[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jestem taka zadowolona, że wcale mi nie żal tego spadku — oznajmiła.Nawet barometr im daruję.— Pewnie — przyświadczyła Janeczka.— Niech się udławią.A teraz to trzeba zapakować, bo tak luzem nie wezmę.Jedna rzecz mnie tylko ciekawi…— Jaka rzecz?— Nie, nic.To już teraz mało ważne.Teraz właściwie ciekawi mnie, co dziadek na to powie.Pani Piekarska znalazła papier pakowy i foliową torbę.Z dość ciężkim bagażem w ręku Janeczka wybiegła z jej domu.Coś, co ciekawiło ją naprawdę, to były zamiary Okularnika.Czekał tam przecież na Czesia, żeby cenne znaczki zamienić na byle co.Jak on chciał to zrobić? Pani Piekarska przyjechała tam z własnymi klaserami, ale Okularnik żadnych klaserów nie miał.Przyglądali mu się, kiedy wysiadł z samochodu, kiedy zatrzymał się w wejściu i rozglądał, kiedy ponownie wychodził… Niczego nie trzymał w rękach, nie miał także teczki ani torby, a pod marynarką by mu się przecież nie zmieściły! Może miały to być znaczki w kopercie…? Zamierzał je poprzekładać, wyjąć jedne, włożyć drugie… Za długo by to trwało, może zatem chciał to robić po kawałku, za każdą wizytą trochę… ?Problem gnębił ją coraz bardziej, aż w końcu stał się palący.Na placu Trzech Krzyży podjęła decyzję.Mimo piastowanego w objęciach skarbu, wsiadła do autobusu, jadącego w dół Belwederską.Musiała natychmiast powiadomić Zbinia, jakiego rodzaju informacje powinien wydrzeć z Czesia w pierwszej kolejności!Po rozstaniu się z Karo i Karoliną Stefek, nie wstępując do własnego domu, popędził na przystanek autobusowy.Przed furtką ogrodu uwielbianej istoty natknął się na wracającego właśnie Pawełka.Po wizycie u pana Lewandowskiego Pawełek był szaleńczo przejęty i odrobinę skołowany, zaprzątały go nowe problemy, koniecznie chciał omówić całą tę hecę z Janeczka i Stefek był mu do tego potrzebny jak dziura w moście.Nieuważnie słuchając jego gadania, wpuścił go do środka.Janeczki jeszcze nie było.Obaj silnie odczuli rozczarowanie, z tym, że u Pawełka mieszało się ono z zadowoleniem, u Stefka zaś niemal z poczuciem klęski.Pawełek pomyślał, że może to i lepiej, musiałby dusić wszystko w sobie i na co mu te udręki, a możliwe, że się tego Stefka pozbędzie, zanim ona wróci.Nie docenił siły uczucia.Stefek wyraźnie widział, że oczekiwana chwila niebiańskiego szczęścia ulatuje mu w siną dal i z miejsca skamieniało w nim niezłomne postanowienie.Będzie czekał na jej powrót, choćby to miało trwać nie tylko do rana, ale nawet tydzień! Informacji do udzielania wystarczy mu na długo…Nie mając na razie nic lepszego do roboty, Pawełek zaczął w końcu słuchać, co się do niego mówi.W pierwszej chwili wprawdzie zajęty był niespokojnym przewidywaniem, jakich szkód może mu narobić nieobliczalny kumpel, Stefek jednakże, w nieobecności bóstwa, zachowywał się normalnie i Pawełek szybko zapomniał o efektach jego obłąkaństwa.— Czekaj — przerwał walący na niego potok słów.— Coś mi tu tak nadajesz, że nie mogę się połapać.Czy ty się jąkasz, czy to są różne wyrazy?Stefka na moment zastopowało.— Jakie wyrazy?— No, to co gadasz.Karo– karo– karolina, czy to jest oddzielnie Karo, a oddzielnie Karolina, czy to jest Karo i Lina, czy to w ogóle jest tylko Karolina, a tobie się płyta zacięła.Kto w końcu rzuca się, szczeka i gryzie, Karo, czy Lina?— Karolina! Znaczy nie, nie tak! Karo! Karo!— No proszę.Co to ma być? Do tej pory się nie jąkałeś! Stefek się zdenerwował.— Zgłupiałeś, czy co? Przecież wyraźnie mówię! Ich jest dwie!— No dobra, ja rozumiem, że dwie, ale po pierwsze ile mają tych imion, a po drugie, która jest która? Powiedz to jeszcze raz.Gdyby Janeczka była obecna, Stefek prawdopodobnie do końca życia nie wyplątałby się z magii słów.Od Pawełka, co prawda, biła lekka poświata, promieniowanie bóstwa przechodziło także i przez niego, niemniej jednak był to kumpel na co dzień.Stefek zdołał się skupić.— Czekaj — rzekł z mocą — ja ci to powiem po kolei…Zrezygnował z zaczynania od wspaniałych rezultatów i cofnął się do początku.Niestety, na początku występowały panie Wolicka, Wolińska i Polińska i Pawełek znów się zgubił.W dodatku jedna szyba wydawała się należeć do trzech różnych osób.Poddał się, przestał dociekać sedna rzeczy i słuchał posępnie i w milczeniu.Na końcu, o dziwo, trochę jakby zrozumiał.— Ona też była w Algierii — powiedział Stefek.— Kto? — wyrwało się Pawełkowi, który właśnie poprzysiągł sobie nie zadawać już więcej żadnych pytań.— Karolina.— A Karo?— Nie.Jeszcze jej wtedy nie mieli.Karo to jest suka.— Rozumiem.A Karolina?— Karolina nie.— Co nie?— Nie suka.Dziewczyna.— Rozumiem.Znaczy Karo rzuca się i gryzie.A Karolina?— Karolina się śmieje.— Bez przerwy?— No coś ty?! Śmieje się, jak jest śmiesznie!— Dobra.Normalna sprawa.Każdy się śmieje, jak jest śmiesznie…— Mnie tam akurat do śmiechu nie było — przerwał Stefek z lekkim rozgoryczeniem.— Rozumiesz, tu ta szyba wywalona, ten ojciec ryczy, pani Polińska poszła, a ten wściekły pies macha ogonem…— Co ględzisz?! — zirytował się Pawełek.— Jak pies jest wściekły, to nie macha ogonem!Skomplikowaną do ostateczności dyskusję przerwał dopiero powrót Janeczki.Ani Stefek, ani Pawełek nie wiedzieli już właściwie, o czym mówią i o co się kłócą.Obaj byli zdenerwowani i rozwścieczeni na siebie nawzajem, ale szczęknięcie drzwi i głos Janeczki zmieniły sytuację w jednym mgnieniu oka.W najlepszej zgodzie równocześnie runęli do holu.Na widok Pawełka Janeczka otworzyła usta i na widok Stefka zamknęła je bez słowa.Po czym otworzyła je ponownie.— Dobrze, że tu jesteś — powiedziała, nie słuchając okrzyków brata.— Trzeba załatwić bardzo ważną sprawę.Ze Zbiniem już rozmawiałam, przed chwilą byłam u was.Teraz załatwię z tobą.Na informację, że stracił wizytę Janeczki u nich, w jego własnym domu, Stefek zamienił się w kamień.Pawełek miał wolne pole i swobodę działania.— Dobrze, że już wróciłaś, bo ja nie mogę zrozumieć, co on gada — rzekł gniewnie.— Podobno mamy do pomocy złego psa i jedną facetkę, dziwny jakiś ten pies, ale może dlatego, że suka.Poza tym draka, że hej! Co to jest?— Nic — odparła zimno Janeczka, pieczołowicie lokując dużą i ciężką torbę na półeczce pod stolikiem.— Niech się nikt nie waży tego dotykać.Chaber, pilnuj tu!— A co u pani Piekarskiej… ?— Nic.A co u pana Lewandowskiego?— Wszystko.— Bardzo dobrze.Teraz on jest najważniejszy.Idziemy!Zdążyła już zrzucić kurtkę, powiesić ją na wieszaku i zmienić buty.Stanowczym krokiem skierowała się do pokoju Pawełka.Stefek złapał oddech, z wysiłkiem uruchomił kończyny i ruszył za nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl