[ Pobierz całość w formacie PDF ] .- Ubieraj ją! - syknął.Mina zbladła.- Ależ, Ekscelencjo!Serce zamarło jej w piersi, gdy ujrzała w jego dłoni nóż.- Ubieraj ją szybko.Piśnij tylko, a wypruję z ciebie flaki! Nie to! - zawołał, kiedy Mina wzięła do ręki jej suknię.- Ciepłe ubranie, kombinezon narciarski, na wszystkich bogów, nieważne co, masz się pośpieszyć.Obserwując ją, zatarasował jej drogę ucieczki.Na stoliku przy łóżku leżał nóż kukri.Czując, jak przechodzi go dreszcz, oderwał od niego oczy i upewniwszy się, że Mina robi to, co jej kazał, wyjął z szuflady torebkę Azadeh.W środku były jej wszystkie dokumenty: dowód osobisty, paszport, prawo jazdy, świadectwo urodzenia.Pobłogosławił w myślach Aiszę za prezent, o którym Azadeh powiedziała mu przed kolacją.A potem podziękował swoim starodawnym bogom za to, że rano powiedzieli mu, co ma robić.Naprawdę myślałaś, że cię tu zostawię, kochanie?W torebce był także jedwabny woreczek z biżuterią, który wydawał się cięższy niż zwykle.Erikki wytrzeszczył oczy, widząc połyskujące w środku szmaragdy, brylanty, naszyjniki z pereł i kolie.To klejnoty Nadżoud, pomyślał, te same, którymi Hakim zapłacił góralom i które odebrałem potem Bajazidowi.W lustrze zobaczył Minę wpatrującą się z otwartymi ustami w skarby, które trzymał w ręku.Azadeh była już prawie ubrana.- Pośpiesz się! - warknął do pokojówki.PRZY BLOKADZIE DROGOWEJ PONIŻEJ PAŁACU, 24.17.Siedzący w policyjnym samochodzie sierżant oraz jego kierowca wpatrywali się w oddalony o czterysta jardów pałac.Sierżant trzymał przy oczach lornetkę.Widział tylko słabe światło padające z okien wartowni; ani śladu strażników i jego dwóch ludzi.- Podjedź tam - rozkazał zaniepokojony.- Na Boga, coś musiało się stać! Albo śpią, albo są już martwi.Jedź cicho i powoli.Sięgnął po leżący obok karabin M16 i wsunął nabój do komory.Kierowca uruchomił samochód i ruszył pod górę pustą drogą.PRZY GŁÓWNEJ BRAMIE.Strażnik Babak opierał się o kolumnę masywnych zaryglowanych wrót z kutego żelaza.Drugi strażnik spał zwinięty w kłębek na jakichś workach.Przez pręty bramy widać było zaśnieżoną drogę, która biegła w dół do miasta.Helikopter stał w odległości jakichś stu jardów, na dziedzińcu za nieczynną fontanną.Lodowaty wiatr poruszał lekko łopatami rotora.Babak ziewnął, zatupał nogami z zimna, a potem wysikał się przez pręty bramy, kierując strumień moczu to tu, to tam.Kiedy chan odprawił ich i wrócili na posterunek, policjanci gdzieś zniknęli.- Pewnie poszli wyłudzić jakieś żarcie albo śpią - stwierdził.- Niech szlag trafi wszystkich policjantów.Ponownie ziewnął, nie mogąc się doczekać chwili, gdy zejdzie z posterunku.Tuż przed świtem otworzy bramę, żeby wypuścić samochód pilota, potem z powrotem ją zarygluje i wkrótce znajdzie się w łóżku obok ciepłego ciała kobiety.Machinalnie podrapał się w genitalia i poczuł, jak twardnieją.Leniwie odchylił się do tyłu i gmerając w rozporku omiótł wzrokiem bramę.Ciężka zasuwa tkwiła na miejscu, zamknięta była także boczna brama.Nagle kątem oka spostrzegł jakiś ruch.Odwrócił się w stronę pałacu.Wyszedł z niego pilot, dźwigając na ramieniu duży tobół.Nie miał ręki na temblaku i był uzbrojony.Babak zapiął szybko rozporek, zsunął strzelbę z ramienia, cofnął się w cień i kopnął lekko drugiego strażnika, który natychmiast się obudził.- Zobacz - szepnął.- Myślałem, że siedział przez cały czas w kabinie.Patrzyli zdumieni, jak pilot skrada się chyłkiem, a potem przebiega cicho przez otwartą przestrzeń i znika po drugiej stronie helikoptera.- Co on niesie? Co to za tobół?- Wygląda jak dywan, jak zrolowany dywan - odparł szeptem drugi strażnik.Dobiegł ich odgłos otwieranych drzwiczek kokpitu.- Ale po co? Co on robi, na wszystkie imiona Boga?Było ciemno, lecz obaj mieli dobry słuch i wzrok.Usłyszeli nadjeżdżający samochód, a następnie dźwięk drzwiczek otwieranych z drugiej strony helikoptera.Wstrzymując oddech zobaczyli, jak pilot rzuca dwa podobne do siebie toboły pod helikopter, daje nurka pod belką ogonową i pojawia się z ich strony.Przez chwilę stał, patrząc w kierunku bramy, lecz nie widząc ich, a potem otworzył drzwi kokpitu i wsiadł, zabierając ze sobą broń.Zwinięty dywan leżał na sąsiednim fotelu.Nagle odezwały się silniki helikoptera i dwaj strażnicy podskoczyli w miejscu.- Niech Bóg ma nas w swojej opiece.Co teraz zrobimy?- Nic - odparł nerwowo Babak.- Chan powiedział wyraźnie: “Nie przeszkadzajcie pilotowi, cokolwiek będzie robił.Jest niebezpieczny”.Tak właśnie powiedział, pamiętasz? “Kiedy przed świtem będzie chciał wyjechać samochodem, wypuśćcie go”.- Musiał podnieść głos, żeby przekrzyczeć coraz głośniejsze wycie silników.- Nie będziemy nic robić.- Ale chan nie mówił, że pilot znowu uruchomi silniki i będzie się próbował wymknąć z dywanami.- Masz rację.Będzie, jak Bóg chce, lecz masz rację.Byli coraz bardziej zdenerwowani.Pamiętali o strażnikach, których poprzedni chan kazał wtrącić do więzienia albo wy-chłostać za zaniedbanie obowiązków, a także o tych, których wygnał nowy chan.- Silniki pracują chyba całkiem równo?Obaj podnieśli wzrok, kiedy w apartamentach chana na pierwszym piętrze zapaliło się światło, a potem odwrócili się gwałtownie, słysząc zgrzyt hamulców policyjnego samochodu, który stanął przed bramą.- Co tu się dzieje, na Boga? - wrzasnął sierżant, wyskakując na zewnątrz z latarką w ręku.- Otwórzcie bramę! Gdzie są moi ludzie?Babak podbiegł do bocznej bramy i odryglował ją.W kokpicie ręce Erikkiego poruszały się tak szybko, jak to możliwe; przeszkadzała mu rana na przedramieniu.Pot spływał mu po twarzy, mieszając się ze strużką krwi cieknącą spod naderwanych plastrów na uchu.Wyczerpany długim biegiem z północnego skrzydła z zawiniętą w dywan, nafaszerowaną tabletkami Azadeh, łapał kurczowo oddech, przeklinając wskaźniki zegarów, które nie dość szybko podnosiły się w górę.Zobaczył, że w apartamentach Hakima zapaliły się światła i z okien wychylają się głowy.Przed wyjściem z ich sypialni ogłuszył niezbyt mocnym uderzeniem Minę.Miał nadzieję, że jej zbytnio nie skrzywdził.Zrobił to zarówno w swoim, jak i w jej interesie, żeby nie wszczęła alarmu i żeby nie oskarżono jej o udział w zmowie.A potem zawinął Azadeh w dywan i zatknął kukri za pasek.- No, szybciej! - warknął, ponaglając wskaźniki.Przy głównej bramie dostrzegł dwóch ludzi w policyjnych mundurach.Helikopter znalazł się nagle w snopie światła i Erikki poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła.Nie myśląc wiele złapał stena, wysunął lufę przez okno i mierząc wysoko, nacisnął spust.Czterej mężczyźni rozpierzchli się.Kule odbiły się rykoszetem od filarów bramy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|