[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Przedtem znajdował się obokpierwszej żaby Tereski, pod przeciwległym, wyższym brzegiem, podmywanym przezwodę od niezliczonych lat.Wpadł do niej zapewne razem z obsuwającą się ziemią i zo-stał wygarnięty szczątkami wiklinowego kosza. Boże drogi, a garnek? przeraziła się nagle Okrętka. Garnek był też zabytko-wy! A myśmy go stłukli, barbarzyńcy.! Uspokój się, on już był stłuczony pocieszył ją Zygmunt. A co najmniej mu-siał być pęknięty, przecież jedną taką sztukę Januszek znalazł w wodzie.Luzem! Wcale nie musiał, mogło tylko wylecieć to coś, czym go zatkali.Pozbierajmy cho-ciaż skorupy! Dobra, skorupy możemy pozbierać, ale wiecie co? Ta rzeczka wolno płynie, tegomoże być tam więcej.Proponuję, żeby poszukać. Igły w stogu siana mruknął Januszek. Wam się zdaje, że to łatwo. No pewnie, że poszukamy! przerwała z zapałem Tereska. Możliwe, że jestwięcej, nie wolno tego tak zostawić! To są nasze zabytki!Januszek poczuł gwałtownie rosnący niepokój.Zrozumiał wyraznie, że nadeszłachwila podjęcia męskiej decyzji.Nie może dłużej ukrywać tajemnicy, nie może narażaćna niechybną zgubę czterech osób, w tym siebie, i tak dziw bierze, że dotychczas jesz-cze żyją. Czekajcie no! powiedział z determinacją. Nie rozpędzajcie się tak.Chybawam teraz powiem.Trzy beztroskie, uszczęśliwione skarbem, nieświadome zagrożenia osoby spojrzałyna niego z podejrzliwym zainteresowaniem.Januszek podniósł się, rozejrzał, po czymznów przykląkł, bo bliżej ziemi wydawało mu się jakoś bezpieczniej.Wyglądał tak, żenie można go było zlekceważyć.30 Chyba wam powiem, co się tu dzieje.Ale pod jednym warunkiem.Ja to wiem jużod wczoraj.Tereska i Zygmunt spojrzeli na siebie i równocześnie pokiwali głowami.Dobrze zga-dli, że z Januszkiem jest coś nie w porządku.Okrętka powoli uklękła w trawie. A mówiłam. wyszeptała z bolesnym jękiem. Co się. zaczął Zygmunt, ale znająca swego brata Tereska przerwała mu gestem.Lepiej wiedziała, w jakiej kolejności należy z nim wyjaśniać sprawy i załatwiać intere-sy. Pod jakim warunkiem? spytała rzeczowo.Januszek przysiadł na piętach. Pod warunkiem, że nie zaczniecie zaraz pchać się na ślepo do domu.Przysięgnie-cie, że zostaniemy tu do jutra i nałapiemy więcej raków, żeby nie wiem co! Kto mówi o pchaniu się do domu? zdumiał się Zygmunt. Jasne, że zostaje-my do jutra.Po co ci w ogóle takie głupie warunki? Już ja was znam.Wystraszycie się.I jeszcze będziecie ględzić jakieś głupoty o roz-sądku. Nic z tych rzeczy, zostajemy, nawet wystraszeni do nieprzytomności zapewniłastanowczo Tereska. Szczególnie teraz, nie dość, że raki, ale jeszcze i skarb. Zamknij się wreszcie z tym skarbem i przestań tyle gadać! rozzłościł się Janu-szek. Trąbisz na cztery strony świata! To jest niebezpieczna okolica, widziałem i sły-szałem, i wiem! Dobra rzekł ugodowo Zygmunt, zniżając głos zgadzamy się na wszystkiewarunki, przysięgamy, że zostajemy, nikt nic nie gada, a teraz mów! Co wiesz?Januszek znów rozejrzał się niespokojnie dookoła, gestami skupił wszystkich bliskosiebie i konspiracyjnym szeptem udzielił informacji. Tu grasują zbrodniarze zakomunikował złowieszczo. Prawdziwi morder-cy.Zamordowali kogoś i wykopali mu grób, a potem zasypali.W moich oczach, tam,z tamtej strony pagórka, i to nie jednego, więcej było tych: ofiar, bo wszędzie rozwłó-czone szkielety.Czerwona oberża.Wczoraj też próbowali jednego zamordować, pewnietego co przyjechał samochodem, ale nie wiem jak im wyszło, bo nie patrzyłem do koń-ca.Teraz rozumiem, po co im to wszystko, chodziło o ten skarb.Lepiej nie wygłupiajmysię z szukaniem jawnie, bo i nas też pomordują.Przez chwilę panowało milczenie. Zwariowałeś? spytała Tereska z najgłębszym niesmakiem.Januszek oburzył się śmiertelnie. Sama zwariowałaś, wcale nie zwariowałem, widziałem to na własne oczy! I słysza-łem, co mówili! Co ty myślisz, że ja mam jakieś manie prześladowcze?! No nie.Manii nie masz.No dobrze, co widziałeś? I co mówili? Konkretnie!31 Widziałem, jak kopali.To znaczy nie, jak zasypywali.Piszczele.Uklepywali po-rządnie i mówili, jeden do drugiego, żeby dobrze wyrównać, bo nie daj Boże, jak ktoznajdzie ten grób.! Powiedzieli, grób? Grób.Jak byk. Zaraz powiedział z namysłem Zygmunt. Czekaj.Piszczele, mówisz, to jużstare.Przedawnione.Nic świeżego nie było? Nie wiem, nie widziałem początku.Zwieże musieli już zasypać.I jeszcze mówili,że jakiegoś trzeba usunąć, bo doniesie.Możliwe, że go właśnie w nocy usuwali.Jeden sięczaił na drugiego i skradał się za nim do lasu, to też widziałem.Januszek umilkł na moment i na wspomnienie nocnej sceny wzdrygnął się z lekkązgrozą. I szkielety widziałem kontynuował. Możecie sobie obejrzeć, leżą tam,w krzakach.A ten samochód przyjechał i co? I cześć pracy.Nie odjechał.Milczenie zapanowało na znacznie dłuższą chwilę. Nie podoba mi się to rzekł nagle Zygmunt. Faktycznie, co z tym samocho-dem? Słyszał kto pózniej warkot?Trzy osoby pokręciły głowami. Mogliśmy spać zauważyła krytycznie Tereska. Nie chcę twierdzić, że w tymkraju nikt nigdy nikogo nie zabił i że takie rzeczy się w ogóle nie zdarzają, ale.Ale je-żeli załatwili tego jakiegoś donosiciela, powinni byli usunąć i samochód.Widzieli nas,świeciliśmy, może czekali, aż zaśniemy. Trzeba to sprawdzić! zadecydował energicznie Zygmunt. Idziemy! Gdzie ty chcesz iść? przeraziła się Okrętka. Tam, gdzie on warczał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|