[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko śmieci zostały.- A mój szlafrok? - zaniepokoiła się Sylwia.- Leży na łóżku.- A dlaczego śmieci nie.?- Bo chciałyście herbaty.I ja też.- Czy na tym łóżku ja się będę mogła położyć? - dopytywała się Sylwia.- Od razu bym się przeniosła.W służbówce mi za wąsko.- To zgarnij i te śmieci - rozkazała Melania.- Niech tam się chociaż podłoga pokaże!Dorotka chciała zaprotestować, przypominając o pani Stefci, a nawet o Marcinku, ale nagle ożywiła ją myśl, że może, też dzisiaj, zdoła ulokować się po Sylwii w służbówce.Bo jeśli nie dzisiaj, kto wie, czy jutro od rana Felicja tam czegoś nie napcha.Rzeczy po chrzestnej babci właściwie aż się proszą, w porządku, będzie spała pod zwałem balowych sukien, ale przynajmniej u siebie.- Masz, udław się - powiedziała Felicja, zwalając albumy na stół przed Melanią.Melania zaczęła je przeglądać dopiero po sprawdzeniu, czy Dorotka dotarła już na górę.Przekładała sztywne karty dość szybko, szukając właściwego okresu.Zdjęcia ułożone tam były chronologicznie.- No i o co ci chodzi, co tam chcesz znaleźć? Spać byś bez nich nie mogła.?Melania obejrzała jeden album, sięgnęła po drugi, odwróciła dwie karty i znieruchomiała.- Proszę - rzekła z triumfem.- Ty, z twoją pamięcią.! Krowę mam, a nie siostrę.Niech Dorotka nie słyszy.- Bo co? - stawiła gniewny opór Felicja i odebrała jej album.- O rany boskie.Dajcie tę lupę!- Pokażcie - zaciekawiła się Sylwia.- Coście tam zobaczyły?Wydarła album Felicji i popatrzyła przez drugą lupę, którą udało jej się zawładnąć.- Ależ to.- powiedziała po chwili ze zdumieniem.-Coś takiego! Przecież to Andrzej! Jej ojciec!- Ciiiiiii.- wysyczała Melania.- Dlaczego cicho? Ona chyba wie, że miała ojca? I oglądała to setki razy!- Ale nie wie jeszcze, że jej ojciec, najwyraźniej w świecie, dziesięć lat temu był w Ameryce.I znał Wandzię, bo nie stoi przecież w tych kaktusach obok obcej osoby.Wandzia już nie w tym wieku, żeby miał ją podrywać.- Czekajcie, niech popatrzę.Przez długą chwilę porównywały zdjęcia sprzed dwudziestu trzech i dziesięciu lat.Widniał na nich ten sam osobnik, tu nieco młodszy, tam starszy.W Ameryce towarzyszyła mu Wandzia Rojkówna z domu, w Polsce ich siostra, Krystyna, matka Dorotki.Tam dwa zdjęcia i tu tylko dwa, ale wystarczyło.Podniosły głowy i popatrzyły na siebie, wyzute na razie z myśli, co to znaczy i co z tym fantem zrobić.- Pamiętam, że Andrzej okropnie nie lubił się fotografować - powiedziała nagle Sylwia.- Przez ten krótki czas, kiedy się z Krystyną w ogóle pokazywał, albo sam robił zdjęcia, więc jego na nich nie ma, albo uciekał i odwracał się tyłem.- To jedno sama im zrobiłam, z zaskoczenia - przyznała się Felicja.- No więc proszę! - zaprezentowała znowu Melania niezrozumiały triumf.- Ja go rozpoznałam, a nie wy.Był tam, Wandzia go znała.Trzeba to ukryć przed Dorotką!Te właśnie słowa usłyszała schodząca ze schodów Dorotka.Unieruchomiły ją radykalnie.Z oburzeniem pomyślała, że znów jej chcą wywinąć jakiś głupi numer, potem błysnęło jej przypomnienie własnych słów, wypowiedzianych u notariusza, że powinna już wcześniej podsłuchiwać.Zaniedbała powinność, bardzo dobrze, lepiej późno niż wcale, będzie podsłuchiwać teraz.Zamarła w dwóch trzecich schodów z całym tobołem toreb, folii, sznurków, kawałków styropianu i innych szczątków w rękach.- Dlaczego mamy to przed nią ukrywać? - zaprotestowała Felicja, wyraźnie na przekór Melanii.- Jakie to w ogóle ma znaczenie? Był tam, no to co? Dawno wiadomo było, że ma zamiar wyjechać!- Do Wandzi.?- Przecież nie znał Wandzi! Na świecie go nie było, jak Krystyną chrzcili!- Nic z tego nie rozumiem - powiedziała z niezadowoleniem Sylwia.- I cóż takiego, że tam był, wielkie rzeczy.Każdy może być wszędzie.Starszy trochę, ale przecież nie ramol.I Dorotka wcale do niego nie wzdycha, pewnie uważa, żeoawno umarł.- Jednakże to jest jej ojciec.- Ojciec, który w życiu na oczy jej nie widział.I odwrotnie.I nie wiem, czy jest, może tylko był.Uważasz, że co, szoku od tego zdjęcia dostanie? Niby dlaczego? To tutejsze widziała miliony razy!Dorotka zrozumiała, że jest mowa o jej rodzicach.Sama też nie mogła pojąć, dlaczego miałaby dostać szoku od widoku swego ojca na jakimkolwiek zdjęciu.O tym, że po przyznaniu się do ojcostwa, wcale nie chciał jej znać, doskonale wiedziała od urodzenia, znała historię rozpaczliwego romansu matki i pogodziła się z nią dawno temu.Wdzięczna im była nawet, tym rodzicom, że ma w metryce imiona obojga i nie wymagała więcej, chyba nawet tego ojca trochę rozumiała, bo jeśli matka podobna była do swoich sióstr.Mimo wszystko lepiej mieć ojca nieznanego, niż zamkniętego w Tworkach, a to mu niewątpliwie groziło.- Wy głupie jesteście beznadziejnie - mówiła zirytowana Melania.- Jego znajomość z Wandzią musi o czymś świadczyć! Nie wiem jeszcze o czym, muszę się zastanowić, ale nie wierzę, że o niczym!- Pytanie, jaka to była znajomość - przerwała jej Felicja sceptycznie.- Raz się znaleźli razem na jakimś przyjęciu polonijnym, wielkie mecyje.Zobacz roślinność, oba zdjęcia z tego samego miejsca, mógł z Wandzią nawet słowa nie zamienić.- Stoi obok niej! Pod rękę ją trzyma!- Każdy dżentelmen starszej pani posłuży ramieniem.A nikt nie zaprzeczy, że Andrzej był dobrze wychowany.- A niechby nawet ją znał i na kolacji u niej bywał -powiedziała niecierpliwie Sylwia.- To co z tego? Nie mieszkał przecież u niej do tej pory.- Dwie zakamieniałe debilki.Dziesięć lat temu żarł u niej kolacje, a w pięć lat później ona nie umiała go znaleźć?! Rozwiał się, zdematerializował?!- Znikł jej z oczu - powiedziała Felicja.- Pojechał gdzie indziej i nie zostawił adresu - dołożyła Sylwia.- Poza tym, ja się wcale przy tych kolacjach nie upieram.- I po tej znajomości Wandzia nie wiedziała, że Dorotka nazywa się Pawlakowska.?!!!Teraz wreszcie Felicja i Sylwia zamilkły, a Dorotka na schodach poczuła iskrę zainteresowania.Rzeczywiście, może coś w tym było.- Szukała najpierw Krystyny - powiedziała Felicja niepewnie.- A on jej nie powiedział, że Krystyna nie żyje?! Wiedział o tym doskonale, był na pogrzebie!- No to nie wiem.O co ci chodzi w ogóle? Dobra, Andrzej znał Wandzię, a Wandzia Andrzeja, to co, mamy się przez to powiesić czy podpalić dom?- Nie - powiedziała uspokojona nagle Melania.- Wyciągnąć wnioski.- Ja nie potrafię - zastrzegła się Sylwia od razu.- Nikt od ciebie nie wymaga.Przede wszystkim, nie mówić Dorotce.- Przestańcie - powiedziała Dorotka, schodząc z ostatnich stopni.- Stoję tu przecież od godziny i słucham.Nie rozumiem, dlaczego macie mi tego wszystkiego nie mówić.Doskonale wiecie, że nie mam żadnych obsesji ani żadnego szmergla na tle ojca.Nie znam człowieka, ale podobno był przyzwoity, a nie jakiś łajdak.I nie mam żadnych pretensji, że mnie nie zabrał, wcale nie wiem, czyby się nie ożenił drugi raz i nie uszczęśliwił dziecka macochą, taką megierą jak z bajki.Może bym już nie żyła.Więc jeśli trzeba się nad czymś zastanawiać, proszę bardzo, ja też mogę.Ojciec znał chrzestną babcię w Stanach, fajnie, na pewno nie polecę przez to na byle który most i nie skoczę do Wisły.Wynika z tego tylko tyle, że do tych Stanów pojechał, każdemu wolno.I co?Wkroczyła do jadalni z całym brzemieniem śmieci w objęciach, zapomniawszy, co trzyma.Ciotki patrzyły na nią przez chwilę, odrobinę zaniemiałe.- Proszę, jaka myślicielka nam się tu znalazła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl