[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Tam nędzarz, tu potentat.Potentat istotny.Wojna to uczy-niła, iż świat przed nieustraszoną zrenicą i pod zaciśniętą pięścią stanął otworem.Otworemstanęły wszystkie drzwi domów, zatrzaśnięte stale skrzynie, pękały wszelkie prawa, jakiekol-wiek i kiedykolwiek kto pisał, rozsypywało się w proch tchórzliwe ludzkie serce serce takiesamo właśnie, jakie on sam, dziś nieustraszony wojownik, przed sześcioma tygodniami nosiłpod cywilnym odzieniem.Znał tamtą nędzę, toteż lubił teraz przyglądać się jej jako ze-wnętrznemu przedmiotowi.Zachwycało go życie bojowe, wędrowne, niepewne dnia ani go-dziny, pełne awantur niewysłowionych, przygód i zdarzeń fantastycznych, których by niezdołał wyśnić poeta o najbujniejszej wyobrazni.Otwierało się przed nienasyconą wrażliwo-ścią wnętrze wspaniałe i nad wyraz ciekawe.Za każdym wzgórzem i za każdym lasem byłynowe objawy tej fantasmagorii, które wysuwały się wciąż jak przedziwne obrazy z tajemni-czego wnętrza czasu i przestrzeni.Wkraczanie do wszelkich zbudowanych domów wedługwoli i upodobania, lustrowanie dworów i pałaców, widok wciąż nowych osób, stosunków,rzuty zrenicy w najbardziej powikłane wypadki, rozdawanie łask i kar, rządzenie żywotami ilosami ludzi według tajemniczego interesu wojny, który mógł się, w miarę okoliczności,utożsamiać z kaprysem jednostki był to istotnie artyzm.Nigdy dosyć nie można było tejsztuki natworzyć i napodziwiać zarazem.W ciągu krótkiego stosunkowo czasu porucznik Znica zżył się ze swymi żołnierzami ipodkomendnymi.Oni również, te zdrowe i silne andrusy krakowskie, galicyjskie %7łydowiny ilwowskie baciary, od czasu śmierci kapitana kompanii, który padł w jednej z pierwszych po-tyczek, zżyli się ze swym porucznikiem i dociągnęli do miary jego miary i pasji.On wiedział,co ze swymi chłopcami może zrobić, a oni wiedzieli, co on zrobi w danym wypadku, ile sięda , a ile znowu nie popuści.Wkrótce półkompania, stu dwudziestu kawalerów i dowódca,76stali się jako smyczek i skrzypce.Jeżeli porucznikowi wypadło oddalić się na krótko z jako-wychś wojskowych przyczyn od swej dwuplutonówki, wracał wnet z ukontentowaniem doswych nygusów, do domu. W domu witano go ze szczerą uciechą, choć ta i łoił batem zaprzewinienia, aże skóra trzeszczała.Przebywanie wciąż na otwartym powietrzu, nocowanie wszczerych polach, marsze i obozowiska wśród obrazów powiśla małopolskiego zarówno podwzględem fizycznym, jak duchowym wzmocniły naturę komendanta.Nigdy jeszcze nie czułsię tak lwio zdrowym, rzezwym, chyżym, żądnym życia, zwinnie sprężystym, zdolnym dochodu naprzód i skoku przez wszelką przeszkodę jak wówczas.Obrazy, sceny, wspomnie-nia, mnóstwo zjawisk zwijające się w zwięzłe symbole, zostawały gdzieś w pamięci, two-rząc podstawy twórczości nowej, której jako artysta nawet nie przeczuwał w sobie dotych-czas.Od dwu tygodni los wojny rzucił go w miejsce zapadłe i przygwozdził niejako do pewnegowzgórza nad szerokim stawem.Było to między Stopnicą a Staszowem, w pobliżu Rytwian iOleśnicy.Wokoło ciągnęły się lasy stare i szły w kraj mokre łąki.Z rozległych borów, okry-wających niewysokie wzgórza wielkimi płaszczyznami spływające ku Wiśle, sączyły się licz-ne strumienie ku rzece leniwej, osnutej tatarakami i sitowiem.Nizinne łąki na dalekiej prze-strzeni dzieliły całą okolicę, przylegając z prawej i lewej strony do tej rzeki, która wreszcierozlewała się w staw ogromny jak jezioro.Zajmował on całą szerokość niziny między wynio-słościami, a wstrzymywała go grobla szeroka, wysoka i mocna, dawnymi sypana laty, gdyżocieniały ją olchy prastare.Obok upustu tkwił młyn, którego czarny dach niezbyt się ponadlinię grobli wynosił.Na pogródkach prowadzących strumień wartu wody ku wielkiemu, pod-sięwodnemu kołu młyna leżał most z tęgich balów.Ku tej grobli i mostowi zdążały z jednej iz drugiej strony stawu ze wszech stron uboczne polne drogi, w piaskach żłobione od wieka,była to bowiem jedyna dobra przeprawa przez nizinę i wody.Rzeka, przy ujściu do stawurozszerzająca się w szerokie zlewisko, zarośnięta była na dalekiej przestrzeni trzciną, tatara-kiem, wyniosłymi pałkami i sitowiem.Niezliczone stada szpaków przesiadywały w tychgąszczach nadwodnych.Gniezdziły się tam liczne rody kaczek, kurek wodnych, bekasów,dubeltów, a nierzadko nadlatywały od Wisły kulony i mewy, zwane wronami morskimi.Podjesień trzciny pożółkły i wydawały szelest suchy.Grzybień zawlókł powierzchnię szerokiegoujścia rzeki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|