[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu połą-czyła się z nim i poprosiła o rozmowę z dyrektorem. W jakiej sprawie?  zapytał kobiecy głos. Jestem tu z mężem na urlopie.Spotkał nas przykry wypadek.Chcemy poroz-mawiać z dyrektorem. Czy chodzi o pieniądze? Ależ skąd! Dlaczego pani pyta? Nie rozumiem. Przepraszam, ale mam takie polecenie.To się turystom często zdarza. Nie, chodzi o coś zupełnie innego. Dobrze.Chwileczkę  kobieta na chwilę zamilkła, po czym zapytała:  Czyodpowiada państwu godzina czwarta?  Oczywiście.Przedstawimy się na miejscu.Dziękuję  Gail odłożyła słuchaw-kę.Po południu wyruszyli na swych motorowerach w stronę Hamilton.Godzinyszczytu jeszcze się nie zaczęły, ale mimo to ruch w kierunku Hamilton był dużo więk-szy niż w przeciwną stronę.Biznesmeni w podkolanówkach, szortach i koszulkach zkrótkimi rękawami siedzieli z powagą na swych motocyklach, z tyłu których umoco-wane były dyplomatki.Kobiety, po całodziennych zakupach,wiozły na rowerach dzieci w drucianych bagażnikach.Z obu stron tylnych błotni-ków zwisały kosze z wikliny pełne warzyw.Departament turystyki znajdował się na drugim piętrze różowego budynku na-przeciwko portu.Właśnie przybił statek pasażerski i setki turystów niemal całkowiciezatamowały ruch.Sandersowie zaparkowali pojazdy między dwoma samochodami iczekali na przerwę w ruchu, by przejść przez ulicę. Zastanawiam się. zaczęła Gail. Nad czym? Wstyd powiedzieć, ale to prawda.Co będzie, jeśli ten człowiek okaże się czar-nym? Myślałem o tym samym.  Czuję się niemal jak amerykańska rasistka, ale za każdym razem gdy widzęczarną twarz, wydaje mi się, że to człowiek Cloche'a.Recepcjonistka była młodą i ładną Murzynką.Gail zakomunikowała: Umawialiśmy się telefonicznie  spojrzała na zegarek.Było dziesięć poczwartej. Przepraszamy za spóznienie.To z powodu ruchu. Czy mogę prosić o nazwisko.teraz?  zapytała recepcjonistka. Oczywiście, Sanders. Dyrektora nie ma.Jest dziś na konferencji w Princes.Przyjmie państwa wice-dyrektor  wstała. Proszę za mną.Przeszła do gabinetu dyrektora i zaanonsowała:  Państwo Sanders  po czymzwróciła się do nich:  Pan Hall.Przepuściła ich przodem.Zza biurka wstał szczupły, opalony, białoskóry mężczy-zna około czterdziestki. Proszę bardzo.Sanders zamknął za sobą drzwi i wraz z Gail usiedli na fotelach przed biurkiem.Hall uśmiechnął się.  Czym mogę służyć?  mówił z akcentem wschodniego wybrzeża. Czy słyszał pan o  Goliacie ?  zapytał Sanders.Hall zastanowił się przezchwilę.  Goliat.Połowa lat czterdziestych.To był chyba brytyjski statek.Opowiedzieli mu o wszystkim.Przemilczeli jedynie szczegóły napadu na Gail ispekulacji Treece'a na temat hiszpańskiego wraka.Gdy skończyli, Gail spojrzała naDavida i powiedziała: Treece był przeciwny naszemu przyjściu tutaj. Nic dziwnego  odparł Hali. Miał z nami kiedyś zatargi. Jakiego rodzaju?  spytał Sanders. Nic poważnego.Dawno minione.W każdym razie cieszę się, że państwo przy-szli.Spotkało was istotnie sporo przykrości.Bardzo mi przykro i jestem pewien, żedyrektor również dołączy do moich przeprosin. Panie Hall  przerwał mu Sanders  nie przyszliśmy tutaj po przeprosiny. Oczywiście. Co zamierza pan zrobić?  Dziś wieczór przedstawię całą sprawę dyrektorowi.Jestem pewien, że zechcezawiadomić o tym ministra po jego powrocie. A gdzie jest teraz minister? Na Jamajce.konferencja regionalna.Ale za parę dni wraca.Tymczasemzwrócę się do policji, by sprawdziła tego Cloche'a. Do policji?  Sanders aż podskoczył. Wspominałem przecież, że Clochema w policji swoich ludzi. Będziemy bardzo dyskretni  Hall wstał. Jeszcze raz dziękuję za informa-cje.Do kiedy państwo tu zostają? Dlaczego pan pyta? Mógłbym przydzielić wam opiekę policyjną. Dziękujemy.Damy sobie radę.Pożegnali się i wyszli.Gdy znalezli się na zewnątrz, wolno ruszyli wzdłuż ulicy.Chodniki zatłoczone by-ły turystami ze statku, którzy z przylepionymi do szyb nosami wpatrywali się wszkockie kaszmiry i gorączkowo przeliczali, ile zaoszczędzą na kupnie alkoholu wstrefie bezcłowej. Myślisz, że nam uwierzył?  zapytała Gail.  Chyba tak.Ale jeśli będziemy czekać, aż coś zrobi, to pomrzemy ze starości.Parę bram dalej Sanders dostrzegł biuro Pan American.Gdy znalezli się na równiz budynkiem, zatrzymał się i dotknął ramienia Gail.Spojrzała na wielkie, błękitne lite-ry  Pan Am wymalowane na oknie. Cokolwiek zrobimy, będzie zle  powiedział Sanders. Nie wiem, czy potra-fimy znieść w domu to wieczne poczucie zagrożenia i bezustanny lęk. Jeszczeprzez chwilę wpatrywał się w napis.W końcu machnął ręką. Chodzmy do Treece'a. Oszczędzę wam: a mówiłem  powiedział Treece. Lepiej zmądrzeć póznoniż wcale. Zarejestrowałeś hiszpański wrak?  zapytał Sanders. Tak.Czy i z tego wyspowiadaliście się panu Hall? Nie. Mówił o tobie z pewną rezerwą. wyznała Gail. Z rezerwą?  Treece zaśmiał się. Niezłe określenie.Te gryzipiórki nie po-trafią nic zrozumieć poza własnym politykowaniem.  Myślisz, że coś pomogą? Możliwe, gdzieś pod koniec stulecia  Treece potrząsnął głową, jakby chciałuwolnić się od wszelkich myśli o urzędach. No więc, skoro macie połowę udziałuw tym wątpliwym interesie, to co chcecie robić? Zostajemy  odparła Gail. O ile możemy się na coś przydać. Jeszcze jak! Ale zdajecie sobie sprawę z ryzyka?Sanders skinął głową. W porządku.A więc od dziś przechodzicie pod moją komendę.Możeciewszystko kwestionować, ale we właściwym czasie.Najpierw działanie, potem pytania.Możemy wyjść z tego cało, ale to, czy w ogóle wyjdziemy, zależeć będzie od was.Jeśli tylko zaczniecie rozrabiać, to zaciągnę was na pierwszy samolot powrotny.Niepozwolę wam zginąć na mój rachunek. Nikt się nie będzie sprzeciwiał  zgodził się potulnie Sanders. To dobrze.A teraz  Treece uśmiechnął się  rozkaz numer jeden.Wracaćdo  Orange Grove , oddać motorowery, spakować rzeczy i wrócić tu taksówką. Co takiego? Widzisz? Już zaczynasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl