[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, ale osiedlanie byłoby szybszym, nawet jeśli nielegal­nym, sposobem na uruchomienie kolonii - zauważyła Varian.- Są takie planety, które nie spełniają minimum wymogów, ale gdyby osadzono tam ludzi, musieliby sobie jakoś poradzić.- Czy na planetach nie prowadzi się kontroli urodzeń? - spytała Lunzie mając w pamięci tłumy na Alfa Centauri.- Tak się mnożyć bez względu na stan środowiska i perspektyw rozsądnego standardu życiowego dla przyszłych pokoleń!- Nawet matematyczny przyrost populacji, jedno dziecko na jednego dorosłego - powiedziała Varian - szybko do­prowadziłby do wyczerpania obecnych zasobów, że nie wspomnę już o przyroście geometrycznym.Rozsądne osiedlanie mogłoby częściowo rozwiązać ten problem, chociaż powtarzam, że nie jestem jego zwolenniczką.W tym momencie zapaliła się jedna z kontrolek na tablicy dyżurów.Wszyscy obecni niechętnie spojrzeli na niebieskie światełko.Lunzie wstała ociężale.- Ja to odbiorę.- Wcisnęła przełącznik na tablicy.- Lunzie.- Wypadek przy przedziale A-10.Jeden ciężko ranny, wielu lżej.Lunzie w myślach ustaliła najszybszą trasę do miejsca wypadku, po czym włączyła przycisk jeszcze raz.- Przyjęłam - powiedziała.- Już tam idę.- Pomachała Varian i Grabone'owi.Przedziały stanowiły jedną z najwraźliwszych i najbardziej chronionych części ARCT-10.O ile normalne ścianki przystosowane były tylko do jednolitego ciśnienia, przedziały musiały oddzielać dwie różne strefy atmosferyczne, w których panowały często skrajnie odmienne warunki i ciśnienie.A-10 stał między środowiskiem 'lekkich', a sektorem grawitantów.Gdyby wypadek zdarzył się podczas pierwszych kilku tygodni jej pobytu na pokładzie, na pewno zgubiłaby się od razu.Teraz jednak znała rozkład pokładów i sektorów i wiedziała, że A-10 nie jest daleko, więc dostała się tam bez trudu i szybko.Korytarze sektora A wypełnione były dziesiątkami biegnących członków załogi.W miejscu, gdzie nastąpiła przerwa w A-10 wiał lodowaty wiatr o temperaturze takiej jak na Diplo, i oziębiał cieplejszą strefę 'lekkich'.Przyciskając do piersi swoją torbę lekarską, Lunzie przeszła przez pospiesznie ustawioną śluzę, która miała odciąć lodowate wiatry od reszty pokładu i stanowiła tymczasową barierę, dopóki nie zostanie przywrócona poprzednia podwyższona grawitacja.Za przerwaną ścianą widać było siłownię i ćwiczących tam grawitantów, których sztangi i pozostałe przyrządy stały się nagle lekkie z powodu spadku siły ciążenia.Robotnicy najróżniejszych specjalności wchodzili i wychodzili ze śluzy sprzątając gruz, łącząc przerwane obwody i rury, z których, wylewały się na pokład ścieki i woda.Lunzie obeszła szerokim łukiem dwóch robotników, którzy właśnie przy świetle latarki wycinali pogięte resztki tablicy rozdzielczej.- Pani doktor, tutaj! - Kobieta oficer w czarnym mundurze przeciskała się gwałtownie pod ścianę, gdzie przyklękła Lunzie.- Orlig ma drgawki i jest chyba nieprzytomny.Sprawdzał stan przedziału, gdy wszystko się na niego zawaliło.Lunzie podniosła się i poszła za nią starając się nie zwracać uwagi na smród szamba i odór spalonego ciała.Tam, gdzie jej wskazano, rozciągnięty na podłodze leżał olbrzymi grawitant w kombinezonie i goglach ochronnych.Był poraniony przez odłamki, a jego twarz pokrywał jeden wielki siniec.Miał zamknięte oczy, ale rzucał się i mamrototał coś, Lunzie włożyła rękę do torby i wyciągnęła swoją 'wróżkę'.- Nie chcę dawać mu nic na uspokojenie, dopóki nie przekonam się, czy nie ma uszkodzeń układu nerwowego - wyjaśniła.- Rób, co uważasz za stosowne.Inni grawitanci są tylko bardzo posiniaczeni, wybuch wyrzucił ich do sektora ' lekkich'.Poszli już.Po tej stronie ściany nie było nikogo więcej.Orlig przyjął na siebie całe uderzenie.Biedak.- Wstała i zaczęła wykrzykiwać rozkazy grupie robotników, zostawiając Lunzie samą z jej pacjentem.Orlig był chyba największym grawitantem, jakiego zdarzyło się Lunzie widzieć.Jej wyciągnięta ręka przykrywała zaledwie jego dłoń i część palców.Nie miała pojęcia, co zrobi, jeśli pacjent wymknie się spod kontroli.- Niech szlag trafi 'lekkich' - warknął rzucając się.Lunzie odskoczyła w ostatniej chwili przed jego ramieniem, które grzmotnęło w podłogę.- Wystawili mnie na śmierć! Zabiję! - Ramię poderwało się znowu i palcami zakrzywionymi jak szpony znowu uderzyło w podłogę.- Wszystkich!Lunzie była przerażona, ale postanowiła, że lęk przed grawitantami nie może jej przeszkodzić w udzieleniu pomocy potrzebującemu.Podeszła do niego, by odczytać wskazanie 'wróżki'.Według odczytu Orlig miał krwotok wewnętrzny; Trzeba było natychmiast podać mu środek uspokajający i zająć się tym, zanim wykrwawi się na śmierć.Nie miała szans nastawić jego ręki, dopóki się tak rzucał.'Wróżka' nie dostarczyła jej jednoznacznych informacji o stopniu wstrząsu nerwowego.Musiała podjąć ryzyko.Zaprogramowała końską dawkę środka uspokajającego i wyszukała najlepiej dostępne miejsce na ramieniu mężczyzny.Orlig podniósł się, gdy poczuł ukłucie zastrzyku i warknął na Lunzie, obnażając zęby.Lek zadziałał jednak szybko i ręce ugięły się pod nim.Opadł z hukiem na pokład.Ciągle się trzęsąc, Lunzie zaczęła czyścić jego rany i nakładać na nie plastry sztucznej skóry.Duże odłamki metalu przebiły gruby materiał kombinezonu i dostały się pod skórę.Okulary ochroniły jego oczy, choć pleksiglas został potrzaskany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl