[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z kaplicy wyszła młoda kobieta w czarnym stroju, lokaj ujął ją pod rękę i ostrożniesprowadzał po schodkach.Janka podniosła się i ze zdumieniem patrzyła na nieznajomą, botak pięknej, tak dziwnie pięknej twarzy nie widziała przedtem.Była to olśniewająca twarzblondynki najjaśniejszej o najczystszym tonie włosów jakby ze lnu, owal przecudny,dziewczęcy prawie, nos rzymski i usta wprost arcydzieło jako rysunek, oczy szafiroweogromne i promienne, o długich i wypukłych powiekach, oprawione w zupełnie czarne,długie rzęsy, świeciły jakoś ostro.Nieznajoma szła wolno, z automatycznością stawiająckroki i utkwiła oczy w Jance z uporem krótkowidzów.Cała jej twarz była tak jasna, udu-chowiona i ześrodkowana w oczach, jak postacie Rossettego.Jankę porwało to spojrzenie.Nieznajoma przeszła, a ona wciąż patrzyła w te oczy, którejej zapadły w pamięć i aż się cofała jakby przed głębią. To Witowska, siostra tego, co siedzi w powozie  informowała Zaleska, która jej szu-kała, bo mieli zaraz odjeżdżać. Prawda, jaka piękna, a tak dziwnie patrzy, tak dziwnie, żeuklękłabym przed nią, nie wiem sama dlaczego.W bramie cmentarza spotkały Witowskiego, obrzucił Jankę wzrokiem i podprowadziłsiostrę do powozu; poczuła na swojej twarzy jakby lodowaty cień. Kobiety tak piękne są niepotrzebne na świecie  powiedział Zwierkoski, gdy już sia-dali na bryczce.Chłopi obstąpili ich i Roch, a za nim Walek, stary gospodarz, zaczęli dziękować za ho-nor, jaki zrobili biorąc udział w pogrzebie. Panienko! panienko dobra, że i rodzona lepsza by nie była! żeby Jagna mogła, to bypewnie z kontentnością sama podziękowała za dobroć i za honor  mówił Roch z rozrzew-nieniem. Prawda, jak i to prawda, że tam jej duszyczka trzepie się z ukontentowania kiej teptaszki!  dokończył Walek poważnie, wskazując kawki kołujące nad dzwonnicą. Zostańcie z Bogiem  żegnała ich wzruszona Janka. Panu Bogu oddajem i dziękujem  rozległ się chór głosów i wszystkie głowy się po-chyliły.Odjechali prędko, bo wieczór nadchodził.Gromada ludzi ruszyła od cmentarza, Roch szedł naprzód z Walkiem, drapał się kłopo-tliwie po głowie, gdy przystanęli przed karczmą, ale ozwał się dość energicznie: Ludzie krześcijańskie, gospodarze i te wszystkie, co z Bukowca, wstąpcie ano na roz-grzywkę. Dobrym sercem prosimy, co Bóg dał, to se zjemy i wypijemy  dodał Walek i ruszyłpierwszy do karczmy.Roch przyniósł z wozu węzełek z chlebem i serkami.W karczmie znalazł się przetakjeden i drugi, a stara Krakalina, która na wszystkich pogrzebach, weselach i chrzcinachprym trzymała, bo umiała zaśpiewać piosnkę nabożną albo i wesołą, i wiedziała, co robićprzy każdej uroczystości, jak okowitę przygotować ze szmalcem, zajęła się teraz krajaniemchleba i serów, a po części i ugaszczaniem.Obsiedli długi stół na krzyżakach i Walek, z butelką w garści, zaczął przepijać do bra-tów. Ludzie krześcijańskie, Polaki kochane, na wypominek świętej pamięci Jagny  zacząłuroczyście, odlewając wódki w kąt.71  A światłość wiekuista niechaj jej świeci na wieki wieków amen!  odpowiedział po-ważny chór głosów i wszystkie głowy się pochyliły, i kilkadziesiąt pięści grzmotnęło się wpiersi, i kilkadziesiąt głębokich, ciężkich westchnień uderzyło w Rocha, co siedział zespuszczoną głową i zamedytował się o swojej doli sierocej, podniósł głowę, przetarł kuła-kiem oczy i ryknął płaczem: Ni ma już Jagny, ni ma! O, biedny ja sierota, biedny!  Oparł głowę o stół i płakał.Głosy zaczęły się podnosić, bo butelka krążyła wciąż w kółko; zrzucali z siebie żałość,przygnębienie, smutek i zaczęli się wyżalać jedni przed drugimi, i przepijać do siebie,przegryzając łzy, pocałunki i wspominania chlebem i serem.Przy wielkim kominie, na którym staroświeckim obyczajem paliły się szczapy drzewa irzucały krwawe blaski na ciemną izbę, siedział dziad i głosem drżącym i płaczliwym od-mawiał nieskończone pacierze za umarłą.Za drewnianymi kratami stojący szynkwas rozjaśnił się nagle zapaloną lampką, wświetle wyjrzały z cieniów wielkie beczki z wódką, rzędy flaszeczek ,,słodkiej" na półkachi zwoje kiełbas wiszących na drążku. Pijcie braty, pijcie!  zapraszał wciąż Walek i do wszystkich razem, i do każdego zosobna przepijał, łamał chleb, maczał go w soli rozsypanej na stole, zjadał i znowu zapra-szał.Krakalina zachęcała kobiety, co się wstydliwie odwracały, przysłaniały zapaskami ipiły okowitę.Gwar coraz żywszy przepełniał karczmę. Napij się, Rochu! Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął, co poradzić bracie, co? Miałeś ty ko-bietę, mieli ją ludzie, miał ją świat, a teraz ma ją święta ziemia, bo i dla niej trza. Napij się, Rochu, bo już tak być musi, kiej jest. Pij, Rochu! żałość to kiej mróz, ino gorącością wypędzisz  dogadywała Krakalina. Gorącością! juści, że ino gorącością  szepnął Roch i wypił, przegryzł chlebem i wy-ciągnął rękę po drugi kieliszek. Gorącością, juści, że ino gorącością. Co poradzić! ani pieniędzmi, ani grontem, ani płakaniem się nie wyprosisz od śmierci,oho! Kostucha przychodzi kiej złodziej i kiej złodziej z obory bydlaka, tak ci ona po cichugrzeszną duszyczkę z człowieka wyprowadzi! Nalejcie no, Walek. Wyprowadzi! juści, że wyprowadzi  powtarzał płaczliwie Roch i pił znowu; przy-pomniał sobie, że piętnaście lat temu ukradli im krowę, której zapomnieć i odżałować niemogli. Wyprowadził ścierwa! i zamek był, i pies zły był, i myśma z nieboszczką w cha-łupie były, a ścierwa wyprowadził  żalił się na starą krzywdę. Trzysta złotych, jak nic,była warta.A cośma się naszukali, nieboszczka i na mszę dawała, i do policji chodziła, ikiej kamień we wodę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl