[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ma pan rację, tak będzie najlepiej.Ale muszę sporządzić raport.A potem wrócimy tu i zabierzemy zwłoki.- przerwał na chwilę - gdzieś indziej.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYChoć Zebara mówił, że niewiele osób spoza planety wiedziało o operze Zilmacha, nie mówiąc już o tym, by ją ktoś oglądał, Lunzie przekonała się następnego ranka, iż niektórzy członkowie zespołu medycznego słyszeli na ten temat dość sporo.Bias czatował na nią już w drzwiach wejściowych do ośrodka badawczego.Nim Lunzie zdążyła się z nim przywitać, zaatakował wściekłym tonem, który - choć cichy - zwrócił na nich spojrzenia wszystkich obecnych.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? - warknął.- Nie wiem, czy to zboczenie wywołane zbyt długą hibernacją, czy dziwną potrzeba zbliżenia się do tych, którzy cię skrzywdzili, ale.- Bias! - Usiłowała strząsnąć jego dłoń ze swego ramienia, niestety bezskutecznie.- Nie interesuje mnie, co tobą kieruje - ciągnął nieco głośniej.Lunzie poczuła gorący rumieniec na policzkach.Wszyscy naokoło udawali, że nic się nie dzieje, lecz aż strzygli uszami.Bias pociągnął ją za sobą i wcisnął przycisk windy drugim ramieniem.- Ale jedno ci powiem: to hańba! Hańba! Lekarz, naukowiec, osoba, która, zdawałoby się, posiada chociaż mini­malną świadomość etyki zawodowej i właściwego zachowania.Wreszcie narastająca w niej wściekłość pokonała zaskoczenie.Wyrwała mu się.- Co nie znaczy, że możesz szarpać mnie za ramię i upo­minać publicznie, jakbyś był moim ojcem, bo nim nie jesteś.Pozwolę sobie przypomnieć, że jestem od ciebie znacznie starsza, i jeśli miałabym ochotę.Ochotę na co? Nie zrobiła tego, o co podejrzewał ją Bias.W pewnym sensie nawet się z nim zgadzała.Gdyby rzeczywiście miała zwariowany romans z szefem służb bezpieczeństwa ze­wnętrznego Diplo, przeczyłoby to etyce zawodowej i zdrowemu rozsądkowi.Na miejscu Biasa, gdyby była przełożoną młodszej (starszej?) kobiety dopuszczającej się podobnego zachowania, sama byłaby porządnie zdenerwowana.Przypomniała sobie swoją irytację na widok pociągu żywionego przez Varian do tego młodego Iretańczyka, Aygara.Jej złość natychmiast wyparowała, ustępując rozbawieniu.Przez moment walczyła jeszcze ze sprzecz­nymi uczuciami, aż wreszcie roześmiała się.Bias pobladł z wściekłości i zacisnął usta.- Bias, ja nie sypiam z Zebara.To mój stary przyjaciel.- Każdy wie, co to za opera!- Ja nie wiedziałam.- Przynajmniej nie kłamała.- A ty skąd wiesz?Tym razem to Bias oblał się mało atrakcyjnym, plamistym rumieńcem.- Podczas poprzedniego pobytu.Eee.Zawsze lubiłem muzykę.Wszędzie staram się słuchać lokalnych utworów.Zoba­czyłem plakaty, kupiłem bilet i poszedłem.Tylko że nie chcieli mnie wpuścić.Nikogo nie wpuszczali bez partnerki.O tym Lunzie nie wiedziała.Po chwili lekkiego zaskoczenia stwierdziła, że ma to nawet pewien sens; Bias dokończył swoją opowieść: gdy zrobił awanturę, wołając, że zapłacił za bilet, zwrócono mu pieniądze i doradzono z pogardą, żeby wsadził sobie bilet tam, gdzie zrobi mu lepiej niż samo przedstawienie.Później jakiś lekarz-ciężkoświatowiec w ośrodku medycznym wytłumaczył mu, o czym jest opera i dlaczego nie chcieli go wpuścić.- Widzisz więc, że cokolwiek byś powiedziała.Lunzie przerwała mu kolejnym wybuchem śmiechu.Wsiedli do windy pełnej personelu medycznego, więc Bias zamilkł, czekając, aż dotrą na swoje piętro.Tu znów otworzył usta, lecz nim zdążył się odezwać, Lunzie oznajmiła:- Bias, ja też się tego nie spodziewałam.Ale oni nie.hm.Sam możesz sprawdzić.A poza tym - nachyliła się do jego ucha - powstaje pewien problem z kombinezonem ciśnienio­wym.Bias zaczerwienił się po czubki uszu.Otwierał i zamykał usta, jakby chwytał powietrze, lecz nie mówił ani słowa.- Już dobrze, Bias - zakończyła Lunzie, głaszcząc go po głowie, jakby był nerwowym chłopcem opanowanym przez tremę.- Mam ponad sto lat i dotychczas ani razu nie zaryzykowałam niechcianej ciąży.I w świetnym humorze pomaszerowała do pracy.Lecz Bias nie był jedyną osobą skłonną do poruszenia drażliwego tematu.- Słyszałam, że ta opera to coś naprawdę.hm.dziw­nego - zaczęła Conigan ze śmiertelnie poważną miną.Lunzie odparła z niezachwianym spokojem:- Słowo “dziwny" nie jest najwłaściwsze, chyba że słyszałaś coś więcej, niż ja widziałam na własne oczy.- A może raczej poczułaś.?- Proszę, przestań.Być może jestem stara i wygłodniała po długiej hibernacji, ale wiem jedno: nie chcę ciężkoświatowego bękarta.Ta opera opowiada o tragicznych wydarzeniach.Jako obserwator, ktoś z zewnątrz, potrafię to obiektywnie ocenić.- To ci dopiero [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl