[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Domyślił się też, że czekam na ulicy, by go zabić.Miał trzywyjścia: przeczekać, ryzykować życie, wiedząc o obecności Gwardii, i liczyć, żenie odważę się na atak, lub wezwać większą ochronę i liczyć, że gwardziści gozignorują, gdy będzie wychodził, by teleportować się z ulicy.Musiał się niezlepocić.Zanim przystąpiłem do działania, zauważyłem jeszcze coś.Gwardią dowo-dził stary Dragaerianin pod złocistą peleryną mający biel i złoto Domu Tiassy.Popani porucznik śladu nie było, za to przeważającą część gwardzistów stanowiłySmoki.Oficer był weteranem to było widać po rozmaitych drobnych szcze-gółach, a zwłaszcza po spokoju, z jakim czekał.Gdyby był człowiekiem, miałbypewnie sumiastego wąsa, tak zamiast go kręcić, drapał się czasem po nosie.I tobyły jedyne ruchy.Szpadę miał długą, lecz lekką, co sugerowało doświadczone-go szermierza, z którym wolałbym się nie zmierzyć.A potem dotarło do mnie,że Gwardią Feniksa dowodzi właśnie stary Tiassa.Czyli że mam przed sobą naj-prawdopodobniej brygadiera, lorda Khaavrena we własnej osobie.Byłem pod wrażeniem, i to nie tylko z jednego względu.Jego obecność orazskład osobowy jego oddziału oznaczały jedno teraz nie będzie niezdecydowa-nia i żadne tam ulotki na nic się nie przydadzą.Jeżeli otrzyma rozkaz od Cesarzo-wej lub sam uzna to za stosowne, stojący naprzeciwko tłum nie musi zrobić nic,by zostać wyrżnięty w pień.Z budynku wyszli Gregor i Paresh i zaczęli cicho rozmawiać z ludzmi na ulicy,pewnie nawołując do utrzymania spokoju.A ja zamknąłem oczy i skoncentrowa-łem się.Przypomniałem sobie rozbitą miskę na podłodze, ale zignorowałem ją mogli posprzątać.Za to zacieku czerwonego koloru na podłodze nie ruszyli, bowżarł się w drewno.potem przypomniałem sobie schody prowadzące do piw-nicy, sufit o popękanej farbie i zwisającą z niego linę o postrzępionym końcu,z której kiedyś pewnie zwisała jakaś lampa.Jej grubość przypominająca wyłysia-ły pędzel, zakończenie i warstwę kurzu.wzór materiału zasłony u wejścia dopiwnicy ohydne brązowo-bure zygzaki na granatowym tle przetykane czymś,co mogło kiedyś być zielenią.I powietrze zastarzałe, pełne kurzu.prawie żeje poczułem.Zdecydowałem, że wystarczy, zaczerpnąłem energii z Kuli i ukształtowałemją tak, by odpowiadała obrazowi, który miałem w pamięci.Potem skręciłem ją,świat fiknął kozła i otworzyłem oczy.Stałem w korytarzu za zasłonką w upiorny wzorek i choć nie wyglądał onidealnie tak, jak go sobie wyobraziłem, znajdowałem się dokładnie tam, gdziechciałem.Ponieważ zakładałem, że w korytarzu będą ochroniarze, starałem sięzachowywać jak najciszej.Biorąc pod uwagę, że mój żołądek robił, co mógł, byzwrócić zawartość, nie było to łatwe.Najważniejsze, że się udało.Kiedy dosze-173dłem do siebie, wyjrzałem przez szpary w zasłonie.Rzeczywiście w korytarzustał jeden, ale ponieważ tkwił tu już sporo czasu, a nic się nie działo, tak jak sięspodziewałem, nie był specjalnie czujny.W drugiej części korytarza prowadzącejdo tylnego wejścia nie zauważyłem nikogo.Co nie znaczyło, że ich tam nie by-ło.Mogli (lub mógł) stać przed drzwiami albo w samym wejściu.Musiałem byćprzygotowany na ich obecność.Nasłuchiwałem uważnie rozróżniłem głos perorującego Hertha, a więc byłtam, gdzie chciałem.Miałem dwie możliwości usunąć po cichu tego w kory-tarzu i ewentualnie drugiego i poczekać, aż ktoś się tym zainteresuje, po czymjego też załatwić, ale prawdę mówiąc, wątpiłem, by udało mi się to osiągnąć bezhałasu.Poza tym nie wiedziałem, czy Herth nie zaryzykuje wyjścia, ewentualniekiedy ściągnie posiłki.Stąd też pozostało tylko to, na co byłem przygotowany od wczoraj.Co niezmieniało faktu, że było to głupie i samobójcze.Ponieważ miałem wszystkie-go dość, a na swoją śmierć byłem przygotowany od paru ładnych dni, wybrałemświadomie to rozwiązanie.Tylko ono bowiem dawało szansę usunięcia Hertha.Doszedłem do wniosku, że czas najwyższy, i wydobyłem dwa cienkie i nad-zwyczaj ostre noże do rzucania.Trzymając ręce opuszczone wzdłuż ciała, by nożenie rzucały się w oczy, wyszedłem na korytarz i ruszyłem miarowym krokiem kuochroniarzowi.Uśmiechając się przy tym beztrosko.Zauważył mnie oczywiście natychmiast.I zgłupiał.Nie wiem, czy przezuśmiech, czy też z powodu mojego zachowania, ale tylko gapił się na mnie ani nie sięgnął po broń, ani nie podniósł alarmu.A ja w tym czasie przeszedłemspokojnie te dziesięć dzielących nas kroków.A potem znalazłem się obok niegoi był mój.Pchnąłem go w brzuch, co jest najskuteczniejszą metodą całkowitegowyłączenia kogoś z walki bez zabijania go.A ja nie chciałem zabijać tych, którzytylko robili to, za co im płacono.Chyba że musiałem.Nim zdążył znieruchomiećna podłodze, miałem w dłoni nóż wyjęty zza cholewy prawego buta nadający siętak do rzutu, jak i do pchnięcia czy cięcia.Wszedłem do pokoju.Wewnątrz znajdowało się dwóch ochroniarzy w pobliżu drzwi, trzeci obokHertha, Herth, posłaniec i Bajinok.Oraz Kelly, Cawti stojąca obok niego, Gregor,Paresh, trzech ludzi i Teckla.Cawti dostrzegła mnie natychmiast, podobnie jaknajbliższy Hertha ochroniarz.Szybki był już miał w garści nóż i gotów był dorzutu.I padł z moim nożem w sercu.Padając, zdążył rzucić, ale brak mu już byłosiły i koordynacji uskoczyłem i nóż drasnął mnie jedynie w dłoń.W tym czasieHerth zamilkł, Bajinok zasłonił go, a stojący najbliżej drzwi ochroniarze sięgnęlipo broń.Zakląłem, wyciągnąłem shurikeny i skoczyłem w głąb pokoju.Byłem szybszy, niż się spodziewałem obaj przy drzwiach zdążyli wyjąćbroń, ale nie zdążyli jej użyć; zostali trafieni, każdy shurikenem o ostrzach okry-tych środkiem paraliżującym mięśnie.Padli, próbowali wstać, dostali po nożukażdy i padli na dobre.A ja zdążyłem dobyć rapier (prawą ręką) i sztylet (lewą).174Bajinok zaś wyjął skądś lepipa zwanego łamigłówką paskudną broń, bo mógłnią złamać klingę mojego rapiera.Zza jego ramienia wyglądał Herth.Jeszcze niedobył broni może zresztą jej nie miał.Nie wiem, nie mój problem.Uniknąłemciosu łamigłówką, odskakując, i zaatakowałem.Pierwsze moje pchnięcie trafiłogo albo w serce, albo w jego bezpośrednie sąsiedztwo, bo padł jak ścięty.Spojrza-łem na posłańca poprzednio siedzącego na krześle miał w dłoni sztylet i prawiezdążył wstać.Widząc rozwój wydarzeń, upuścił sztylet i usiadł, trzymając pustedłonie na widoku i z daleka od ciała.Od mego wejścia do pokoju nie minęło dziesięć sekund.Trzech ochroniarzyleżało martwych albo wyłączonych z walki (nie licząc czwartego na korytarzu).Bajinok był martwy lub umierający, a ostatni podwładny Hertha jednoznaczniezadeklarował, że nie wezmie udziału w walce.Nie wierzyłem, że się udało.Herth też nie. Czym ty jesteś? wychrypiał słabo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|