[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Przerwała mi, kręcąc głową.– Nie, wciąż jeszcze nie mogę o tym mówić.– Wcale?Chwyciła się poręczy schodów i odetchnęła kilka razy głęboko.– Nigdy o tym nie mówię.Siostrze powiedziałam tylko raz, zaraz po wszystkim.Potem żadna z nas nie mogła do tego wrócić.– Rozumiem.Jej siostra miała rację, nie byłoby z niej pożytku w sądzie.Nawet teraz cała się trzęsła.Trudno byłoby ją sobie wyobrazić składającą zeznania w takiej napiętej atmosferze, która nawet Cyceronowi związała język.Gospodyni spojrzała w dół schodów.– Do dzisiaj, ilekroć idę tymi schodami, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że za chwilę go tam znajdę, tak jak wtedy.– Twojego męża?– Tak! Całego we krwi, nieruchomego.– Chcesz się na mnie wesprzeć, jak będziemy schodzili?– Może.Ale jeszcze nie teraz.Nie chcę się stąd ruszać.– Czy mam pójść poszukać twojej siostry albo szwagra?– Nie! Muszą mieć mnie już dosyć, ale na pewno nie tak bardzo jak ja ich! – odparła z nagłą złością.– Jak to oni szybko się tu wprowadzili i przejęli zajazd.niby dla mojego synka, mówili, dopóki nie dorośnie.Ale zachowują się, jakby tawerna już należała do nich, a Marek nigdy nie istniał.Nie chcą nawet wypowiadać jego imienia, niby żeby mnie nie denerwować.Och, gdyby wszystko mogło być tak jak przedtem! Niech obaj będą przeklęci, i Milo, i Klodiusz! I sami bogowie też.Myślałem, że się rozpłacze, ale jej oczy pozostały suche.Wyprostowała się i uspokoiła oddech.– Czego więc chciałeś się dowiedzieć?Uniosłem brwi.– Możesz więc mówić o tym dniu czy nie?– Spytaj, to się przekonasz.Wyjrzałem przez okno.Na drodze zobaczyłem Dawusa i chłopców.Zaprowadzili już konie do stajni i teraz grali w piłkę, śmiejąc się razem do rozpuku.Jaki z Dawusa byłby ojciec? Przeniosłem spojrzenie na wdowę.O co jeszcze miałbym ją pytać? Wydawało się, że wszystkie szczegóły tej historii są już dobrze znane.Incydent na Via Appia został drobiazgowo udokumentowany i sprawiedliwość wymierzona.Jej zeznanie okazało się w końcu niepotrzebne.A jednak.– Co zobaczyłaś, wyglądając po wszystkim przez okno?Spuściła wzrok.– Zwłoki, dużo krwi.Senatora z córką, ich lektykę i służbę.– A Eudamus i Birria? Ludzie Milona?– Nie.Wszyscy już odeszli.Nie wiem dokąd.– Ścigali niejakiego Filemona i jego towarzyszy, którzy mieli nieszczęście natknąć się na całą scenę.– Tak? Nic o nich nie wiedziałam.– Siostra ci nie mówiła? Filemon zeznawał tego samego dnia co ona.Wdowa potrząsnęła głową.Minę miała teraz posępną, wyrażającą też jednak determinację.– Pewnie nie chciała mnie denerwować.Mów dalej.Co jeszcze chciałbyś usłyszeć?– Wyjrzałaś więc przez okno, zobaczyłaś Tediusza i Tedię z orszakiem.A Klodiusz?– Pochylali się nad nim.– Poznałaś go?– Tak.– Po czym?– Po twarzy.– Wzruszyła ramionami.– Widziałaś jego twarz? Musiał więc leżeć na wznak.– Tak było.Leżał na plecach i patrzył na nich.Ciarki przebiegły mi po grzbiecie.– Co powiedziałaś? – spytałem, nie wierząc własnym uszom.– Klodiusz leżał na plecach i patrzył na senatora i jego córkę.– Chcesz powiedzieć, że miał otwarte oczy po śmierci?– Nie.Chcę powiedzieć, że on patrzył na nich, a oni na niego.– Zmarszczyła brwi, jakby wytężając pamięć.– Trochę rozmawiali, a potem Tediusz i Tedia pomogli mu wstać i wsiąść do lektyki.Spojrzałem na podwórze, znów starając się sobie wyobrazić opisaną scenę, po czym znów zwróciłem się do gospodyni.– Czyli twierdzisz, że Klodiusz jeszcze żył?– Tak.Choć pewnie ledwo, ledwo.– Ale twoja siostra przedstawiła to tak, że Klodiusz był martwy, kiedy znalazł go Tediusz.Tak powiedziała mnie i tak zeznała w sądzie.Według niej widziałaś tylko, jak wkładają do lektyki jego ciało.Ani słowem nie zasugerowała, że Klodiusz jeszcze wtedy mógł żyć.– Ale żył – powtórzyła oberżystka.– Pewnie źle mnie zrozumiała.Byłam jak w malignie, kiedy jej to opowiadałam, sama dobrze nie wiedziałam, co mówię.Może wyraziłam się niejasno.– Może.Zdaje się, że w wielu punktach nie rozumiałyście się dobrze.Ale senator Tediusz zeznał to samo.Też nie wspomniał, jakoby Klodiusz żywy wsiadł do jego lektyki.– Ale tak było.Był słaby, utykał i krwawił, musieli mu oboje pomagać przy wsiadaniu, ale zapewniam cię, że był żywy.Chyba że trupy umieją chodzić, mówić i patrzeć.Żył jeszcze! A mój mąż leżał zabity u podnóża schodów.Dlaczego mi to robisz?!Odwróciła się nagle i zbiegła po schodach, płacząc wreszcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|