekawe, czy byłbym innym człowiekiem, gdyby Tato zawsze nosił brodę - takie drobiazgi potrafią wiele zmienić.Mówię Tacie, że zostanę z nim tutaj, będę gotował i zajmował się domem.Kiwa głową, patrzy na mnie, potem na Mamę.Mama siedzi w fotelu spięta do granic, gotowa w każdej chwili wyskoczyć w górę albo dać nura.- Będzie dobrze.Nic się o nas nie martw, Bette, poradzimy sobie.Johnny świetnie gotuje i dba o dom, ja mu będę pomagał, natrę uszu, jak będzie trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl