[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Co, u diabła, masz zamiar z tym zrobić! Postanowiła, \e nie pozwoli mu się zmieszaćani zastraszyć.Podniosła głowę i spokojnie odpowiedziała:- To na twoją głowę.- Czy to ma być, twoim zdaniem, ordynarny dowcip? - warknął i spojrzał na nią, jakbymiał ochotę ją zamordować.Za\enowana, postawiła tacę na łó\ku obok bioder Matta i gładko powiedziała:- Wło\yłam do środka lód.- O tak, ty byłabyś do tego zdolna - wycedził, a potem dodał okropnym tonem: - Dajęci dokładnie pięć sekund na opuszczenie tego pokoju i jeszcze minutę na wyniesienie się ztego domu, zanim ja cię stąd wyrzucę.- Nachylił się do przodu i zorientowała się, \e miałzamiar odrzucić kołdrę i przewrócić tym samym tacę.- Nie! - wykrzyknęła, a w jej głosie było tyle samo prośby, co protestu.- Nie musiszmnie straszyć, bo nie mogę wyjechać.Zgubiłam kluczyki przed domem, kiedy wysiadałam zsamochodu.A nawet gdyby tak nie było i tak nie mogłabym wyjechać, dopóki nie powiem citego, co mam ci do powiedzenia.- Nie jestem tym zainteresowany - powiedział niegrzecznie, sięgając, \eby odrzucićkoce, wściekły, bo musiał przeczekać nową falę zawrotów głowy.- Nie zachowywałeś się tak wczoraj - argumentowała z desperacją w głosie.Zdą\yłazabrać tacę z koców, zanim zrzucił ją na podłogę.- Nie zdenerwowałeś się tak bardzo tylkodlatego, \e przygotowałam ci zimny okład na głowę!Zastygł z ręką chwytającą właśnie koce.Wyraz twarzy miał trudny do zdefiniowania:komiczny i zszokowany.- Zrobiłaś co? - wydusił z siebie szeptem.- Waśnie ci powiedziałam.Przygotowałam ci pojemnik z lodem.Zaniepokojona przerwała, widząc, \e nagłe zakrył twarz dłońmi.Ramiona mu dr\ały.Opadł na poduszki.Dr\enia wstrząsały całym jego ciałem od stóp do głowy.Spoza dłonidochodziły przytłumione odgłosy.Dr\ał tak gwałtownie, \e głowa spadła mu z poduszek, asprę\yny łó\ka zatrzeszczały.Myślała, \e ma jakiś atak, który doprowadzi go do zaduszeniasię na śmierć.- Co się stało? - wybuchnęła.Jej pytanie spowodowało jeszcze większe wstrząsy nałó\ku, a dziwaczne dzwięki dobywające się z Matta jeszcze się nasiliły.- Dzwonię popogotowie! - wykrzyknęła, odstawiając tacę.Rzuciła się w kierunku drzwi.- Mam telefon wsamochodzie.- Wybiegła ju\ z pokoju i zaczynała zbiegać po schodach, kiedy za jej plecamieksplodował śmiech Matta, wspaniałe, gwałtowne wybuchy śmiechu.Zamarła w pół kroku.Odwróciła się i słuchała.Atak, którego była świadkiem, byłatakiem dzikiego rozbawienia.Znieruchomiała na schodach z ręką na poręczy.Niepewniezastanawiała się nad ewentualnymi powodami tego śmiechu.Długa gumowa tuba niepokoiłają od samego początku.Urządzenie w najmniejszym stopniu nie przypominało przedmiotów otym przeznaczeniu, jakie widuje się zwykle w aptekach.Co więcej, ten czerwony pojemnikwisiał z tylu na drzwiach łazienki, kiedy była tu poprzednio! - pomyślała trochę agresywniena swoją obronę, wolno wchodząc z powrotem po schodach.Jeśli była to rzecz u\ywana wczasie chorób, na pewno powinna ona być pozostawiona w dobrze widocznym miejscu.Zatrzymała się tu\ przed drzwiami jego sypialni.Czuła się niepewnie, ale przyszło jejna myśl, \e, być mo\e, uczucie dyskomfortu mogło jej się opłacać.Jak by nie było, torozbawienie odwróciło jego uwagę od pełnego wściekłości zamiaru wyrzucenia jej.MatthewFarrell, nawet le\ąc bezbronnie w łó\ku, był najstraszniejszym przeciwnikiem, z jakim miałaokazję stanąć oko w oko.A kiedy był zły, to, prawdę mówiąc, był przera\ający.Bez względuna to jednak, co robił, jak bardzo był zły czy nieracjonalny, musiała spróbować zawrzeć z nimpokój.Zdecydowana, wsunęła dłonie w kieszenie spodni, nadała swojej twarzy wyraz, któryjak miała nadzieję, mo\na było uznać za uosabiający dezorientację dobrze wychowanejosoby, i weszła do sypialni.W chwili, kiedy Matt ją zobaczył, musiał stłumić nowy przypływ śmiechu.Pomimorumieńca rozdra\nienia zbli\ała się powoli ku niemu z dłońmi w kieszeniach, starając sięwyglądać, jakby nie miała najmniejszego pojęcia, co wywołało jego śmiech.śeby dopełnićkomiczny obrazek całkowitej niewinności, co starała się osiągnąć, powinna jedynienonszalancko podnieść wzrok do sufitu i cicho pogwizdywać pod nosem.W trakcie tych rozmyślań nagle uderzyło go pytanie: dlaczego ona tu była? Zmiechczający się w kącikach jego ust zniknął gwałtownie.Najwyrazniej odkryła, \e kupił takupragnioną przez nią ziemię w Houston i \e teraz zakup ten będzie ją kosztował o dziesięćmilionów więcej.Przyleciała tutaj biegiem, \eby wpłynąć na niego, perswadować i zrobić,cokolwiek będzie trzeba, \eby zmienił zdanie.nawet jeśli oznaczało to koniecznośćprzygotowania mu tacy do łó\ka i troskliwego skakania przy nim.Zdegustowany jejpozbawioną taktu, oczywistą próbą manipulacji, czekał, a\ się odezwie, a kiedy milczała,rzucił krótko:- Jak mnie znalazłaś?Natychmiast wychwyciła niepokojącą zmianę jego nastroju.- Poszłam wczoraj wieczorem do twojego mieszkania - przyznała.- Chciałam.- Nawet o tym nie myśl - warknął niecierpliwie.- Pytałem cię o to, jak mnie znalazłaś.- Zastałam twojego ojca u ciebie w mieszkaniu.Rozmawialiśmy.To on powiedziałmi, \e jesteś tutaj.- Musiałaś dać niezłe przedstawienie, skoro przekonałaś go, \eby ci pomógł -powiedział z nie ukrywaną pogardą.- Mój ojciec nie dałby za ciebie złamanego grosza.Zdesperowana, \eby jej wysłuchał i uwierzył w to, co powie, odruchowo usiadła nałó\ku obok niego i zaczęła mówić.- Twój ojciec i ja rozmawialiśmy i wytłumaczyłam mu kilka spraw.A on mi uwierzył.Kiedy ju\.zrozumieliśmy się nawzajem.powiedział mi, gdzie jesteś, \ebym mogła tuprzyjechać i wytłumaczyć te\ to wszystko tobie.- Więc zacznij te wyjaśnienia - powiedział lakonicznie, opierając się o poduszki.- Alezrób to zwięzle - dodał zaskoczony, \e udało jej się omotać jego ojca i nagle ciekawzobaczenia chocia\ części przedstawienia, jakie dała wczorajszego wieczoru.Meredith spojrzała w jego zimną, pełną grozby twarz i odetchnęła głęboko, \eby sięuspokoić.Zmuszała się do spojrzenia mu w oczy.Jeszcze przed chwilą te oczy były pełneciepłego uśmiechu, teraz były jak kryształki lodu.- Masz zamiar zacząć mówić - rzucił - czy będziesz tu siedzieć i wpatrywać się wemnie?Skrzywiła się, słysząc ton jego głosu, ale nie spuściła wzroku.- Będę mówić - powiedziała.- To wszystko jest trochę skomplikowane.- Ale z pewnością przekonujące - zakpił.Zamiast replikować z pełną dumy wściekłością, co robiła zwykle w stosunku do niegow przeszłości, skinęła głową i uśmiechnęła się niepewnie.- Miejmy nadzieję.- Zaczynaj więc! Ale trzymaj się konkretów: mów to, w co chcesz, \ebym uwierzył,to, co oferujesz i czego chcesz ode mnie w zamian za to.Prawdę mówiąc, spokojnie mo\eszopuścić to ostatnie.Wiem, czego chcesz.Jestem tylko ciekaw, w jaki sposób masz zamiar toosiągnąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|