[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dobra, nie spieszy mi się.Pozwolisz, że sobie pomedytuję.Co miałem robić? Pozwoliłem.Daymar siadł w kucki w powietrzu, zamknął oczy i znieruchomiał.Czyli medytował.Loiosh zapukał w szybę, więc otworzyłem okno.Wleciał, usiadł mi na prawym ramieniu i syknął zdziwiony, widząc nieruchomego Daymara.Poszukałem telepatycznie Cawti, znalazłem ją i zaproponowałem:Mogłabyś się zjawić w moim biurze, kochanie?Naturalnie.Czyżbyś miał dla mnie “robotę?Nie.Ale mam coś atrakcyjnego.Wymyśliłeś.Aha.Co.? Nie.Poczekam.Zaraz będę.Powtórzyłem cały proces z Alierą, która zgodziła się teleportować.Tym razem zdążyłem wyłączyć alarmy, nim się pojawiła.- A więc to jest twoje biuro - rozejrzała się z zainteresowaniem.- Wygląda na funkcjonalne.- Stokrotne dzięki.Ciasne, ale pasuje do mojego skromnego stylu życia.- Aha.Dopiero w tym momencie zauważyła Daymara lewitującego sobie trzy czy cztery stopy nad podłogą i wzniosła oczy ku niebu.Zadziwiające, że Cawti zareagowała dokładnie tak samo, kiedy ostatni raz zobaczyła go w tej pozycji.Daymar otworzył oczy i stanął.- Witaj, Aliero - powiedział spokojnie.- Witaj, Daymar.Zapuściłeś ostatnio sondę jakiejś teckli?- Nie - przyznał z kamienną twarzą.- A znalazłaś jakąś, którą chciałabyś, abym sprawdził?- Nie, ale zapytaj mnie w następnym Cyklu.- Na pewno.I nie ulegało wątpliwości, że to zrobi, jeśli oboje będą jeszcze żyli.Cawti zjawiła się w tym właśnie momencie, dzięki czemu przestali sobie dogryzać.Powitały się z Alierą nader ciepło i zaszyły w kąt, by poplotkować.W ciągu ostatnich miesięcy zaprzyjaźniły się dzięki wspólnej sympatii do lady Norathar - najpierw Smoka, potem Jherega, a teraz znów Smoka - która była partnerką Cawti.Alierą doprowadziła do przywrócenia jej należnego tytułu i majątku w Domu Smoka.Ja po trosze też, ale to już inna historia.Norathar zresztą w pewien sposób również została w to wplątana - para jej dobrych przyjaciół będzie próbowała zabić się wzajemnie.dlatego postanowiłem jej o niczym nie informować.I przestałem o tym myśleć.Byliśmy tu między innymi po to, by nie musiała decydować, po stronie którego z domów tak naprawdę chciałaby się opowiedzieć.Chwilę później weszła Kiera, a w ślad za nią Kragar.Wręczył mi sporą sakiewkę, którą natychmiast przekazałem Kierze.- Znów masz dla mnie zajęcie, Vlad? Powinnam cię jednak nauczyć fachu.Zaoszczędziłbyś sporo czasu i pieniędzy, - Kiera, w życiu się nie nauczę połowy tego, co ty zapomniałaś.Poza tym doba byłaby dla mnie za krótka, a co ważniejsze, mój dziadek nie pochwala złodziejstwa.Chcesz mi i tym razem pomóc? Zaręczam, że w słusznej sprawie.Zważyła w dłoni sakiewkę i gotów jestem się założyć, że zorientowała się, jaką kwotę zawiera.- W słusznej? - spytała ironicznie.- Co mi tam, i tak bym ci pomogła.Uśmiechnęła się już bez złośliwości i rozejrzała po obecnych.- A tak - przypomniałem sobie o obowiązkach gospodarza.- Kiero, to Aliera e'Kieron.- Znamy się - przerwała mi Aliera.Uśmiechnęły się do siebie i z zaskoczeniem stwierdziłem, że szczerze.Przez moment obawiałem się, że Kiera ukradła kiedyś coś należącego do Aliery, a tymczasem - proszę bardzo, przyjaźń rozkwita w najdziwniejszych okolicznościach.- W takim razie, skoro wszyscy się znają, przejdźmy do rzeczy - zaproponowałem.- Bo wszyscy się znają, prawda?Nie rozległ się żaden sprzeciw.- Doskonale.Proszę zatem usiąść, gdzie kto chce.Kragar bez uzgodnienia ze mną upchnął jakoś w biurze sześć krzeseł, dobre wino i odpowiednią liczbę naczyń.Napełnił je i porozdawał, nim sam usiadł.Jedynie Daymar zignorował krzesło, wybierając lewitację.Pozostali usiedli, Loiosh swoim starym zwyczajem na moim prawym ramieniu.Zacząłem czuć się z lekka zdenerwowany - zebrałem tu naprawdę niecodzienne towarzystwo.Najlepszą złodziejkę w mieście, lorda z Domu Sokoła, szlachetnie urodzoną mogącą wywieść swą linię wprost od Kierona Zdobywcy, byłego Smoka wyrzuconego nie wiadomo za co z Domu Smoka i parę renomowanych zabójców.A wszyscy zjawili się, bo ja ich o to prosiłem.Zupełnie jakbym był kimś ważnym albo co.Dostrzegłem wbity w siebie wzrok Aliery.Było w nim zaufanie i spokój.Cawti także cierpliwie czekała, bym przedstawił wyjście z całego tego bagna.Oto kim byłem: bratem jednej, mężem drugiej, przyjacielem trzeciej.i jedynym, który być może wiedział, jak uniknąć niepotrzebnej wojny.Odchrząknąłem, przepłukałem gardło i uporządkowałem myśli.- Przyjaciele - zacząłem - chciałbym wam podziękować, że zjawiliście się tu i zgodziliście pomóc mi w tej sprawie.Leży to naturalnie w interesie części z was, ale nie wszystkich to dotyczy.Jestem zaszczycony, że mi zaufaliście.Wszystkich zaś, zwłaszcza tych, którzy nie mają w tej sprawie niczego do zyskania, zapewniam, że jestem wdzięczny i nie zapomnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl