[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wy-starczyło, by jeden kelner był na usługach Larisa albo po prostu chciał zarobići przekazał telepatyczną wiadomość komu trzeba.Mogli bez trudu wysłać zabój-cę, a w tak krótkim czasie nikt by na niego nie zwrócił uwagi.Cawti to rozumiała i to tak dobrze, że wyszła pierwsza, żeby się rozejrzeć.Podobnie jak Loiosh. Vladimir! Szefie, uwaga!Oba ostrzeżenia rozległy się równocześnie i po raz pierwszy w życiu zamar-łem, nie wiedząc, co robić.Instynkt podpowiadał, by pryskać, rozsądek, by pomócCawti.I w efekcie stałem w progu jak idiota  albo idealny cel.Z bezczynności wyrwało mnie nagłe pojawienie się przede mną kogoś z ma-giczną różdżką w dłoni.Nim się zorientowałem, miałem w garści Spellbreakerai zamachnąłem się nim w kierunku napastnika.Zadziałały odruchy i dobrze sięstało  poczułem w ręku mrowienie oznaczające przechwycenie jakiegoś ma-gicznego ataku.Adept zaklął, ale nic więcej nie zdążył zrobić, gdyż z boku szyiwykwitł mu nóż.Najwyrazniej Cawti radziła sobie na tyle dobrze, by uważać nato, co się ze mną dzieje.Wyciągnąłem sztylet i wypadłem na zewnątrz.Już w locie zdołałem złapać telepatycznie Kragara i wrzasnąć: Pomocy!A potem zobaczyłem, że napastników jest trzech, i przestałem mieć czas nacokolwiek poza działaniem.Jeden wrzeszczał i oganiał się przed Loioshem, drugitoczył pojedynek na rapiery z Cawti, a trzeci na mój widok coś rzucił.Odruchowozrobiłem unik i potoczyłem się ku niemu, co nie jest łatwe z rapierem u boku.Jedno mi się udało  nie trafił.Próbowałem go w rewanżu kopnąć, ale odskoczył.A w lewej dłoni trzymał gotowy do rzutu nóż.W następnej sekundzie go wypuścił, bo mój sztylet trafił go w nadgarstek.Skorzystałem z okazji i drugi umieściłem w jego sercu.W sumie chciał mnietylko zabić, więc może ktoś go wskrzesi.Pozostając w półprzysiadzie, rozejrzałem się, sprawdzając, jak wygląda sytu-acja.Cawti radziła sobie dobrze  widać było, że jej przeciwnik nigdy nie wal-czył z kimś fechtującym po ludzku, czyli zwróconym bokiem, a nie przodem kuniemu.Wyciągnąłem z pochwy rapier i skoczyłem ku temu, którym dotąd zajmo-wał się Loiosh.Widząc mnie, odleciał na bezpieczną odległość, a zabójca uniósłrapier.I to było ostatnie, co zrobił, bo dzgnąłem go przez lewe oko w mózg.Od-wróciłem się, szukając Cawti.Właśnie czyściła klingę z krwi. Nie ma na co czekać  oznajmiłem, gdy Loiosh powrócił na moje ramię. Zabierajmy się stąd. Dobry pomysł.Możesz nas teleportować? Nie, dopóki się nie uspokoję.A ty?137  Też nie. W takim razie szybkim marszem do biura.Chodu!  poleciłem, chowającrapier do pochwy.A potem poprowadziłem ich przez lokal do tylnego wyjścia i dalej, tyle że nieszybkim, a spacerowym krokiem, żeby nie wzbudzać sensacji.Wątpię, czy jestcoś trudniejszego niż spacerowanie, kiedy chciałoby się biec, bo człowiek czujesię tak, jakby wszyscy na niego polowali, i w każdej chwili spodziewa się nowegoataku.Przeszliśmy ładny kawałek, gdy pojawiła się odsiecz: Zwietlik, N aal, Shoeni Kij. Dzień dobry panom  powitałem ich uprzejmie i w ostatniej chwili ugry-złem się w język, by nie powiedzieć N aalowi, że dobrze wygląda: pomyślałby,że się z niego nabijam.* * *Do biura dotarliśmy bez przeszkód i urozmaiceń.A ja zdołałem znalezć sięw swoim pokoju, nim zwróciłem śniadanie.Na szczęście nie było aż takie dobre.Znałem Dragaerian, którzy po solidnym posiłku wychodzili, ocierali się do-słownie o śmierć i wracali na inny posiłek.Jak się takiego spotkało godzinę póz-niej i spytało, czy przytrafiło mu się coś interesującego, wzruszał ramionami i od-powiadał, że właściwie to nie.Nie wiem, czy ich podziwiam, czy jest mi ich żal, na pewno zazdroszczę im,że nie mają tak delikatnych żołądków.Co prawda do wszystkiego można się przy-zwyczaić, ale wymioty nie są miłym nałogiem.A niestety były one nieodzownymelementem odreagowywania przeze mnie każdej niespodziewanej próby pozba-wienia mnie życia.Poza tym reaguję rozmaicie na bliskie spotkania ze śmiercią  czasami przezkilka godzin lub dni zachowuję się paranoidalnie, czasami robię się agresywnyalbo milczący, przeważnie przez godzinę trzęsą mną dreszcze nie do opanowania.Tym razem mną nie trzęsło.Za to przez długi czas siedziałem bez ruchu.Byłemwstrząśnięty i przestraszony  nikt dotąd nie wysłał przeciwko mnie czterech za-bójców.Było to zresztą generalnie nietypowe.Za to gwarantowało sukces.I gdybynie Cawti, tak by się stało.Nie ulegało wątpliwości, że musiałem ostatecznie rozwiązać problem Larisa.I to szybko.138 * * * Czas się ruszyć, szefie. Eee? Siedzisz tak już ze dwie godziny, wystarczy. Przesadzasz.Nie aż tyle. Nie jestem ogrodnik.Zauważyłem, że Cawti także jest w pokoju i grzecznie czeka. Jak długo tu jesteś?  spytałem. Około dwóch godzin. Nie może.rozmawiałaś z Loioshem? Nieważne  odetchnąłem kilka-kroć głęboko. Przepraszam.Nadal nie mogę się do tego przyzwyczaić. Aż dziw bierze, nie? W końcu powinieneś. Też tak myślę.Ile znasz osób, które przeżyły. Tak? Co chciałeś powiedzieć?Milczałem przez długą chwilę, intensywnie myśląc, po czym dokończyłempytanie: Ile znasz osób, które przeżyły choćby dwa, nie mówiąc o trzech próbachzamachów?Potrząsnęła głową. Niewielu przeżywa pierwszą i dobrze o tym wiesz.Wątpię, bym słyszałao kimś, kto przeżył dwie.O takim, który przeżył trzy, na pewno nie.Całkiemładne osiągnięcie, Vladimir. Doprawdy? O co ci chodzi? Posłuchaj i pomyśl.Jestem dobry, fakt.Mam także szczęście i Loiosha.Ale nie jestem cudotwórcą! Nie jestem aż tak dobry i aż taki szczęściarz.To copozostaje?Spojrzałem na nią i odpowiedziałem pytaniem: A jesteś niekompetentna? Nie. Więc co zostaje? Poddaję się.Co? %7łe zamachy nie były prawdziwe  powiedziałem spokojnie. Co?! To, że Laris tak naprawdę nie próbuje mnie zabić. Przecież to absurd! Zgadzam się.Ale przeżycie trzech zamachów to także absurd. Cóż, no tak, ale.139  Pomyślmy na spokojnie, dobrze?  zaproponowałem. Na spokojnie się nie da.A poza tym ja cię zabiłam. Wiem.W takim razie zacznijmy od was.Zostałyście wynajęte po to, żebymnie zabić, czy po to, żeby wyglądało, że chcecie mnie zabić? A po co na.? Odpowiedz, proszę, na pytanie.Po co? Zostałyśmy wynajęte, żeby cię zabić! Takie przyznanie to dowód sądowy, więc nie rób tego więcej, ale to takna marginesie  dodałem szybko, widząc pierwsze objawy złości. Załóżmy,że dostałybyście zlecenie nie na pozorowany, ale mający wyglądać autentycznieatak.Jak. Nie przyjęłybyśmy takiego zlecenia.Nikt normalny nie ryzykowałby życiadla głupiego przedstawienia! Zostawmy to w takim razie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl