[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Na spacer? - okrągłe niebieskie oczy szeroko przede mną otwarte - niebieskie okna do wnętrza - przenikam do wnętrza o nic nie zawadzając: w środku nie ma nic - to znaczy nic obcego, zbytecznego.- Nie, nie na spacer.Muszę - powiedzieć jej, dokąd.Ku swojemu zdumieniu zobaczyłem: różowy krąg ust - złożył się w różowy półksiężyc, różkami w dół - jak od czegoś kwaśnego.Wybuchnąłem.- Zdaje się, że wy, numery żeńskie, jesteście nieuleczalnie zżarte przez przesądy.Jesteście absolutnie niezdolne do myślenia abstrakcyjnego.Przepraszam - ale to po prostu tępota.- Wy.idziecie do szpiclów.fe! A ja dla was zdobyłam w Ogrodzie Botanicznym jeden pęd konwalii.- Dlaczego: „A ja” - dlaczego to „A”? To jest właśnie kobieta - z gniewem (co prawda, to prawda) złapałem te jej konwalie.- I co te wasze konwalie, co? Wąchajcie sobie: piękne, tak? Miejcie chociaż tyle logiki.Tak: konwalie pięknie pachną.Ależ przecież o zapachu, o samym pojęciu zapachu, nie możecie powiedzieć - że jest dobry albo zły? Nie mo-że-cie, no! Jest zapach konwalii i jest wstrętny zapach lulka czarnego: i to, i tamto pachnie.Miały szpiclów państwa starożytne - i ma ich nasze państwo.tak, szpiclów.Nie boję się słów.To przecież jasne - tam szpicel to lulek, tutaj szpicel - to konwalia.Tak, tak, konwalia!Różowy półksiężyc drżał.Teraz rozumiem: to mi się tylko wydawało, ale wtedy byłem pewien, że ona się roześmieje.Krzyknąłem jeszcze głośniej:- Tak, konwalia! I nie ma w tym nic śmiesznego, nic śmiesznego!Okrągłe, gładkie kule głów przepływały obok nas, odwracały się.O łagodnie wzięła mnie za rękę:- Jesteście dzisiaj.Nie jesteście chorzy?Sen-żółtość-Budda.W tej chwili stało się dla mnie jasne: muszę pójść do Urzędu Medycyny.- Tak, rzeczywiście, jestem chory - powiedziałem z wielką uciechą w głosie (zupełnie niepojęta sprzeczność - z czego tu się cieszyć?).- No, to trzeba zaraz pójść do lekarza.Przecież rozumiecie: zdrowie jest waszym obowiązkiem.To śmieszne, żebym musiała was o tym przekonywać.- O, miła moja, oczywiście macie rację! Absolutną rację! Nie poszedłem do Urzędu Opieki: cóż począć, trzeba się było wybrać do Medycznego; tam mnie przetrzymano do 17.A wieczorem (zresztą wszystko jedno - wieczorem tam już było zamknięte) - wieczorem przyszła do mnie O.Zasłony nie były spuszczone.Rozwiązywaliśmy zadania ze starego zbioru: to bardzo uspokaja i pozwala uporządkować myśli.O-90 siedziała nad zeszytem, z głową przechyloną na lewe ramię, z pilności wypychając językiem lewy policzek.Było to takie dziecinne, takie czarujące! A we mnie wszystko takie piękne, precyzyjne, proste.Poszła sobie.Byłem sam.Dwa razy głęboko westchnąłem (bardzo zdrowo - przed snem).Aż tu nagle jakiś nieprzewidziany zapach - i coś bardzo nieprzyjemnego dla mnie.Wkrótce znalazłem: pod kołdrą był schowany pęd konwalii.Od razu wszystko zawirowało, podniosło się z dna.No, to już był po prostu nietakt z jej strony - podrzucić mi te konwalie.No tak, nie poszedłem: tak.Ale przecież nie moja wina, że jestem chory.Notatka 8Konspekt:PIERWIASTEK IRRACJONALNYR-13TRÓJKĄTJakże to dawno, w latach szkolnych - przytrafił mi się wtedy √-1.Pamiętam wyraźnie, ostro: jasna, sferyczna sala, setki okrągłych głów chłopięcych - i Papla, nasz matematyk.Przezwaliśmy go Paplą: był już nieźle zużyty, rozchwierutany, kiedy więc dyżurny od tyłu podłączał go do prądu, z głośnika zawsze najpierw: „Pla-pla-pla-tszszsz”, a dopiero potem lekcja.Pewnego razu Papla opowiadał o liczbach urojonych - pamiętam, że płakałem, waliłem pięściami w stół, wrzeszcząc: „Nie chcę √-1! Wyciągnijcie ze mnie √-1!”.Ten irracjonalny pierwiastek tkwił we mnie jak jakieś obce, odmienne, straszne ciało, pożerał mnie - nie dawał się zinterpretować, unieszkodliwić, istniał bowiem poza sferą ratio.A teraz znowu √-1.Przejrzałem swoje notatki.Wszystko jest jasne: próbowałem sam siebie oszukać, kłamałem sobie - byle nie zauważać √-1.To wszystko bzdury - choroba itd.: mogłem tam pójść: tydzień temu - wiem o tym, poszedłbym bez namysłu.Dlaczego więc teraz.Dlaczego?Dziś na przykład.Punktualnie o 16.10 - stałem przed rozjarzoną szklaną ścianą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|