[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziałem, \e muszę jakoś przygotować na tęwieść \onę, bo ona tak bardzo kochała Siergieja.285Rok 1905Zarówno \ona i ja czuliśmy, \e muszę pojechać do Moskwy, \eby pomodlić się przy cielemego biednego przyjaciela i zobaczyć z Ellą, która nie ma teraz przy sobie nikogo z rodziny.Razem z \oną i Mitią [brat KR] udałem się do Władymira.On sam nie mo\e pojechać doMoskwy, gdy\ odpowiedzialny jest za bezpieczeństwo stolicy.A gdy zapytałem, czyja nie powinienem pojechać tak odrzekł: Si tu ne crains pas de t'exposer [Jeśli nie boisz sięryzykować swego \ycia].Misza zgodził się z Władymirem; jego zdaniem przestępcy mają zamiar wybić wszystkichczłonków rodziny panującej, więc lepiej nie nara\ać się na niebezpieczeństwo.Ja jednak niepotrafiłem przyznać im racji.Moja \ona równie\ uwa\ała, \e powinienem pojechać, chocia\bała się o mnie.Gdyby nie to, \e była w ostatnim miesiącu cią\y, sama by się tam wybrała.Po powrocie do domu wysłałem do cara telegram prosząc, by zdecydował, czy mam jechaćdo Moskwy, czy nie.I na pół godziny przed wyjazdem dostałem od niego odpowiedztwierdzącą.Z dziennika Nicky'ego 4 lutego, Sankt PetersburgW Moskwie została popełniona straszliwa zbrodnia: przy bramie Nikolskiej zginął wujekSiergiej od bomby rzuconej w jego stronę, gdy jechał powozem; woznica został bardzopowa\nie ranny.Biedna Ella, błogosław jej Panie i dopomó\ jej!Z pamiętników Bernharda von BiilowaW czasie, kiedy zabito wielkiego księcia Siergieja, który był wujem, a zarazem szwagremcara, na rosyjskim dworze przebywał akurat ksią\ę Fryderyk Leopold z Prus.Po powrocie ksią\ę opowiedział mi, \e wieść o popełnionej w Moskwie zbrodni dotarła doPeterhofu, gdzie mieszkał wówczas car, na dwie godziny przed kolacją.Ksią\ę próbował sięwięc dowiedzieć, czy nic się nie zmieniło w sprawie kolacji, czy te\ dotknięty takim ciosemcar woli mo\e zostać sam.Odpowiedziano mu, \e mo\e przyjść wieczorem, tak jak było tozaplanowane.Fakt, \e caryca nie pojawiła się przy stole, lecz car oraz jego szwagier, wielki ksią\ęAleksander Michajłowicz [Sandro], który był wtedy w Peterhofie, mieli świetne humory.Anisłowem nie wspomnieli o śmierci wielkiego księcia.A po kolacji car i jego szwagierzabawiali się udając, \e jeden drugiego próbuje zepchnąć z długiej, acz wąskiej sofy;ogromnie to zadziwiło ich niemieckiego gościa.Z dziennika Kseni 4 lutego, Sankt PetersburgDziś po południu w Moskwie zamordowano biednego wujka Siergieja! To po prostuoburzające - oburzające, okropne, smutne i niegodziwe.Kiedy wuj siedział w powozie, jakaśświnia rzuciła w niego bombę; zginął na miejscu i w dodatku rozerwało go na kawałki!Nie, to wprost niemo\liwe! Biedna Ella, strasznie jej współczuję; a\ cię\ko wyobrazić sobietaki smutek, jaki ona teraz prze\ywa, i to zupełnie sama.Chciałabym móc do niej pojechać ibyć przy tej biedulce; straszne czasy nastały teraz w Moskwie.O wpół do szóstej pojechaliśmy do Carskiego, gdzie wszyscy byli ju\ na miejscu.Alixoczywiście chce jechać do Moskwy.Mama zresztą tak\e, ale obydwu im odradzonotłumacząc, \e to zbyt niebezpieczne.Chocia\ cię\ko przecie\ zostawić tak Ellę samą.Sercesię kraje na myśl o tym!Rok 1905286iill1Z pamiętników Marii Pawlownej [młodszej]Dobiegał końca piękny zimowy dzień; wokół panował spokój, a docierające do nas hałasymiasta tłumił śnieg.Nagle rozległ się straszliwy wybuch, a\ szyby w oknach zadr\ały.A potem nastała tak przytłaczająca cisza, \e przez kilka chwil nie mogliśmy się nawetporuszyć ani na siebie popatrzeć.Pierwsza otrząsnęła się Fraulein Hase.Podbiegła do okna.a ja za nią.Szybko! szybko! huczało mi w głowie.Czy\by zawaliła się jedna z tych staiych kremlowskich wie\? Przybiegł te\ Dymitr zeswojego pokoju.Popatrzyliśmy na siebie, ale \adne z nas nie śmiało ubrać myśli w słowa. Wokół wie\yczki szaleńczo latało wystraszone wybuchem stado wron, ale po chwili ptakiodleciały.Na placu zaczęły pojawiać się oznaki \ycia.Nadbiegli ludzie - wszyscy z tegosamego kierunku.Moment pózniej plac pełen był ju\ ludzi.Z naszego domu wybiegła ciocia, zarzuciwszy tylkopłaszcz na ramiona.Za nią podą\yła Mademoiselle Helena6 ubrana w męski płaszcz.Anijedna, ani druga nie miała na głowie kapelusza.Obie wsiadły do sanek, które natychmiastruszyły z miejsca co koń wyskoczy i wkrótce zniknęły nam z oczu za rogiem.Jak się dowiedzieliśmy, ciocia spieszyła się tak do le\ącego w śniegu trupa.Sama pozbierałazmasakrowane szczątki i uło\yła je na zwyczajnych \ołnierskich noszach przyniesionychpospiesznie z pobliskiego warsztatu.śołnierze ze znajdujących się naprzeciwko barakówprzykryli zwłoki swymi płaszczami, po czym pod\wignęli nosze na ramiona i ponieśli je doklasztoru Cudów, by zło\yć je w murach kościoła stojącego tu\ obok pałacu, w którymmieszkaliśmy.Dopiero wtedy posłano po nas.Zeszliśmy na pierwsze piętro, a potem małym korytarzykiemruszyliśmy w stronę wewnętrznych drzwi prowadzących do klasztoru.Cerkiew byłazatłoczona; wszyscy klęczeli, a wielu ludzi płakało.A w pobli\u ołtarza na kamiennejposadzce spoczywały nosze.Tego, co le\ało na nich, nie mogło być wiele, bo przykrywająceto płaszcze tworzyły bardzo niewielki wzgórek.W jednym miejscu wystawał spod nich but.Ana podłogę skapywały krople krwi tworząc powoli niewielką ciemną kału\ę.Ciocia klęczała tu\ obok noszy.Jej jasna suknia błyszczała groteskowo pośród biednychstrojów otaczających ją ludzi.Nie śmiałam nawet na nią spojrzeć.Twarz miała bladą, a rysy strasznie wykrzywione i zastygłe.Nie płakała, lecz wyraz jej oczuwywarł na mnie tak silne wra\enie, \e nie zapomnę go do końca \ycia.Wspierając się na ramieniu generał-gubernatora, ciocia powoli ruszyła w stronę drzwi, akiedy nas dostrzegła, wyciągnęła ku nam ręce.Podbiegliśmy do niej. On tak bardzo was kochał, tak was kochał", powtarzała bez końca przytulając nas do siebie.Zauwa\yłam, \e dół prawego rękawa jej jasnoniebieskiej sukni zaplamiony jest krwią.Rękęrównie\ miała zakrwawioną, a i pod paznokciami widać było krew; ściskała kurczowomedale, które wujek zawsze nosił zawieszone na łańcuszku na szyi.W końcu Dymitrowi i mnie udało się zaprowadzić ją z powrotem do jej pokoju.Bezsilnaopadła na fotel.Wcią\ nie płakała, ale tym samym jakby wbitym gdzieś wzrokiemwpatrywała się w przestrzeń przed sobą i nie odzywała się ani słowem.Ciocia kilka razy dopytywała się o zdrowie wujkowego woznicy.Człowiek ten le\ał wszpitalu z nikłą nadzieją na prze\ycie, pokiereszowany tą samą bombą, od której zginąłwujek.Około szóstej wieczorem ciocia osobiście wybrała się do szpitala odwiedzić chorego,a \eby nie zasmucać go oznakami swej \ałoby, poszła tam ubrana w tę samą jasnoniebieskąsuknię, którą nosiła przez całe popołudnie.287Rok 1905Mało tego! Kiedy woznica zapytał o zdrowie wuja, ciocia okazała się na tyle dzielna, byzdobyć się na uśmiech i powiedzieć, \e to właśnie sam wielki ksią\ę przysłał ją tu z wizytą.Biedny ten człowiek zmarł spokojnie w nocy.Ciocia Ella nic nie jadła, lecz przed końcem posiłku weszła do pokoju i usiadła z nami przystole.Ciągle miała na sobie tę niebieską suknię.Patrząc na jej zmęczoną bladą twarz, wstydnam było jeść.Ciocia powiedziała, \e chciałaby dziś spać w moim pokoju; wolała nie zostawać sama wswoim apartamencie na pierwszym piętrze.Zanim jeszcze odesłała Dymitra do łó\ka,poprosiła, byśmy razem z nią uklękli i pomodlili się we trójkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl