[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Doszedł downiosku, że świeci światłem odbitym, podobnie jak Księżyc.Drugim wnioskiem była ocena wielkościobiektu.Jeśli znajdował się w tej samej odległości od Ziemi co Księżyc, to i wymiary musiał miećpodobne, co z kolei przeczyło tezie o sztucznym pochodzeniu.Musiał zatem być bliżej.Czy to miałojakiś sens?- Jeśli jest bliżej - powiedział na głos, nie zdając sobie z tego sprawy - to planeta musi być mniejsza?Chyba tak, bo inaczej zwaliłaby się nam na głowy.Cholera, trzeba było poświęcić fizyce trochę czasu iwysił - Spojrzał na Ziyrę.- Czy to drugie -wskazał palcem obiekt za jej plecami - zawsze jest na niebie?- Nie, skąd! - zerknęła przez ramię.- Zachodzi długo po słońcu, czasem razem, wschodzi równieżnieregularnie- Co to jest? Jak się nazywa?- Nazywamy go Tra, ale nikt nie wie, co to znaczy.To z jakiegoś zapomnianego języka.Jonathan zacisnął zęby i jęknął.Poczuł, że drżą mu nogi.Usiadł na kamiennej posadzce i oparł tyłgłowy o balustradę.- Czy wiesz, co mi powiedziałaś? - zapytał cicho.- Wiesz?! Skąd masz wiedzieć - udało mu sięmachnąć ręką.- To znaczy, że nie jestem na Ziemi.Rozumiesz?- Rozumiem.Wiedzieliśmy to- Skąd? - zapytał bez specjalnego zainteresowania.- Kiedy ocknąłeś się drugi raz, Krycz poprosił cię, żebyś opowiedział o sobie.W twojej opowieściwystępowało tyle rzeczy, których tu nie ma i nigdy nie było.Tak się to nie zgadza z tym, co wiemy osobie i naszym świecie, że wytłumaczyć to można było tylko twoim przybyciem z innego świata.- Zależy jeszcze co ty i ja rozumiemy mówiąc inny świat" - powiedział do siebie Jonathan.- To miwygląda, że wykonałem skok nie tyle w czasie, co w przestrzeni i to na skalę, która śni się tylkofantastom.Słodki Jezu - Rozluznił mięśnie, pozwolił głowie opaść do tyłu, aż oparła się o chłodną,mimo upału, balustradę z piaskowcowych bloków.- Zawołać Krycza? - zapytała zaniepokojona Ziyra.- A po co? - odpowiedział leniwym pytaniem, siedząc z zamkniętymi oczami na posadzce.- Jeśli -parsknął lekko histerycznym śmiechem - mam potrzymać główkę na czyimś łonie - opanował się izamilkł.Otworzył oczy, obrzucił Ziyrę spokojnym, zrezygnowanym spojrzeniem.Przyglądała mu się uważnie,zaniepokojona, przygryzając zębami dolną wargę.Zauważył, że czubki palców obu rąk ma złączone,zetknięte ze sobą.- Dlaczego tak trzymasz palce, czy to coś znaczy? - zapytał, żeby tylko przerwać przedłużającą sięciszęWyprostowała palce, spojrzała odruchowo w dół, jakby sprawdzając czy dłonie wykonały poleceniemózgu.Pomachała ręką w powietrzu.- To? - zapytała, najwyrazniej zwlekając z odpowiedzią.- To Tak %7łeby pomogło się spełnić.Coś- Tak? U nas to wygląda inaczej - Jonathan wyciągnął rękę i splótł trzeci palec ze wskazującym.-Murowane powodzenie zamierzenia.Przechylił trochę głowy i w polu widzenie za jej głową pojawił się znowu tajemniczy, świecącypatyczek.Wyrzucona w powietrze zapalona neonówka.Jakiż jestem głupi!, pomyślał.Przecież gdybyta planeta była znacznie mniejsza od Ziemi, to i ciążenie musiałoby być o wiele mniejsze? Czy nie?Czy to zależy od masy ciała a nie od wielkości, chyba od masy Cholera, łatwo jest sobie poradzić zignorancją, gdy ma się pod ręką komputer i numer telefonu do znajomych specjalistów.Tu jestemzałatwiony.Gorzej niżJankes na dworze króla Artura.Być może mógłbym pokazać im działanie soczewki czy hula hoop,ale daleko mi do Cyrusa Smitha.Głupiec To takie nonsensowne nikt mi nie uwierzy, zakładającnawet, że wrócę do siebie, gdziekolwiek to jest, i nawet porządnej powieści z tego nie zrobię niedzieje się tu nic co nie byłoby już zaszlachtowane przez tabuny To ci pech trafić do wyświechtanejpowieści! Los nie jest- Jonathanie! - Ziyra pochyliła się i potrząsnęła go za ramię.- Co ci jest?Podniósł się kręcąc głow, odruchowo otrzepał spodnie.Przyciągnął dziewczynę do siebie i lekkopocałował w policzek.Trzymając ją za rękę obszedł platformę wieży.- Co to jest? - wskazał palcem dziwaczne ramy wirujące monotonie wokół swojej osi.- Wiatrochrapy.Pompują gorącą wodę z głębinowych wodonośnych warstw.Wy macie inne?- Tak.Trzy, czy cztery śmigła - ułożył odpowiednio palce, żeby zademonstrować skrzydła wiatraka.- A! Wiem, ale wiatrochrapy są wydajniejsze - Przesunęła się i ułożyła dłonie w kielich.- W każdejramie jest ileś tam chrap.Aapią wiatr w swoje kielichy, a gdy są doń zwrócone ostrzem tego lejka, ichpłyty składają się i wiatr przelatuje pomiędzy nimi niemal bez oporu.Wtedy działa drugie skrzydło.Najmniejszy powiew wystarcza, żeby pracowały.- Chytre.Opatentuję to kiedyś.- Machnął ręką.- Nieważne.Ziyra westchnęła i również machnęła dłonią, parodiując gestem i miną Jonathana.- Jesteś zdenerwowany stwierdziła, natychmiast poważniejąc.- Tak, jestem - zgodził się.Zerknął ponad jej ramieniem w korytarz z kamienną estakadą.- Czy towasze sprego napędza schody?- Oczywiście.- Hm, muszę przyznać, że trafiłaś mi do przekonania.Jak to się robi?- Widzisz Takich dużych rzeczy, to znaczy takich, nie wiem jak to powiedzieć, niech będzie:dużych", nie potrafimy robić- A kto potrafi?- No o Chyba nikt.To my, Soyeftie, zrobiliśmy to wszystko.Ale kiedyś, dawno temu.Częśćumiejętności utraciliśmy, część narodu wywędrowała stąd strasznie dawno temu, wśród nich kilkuczołowych mistrzów takich rzeczy, jak duże budowle, wiatrochrapy i trochę innych.A potemzaniechano szkolenia, nie ma na to zapotrzebowania.Fachowcy jeden po drugim wymarli.I zostałonam to, co mamy.- Relacjonowała fragment historii lekkim, neutralnym tonem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|