[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każde, choćby207 i najbłahsze zjawisko przyrody uczyniliśmy wspólnikiem naszej szczęśliwości: wszystko ży-je, wszystko w tych cudownych lasach mówi nam o nas.Stary, omszały dąb przy drodze,obok gajówki, powiada nam, jak zmęczeni, pewnego razu usiedliśmy w jego cieniu, a wtedyMarian rozpoczął wykład o mchach ścielących się pod naszymi stopami, streścił mi ich dziejei tak od jednej gałęzi nauki do drugiej przechodząc, sięgnęliśmy aż do przeznaczeń świata.Nasze umysły łączy jakieś braterstwo, z czego wnoszę, że są one dwoma wydaniami tegosamego dzieła.Jak widzisz, stałam się literatką.Mamy oboje zwyczaj czy też dar widzeniakażdej rzeczy w całym jej zakresie, dostrzegania w niej wszystkich szczegółów, a dowodyświadczące, że nie skalaliśmy niczym owego zmysłu, dowody, które sobie bez przerwy na-wzajem składamy, przejmują nas świeżą zawsze rozkoszą.Przywykliśmy uważać owo poro-zumienie dusz za świadectwo naszej miłości; a gdyby kiedykolwiek zawiodło nas ono, tenfakt odegrałby u nas taką rolę, jak w innych małżeństwach wiarołomstwo.Moje życie, pełne miłosnych rozrywek, powinno Ci się wydać skądinąd nadzwyczaj pra-cowite.Dowiedz się przede wszystkim, moja droga, że Ludwika Armanda Maria de Chaulieusama sprząta swój pokój.Nigdy bym nie ścierpiała, aby jakaś płatna sługa, obca kobieta albodziewczyna (o literatko!) przeniknęła sekrety mojego pokoju.Moja religia obejmuje najbłah-sze drobiazgi konieczne do jej praktyk.To bynajmniej nie zazdrość, ale szacunek dla siebie.Toteż sprzątam swój pokój z takim staraniem, jakim tylko młoda i zakochana osoba strojeswe otacza.Jestem drobiazgowa niczym stara panna.W mojej alkowie nie zastałabyś nigdyrozgardiaszu, gdyż jest ona przytulnym buduarem.Wszystko tu przemyślałam i przewidzia-łam.Mój pan i władca może tu wkroczyć o każdej porze; oko jego nie zdziwi się, nie rozcza-ruje ani przykrości nie dozna: kwiaty, perfumy, wykwint, wszystko tu wzrok zachwyca.Oświtaniu, kiedy on jeszcze śpi i nie domyśla się niczego, wstaję i biegnę do rzeczonej alkowy,gdzie, jak mnie uczyła moja doświadczona matka, zmywam ślady snu zimną wodą.Albo-wiem w czasie snu skóra, słabsze z zewnątrz otrzymująca bodzce, zle funkcjonuje; rozgrzewasię i otacza mgiełką, będącą czymś w guście atmosfery widocznej dla oka różnych świerz-bowców.Spod ociekającej gąbki kobieta wychodzi młodą dziewczyną.Kto wie, czy ten faktnie tłumaczy mitu o Wenerze wyłaniającej się z fali.Woda obdarowuje mnie tedy niepokojącym wdziękiem jutrzenki; czeszę się i perfumujęwłosy; i po tej drobiazgowej toalecie wślizguję się cicho jak wąż, aby mój pan budząc sięzobaczył mnie śliczną i zalotną niby wiosenny poranek.Admiruje ową świeżość roztulające-go się pąka, nie mogąc sobie wytłumaczyć, gdzie się kryje tego uroku przyczyna.Moja dalszatoaleta, na dzień, jest rzeczą pokojowej, a odbywa się w garderobie.Istnieje również, jak siędomyślasz, toaleta przed udaniem się do snu.Robię więc dla mojego pana męża trzy, a cza-sami cztery razy toaletę: ale to już, moja droga, kojarzy się z innymi mitami starożytności.Mamy także swoje prace.Interesujemy się wielce kwiatami, pięknymi płodami naszejoranżerii i naszymi drzewami.Zajmujemy się poważnie botaniką, kochamy namiętnie kwiaty,a nasz ogród w nich tonie.Nasze trawniki są zawsze zielone, a krzewy wypielęgnowane jakbyw ogrodach najbogatszego bankiera.Toteż trudno sobie wyobrazić coś piękniejszego niż tanasza  zagroda.Jesteśmy okropnie łakomi na owoce, doglądamy naszych brzoskwiń z Mon-treuil, inspektów, drzew owocowych w szpalery posadzonych albo przyciętych na kształtwrzeciona.Na wypadek, gdyby te sielskie prace nie zadowoliły umysłu mojego ukochanego,doradziłam mu, aby w samotności i ciszy ukończył kilka sztuk teatralnych, naprawdę pięk-nych, które zaczął jeszcze w dniach nędzy.Jedyny to zresztą rodzaj literackiego dzieła, odktórego można odstąpić, a pózniej do niego wrócić, gdyż wymaga ono długich rozmyślań, anie jest mu konieczny ów cyzelunek, jakiego styl żąda.Nie zawsze można komponować dia-log, trzeba tu żywości pióra, lapidarnych powiedzeń, lotnego dowcipu, co wystrzela nibykwiaty z pąków, a zjawia się prędzej, jeśli poczekać na niego, niż dzięki poszukiwaniom.Lu-bię to wychwytywanie pomysłów.Współpracuję z moim mężem i nie opuszczam go nawetwtedy, gdy po rozległych polach swojej imaginacji wojażować zaczyna.Czy odgadłaś teraz,208 jak sobie radzę z wieczorami zimowymi? Służbę mamy wzorową: od dnia naszego ślubu niepotrzebowaliśmy jej zwrócić ani jednej uwagi, nie naraziła się na ani jeden zarzut.Kiedy wy-pytywano o nas tych ludzi, umieli się chytrze wykręcić; podali mnie za damę do towarzystwa,a Mariana za sekretarza; chlebodawcy nasi podróżują gdzieś daleko, więc przemieszkujemytu sami; mając pewność, że niczego im nie odmówimy, nie wydalają się nigdy bez pozwole-nia; a zresztą dobrze im tu i widzą, że owa kondycja tylko z ich własnej winy mogłaby obró-cić się na gorsze.Pozwalamy ogrodnikom sprzedawać to, co zostanie z owoców i jarzyn.Wieśniaczka dozorująca krów i mleczarni ma prawo ciągnąć zyski ze zbywającego mleka,śmietany i masła.I tylko najpiękniejsze produkty są dla nas zarezerwowane.Ci ludzie sąwielce kontenci ze swoich profitów, a nas zachwycają te wspaniałości, których za żadną cenęnie moglibyśmy  albo raczej nie umieli  sprokurować sobie w tym okropnym Paryżu, gdziezresztą jedna piękna brzoskwinia kosztuje tyle, ile wynosi roczny procent od stu franków.Wszystko to, moja droga, ma jeden jedyny sens: chcę być dla Mariana całym światem, a po-nieważ świat jest zabawny, więc mój mąż nie powinien się nudzić na tym pustkowiu.Myśla-łam, że jestem zazdrosna, kiedy byłam kochana i pozwalałam się kochać; ale dziś odczuwamtaką zazdrość jak wszystkie kobiety, które kochają, słowem: zazdrość prawdziwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl