[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic bardziej nie przeraża ludu od tych dwóch rzeczy: ogień i wyrwani spod kontroli niewolnicy.Bogaci boją się zemsty niewolników, a biedni pożaru, który w jednej chwili może odebrać im wszystko, co mają.Nawet najubożsi, którzy patrzą na Katylinę jak na zbawcę, odwróciliby się plecami do każdego podpalacza.– Pioruny miotane w tłum – mruknąłem pod nosem.– Co mówisz, tato? – spytał Eko.– Porównanie, które usłyszałem od Katyliny.Westalki i seksualna rozwiązłość; podpalanie, anarchia, bunty niewolników; spiskowanie z cudzoziemcami; wola Jowisza.Cycero najwyraźniej po mistrzowsku opanował sztukę manipulowania tłumem za pomocą słów i fraz.– Nie zapominaj o jego czujności.– Meto wstał z sofy i odstawił kubek.Zauważyłem, że drżą mu ręce.– Ja przynajmniej mogę o sobie powiedzieć to, czego nie powie nikt inny w tym pokoju: nigdy nie służyłem konsulowi jako oko czy ucho.Odwrócił się gwałtownie i wyszedł.Eko patrzył za nim oniemiały.– Tato, co się stało z moim małym braciszkiem?– Zdaje się, że stał się mężczyzną.– Nie o to mi chodzi.– Wiem, o co ci chodzi.Od dnia, w którym włożył togę, stawał się coraz bardziej taki, jakiego go w tej chwili zobaczyłeś.– Ale te jego dzikie pomysły, ten niepohamowany gniew wobec Cycerona.skąd się to u niego wzięło?Wzruszyłem ramionami.– Katylina spał kilkakrotnie pod mym dachem.Myślę, że Meto odbył z nim parę osobistych rozmów.Wiesz, jakie on wywiera wrażenie na młodzieży.– Ale jakie to niebezpieczne! Jeśli Meto ma ochotę się chmurzyć i politykować w domu, to niech mu tam, ale mam nadzieję, że ma na tyle oleju w głowie, by tu w mieście trzymać język za zębami, w każdym razie publicznie.Sądzę, że powinieneś z nim o tym porozmawiać.– Dlaczego? Wszystko, co mówił, wydaje mi się doskonale logiczne.– Tak, ale cię to nie niepokoi?– Pewnie tak.Lecz kiedy przed chwilą wzburzony wychodził z pokoju, nie odczuwałem niepokoju, tylko dumę.I trochę się zawstydziłem.Bywają w teatrze chwile, kiedy bohaterowie i akcja sztuki wydają się bardziej rzeczywiste od samej rzeczywistości.Nie mówię o sprośnych rzymskich komediach, chociaż czasem i im się coś takiego przytrafia.Mam raczej na myśli wyrafinowane greckie tragedie.Wiesz, że pod maskami kryją się zwykli aktorzy i że słowa płynące z ich ust napisał wcześniej poeta, a mimo to, kiedy Edyp zostaje oślepiony, czujesz jego udrękę żywszą od fizycznego bólu i zgrozę, która zdaje się wydobywać z najgłębszych zakamarków duszy.Bogowie unoszą się nad ziemią i choć wiesz, że to aktorzy podwieszeni na żurawiach, odczuwasz nabożną bojaźń, choćbyś na co dzień był zdeklarowanym racjonalistą.Dni, które nastąpiły po mowie Cycerona na Forum, naznaczone były tym samym poczuciem żywej, magnetycznej nierzeczywistości.Było coś wielkiego i dramatycznego, a jednocześnie prostackiego i absurdalnego w nieubłaganym dążeniu do zniszczenia ludzi, którzy dostali się w ręce Cycerona.Na koniec to nie on, ale senat zadecydował o ich zgładzeniu.Wątpię, by pytanie, czy to szacowne ciało działało w zgodzie z prawem, czy nie, doczekało się odpowiedzi jeszcze za mojego życia.Prawo rzymskie nie uprawnia ani konsulów, ani senatu do skazywania obywatela na śmierć.Ta prerogatywa zarezerwowana jest dla sądów i dla zgromadzenia ludowego.Ponieważ jednak sądy działają bardzo wolno, zgromadzenie ludowe zaś jest niebezpiecznie zmienne w nastrojach, z żadnej z tych instytucji nie ma większego pożytku w chwilach przełomowych.Można by argumentować, że najwyższy dekret, na mocy którego senat upoważnił konsulów do podejmowania wszelkich niezbędnych działań dla zachowania państwa, unieważnia inne ograniczenia i pozwala na stosowanie kary śmierci wobec wewnętrznych wrogów Rzymu.Mimo to powstaje pytanie, czy jest słuszne, legalne i honorowe uśmiercanie więźniów, którzy złożyli broń i dobrowolnie oddali się w ręce sprawiedliwości, nie stanowiąc już bezpośredniego zagrożenia dla kogokolwiek? To tylko kilka z problemów, nad jakimi przez dwa kolejne dni debatował senat.Jako zdeklarowany wróg polityki powinienem natychmiast opuścić miasto, ale nie zrobiłem tego.Nie mogłem wyjechać.Jak każdy inny obywatel trwałem w nerwowym oczekiwaniu i strachu przed czymś nieokreślonym a strasznym, co zawisło nad miastem i jego ludem.Czuł to każdy, niezależnie od przekonań politycznych, od opinii o Cyceronie, od wiary w prawość czy nikczemność uwięzionych.Ten strach był jak ból w stawach narodu, jak gorączka trawiąca zbiorowy mózg.Chcieliśmy pozbyć się choroby, ale obawialiśmy się, że nasi lekarze z senatu uciekną się do jakiejś drastycznej terapii, która nie tylko przerwie gorączkę, ale przy okazji zabije pacjenta.Na drugi dzień po przemowie Cycerona miasto zmieniło się w ogromny wir plotek, którego zachłanne centrum znajdowało się wokół świątyni Concordii, gdzie znów spotkali się senatorowie.Wieść, że jeden z aresztowanych zwolenników Katyliny napomknął o zamieszaniu w spisek Krassusa, wywołała panikę wśród kupców i bankierów na Forum; ludzie nerwowo zastanawiali się, co się stanie, jeśli Krassus zostanie aresztowany, a jego dobra ulegną konfiskacie, podczas gdy inni twierdzili, że Krassus nigdy by na to nie pozwolił, a raczej przystąpiłby do wojny wraz z Katyliną.Jak się okazało, do senatu zgłosił się niejaki Lucjusz Tarkwiniusz i oświadczył, że Krassus posłał go do Katyliny z wieścią o aresztowaniach i radą, by natychmiast uderzył na Rzym.Reakcja senatorów była nieoczekiwana: po początkowej konsternacji zakrzyczeli informatora.Nawet, jeśli jego donos był prawdziwy, nikt się nie palił, by wciągać Krassusa w tę aferę, dopóki oficjalnie pozostawał lojalny wobec senatu.Po krótkiej debacie obecni przegłosowali wotum zaufania dla swego najbogatszego kolegi.Ustalono też, że Lucjuszowi Tarkwiniuszowi nie pozwoli się na dalsze zeznania, dopóki nie zechce wyznać, kto go przekupił, by złożył takie fałszywe i oszczercze świadectwo przeciwko tak nieposzlakowanemu patriocie jak Marek Krassus.Niektórzy sądzili, że Tarkwiniusz podjął się oskarżyć Krassusa tylko po to, by złagodzić karę dla już aresztowanych spiskowców, gdyby bowiem on znalazł się wśród nich, z pewnością senat powstrzymałby się od drastycznych rozwiązań.Inni twierdzili, że uczynił to z poduszczenia Cycerona, aby uciszyć Krassusa i nie dopuścić, by wpłynął na wynik debaty.Lucjusz Tarkwiniusz stał twardo przy swojej wersji, ale został odsunięty od dalszych zeznań.Więcej nie podnoszono już kwestii lojalności Krassusa, lecz on sam wycofał się z aktywnego udziału w dyskusji nad losem spiskowców.Cezar również nie uniknął podejrzeń.Czy Wolturcjusz i Allobrogowie jego także obciążyli, a oskarżenie zostało zatuszowane przez senat i pominięte w mowie Cycerona, gdyż nie chciano konfrontacji z nim? A może to tylko pogłoski rozsiewane przez wrogów Cezara? Nikt nie znał prawdy, ale plotki na jego temat szerzyły się wszędzie.Wśród zbrojnych wyznaczonych do ochrony świątyni Concordii – samych ekwitów i zwolenników Cycerona – emocje były bliskie wrzenia: kiedy tego popołudnia Cezar opuszczał budynek, wykrzykiwali pod jego adresem groźby i wymachiwali mieczami.Świadkowie zajścia opowiadali potem, że Cezar ani na mgnienie oka nie stracił zimnej krwi, minął ich z godnością, a kiedy znalazł się poza kordonem, powiedział: „Ależ te psy są dziś w podłym humorze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl