[ Pobierz całość w formacie PDF ] .* * *Kelly Anderson zerknęła na zegarek.Dochodziło wpół do drugiej.Potrząsnęła głową.- Nie przyjdzie - zwróciła się do Briana Washingtona.Brian poprawił kamerę telewizyjną na ramieniu.- Tak naprawdę nie oczekiwałaś, że przyjdzie, prawda? - zapytał.- Kochał swoją córkę - odparła Kelly.- A to jest jej pogrzeb.- Przed wejściem stoi policjant - przypomniał Brian.- Z miejsca by go aresztowano.Facet musiałby być szalony, żeby tu przyjść.- Myślę, że on jest nieco szalony - zaoponowała Kelly.- Kiedy wpadł do mojego domu, żeby zainteresować mnie swoją krucjatą, miał w oczach coś dzikiego.Nawet mnie trochę przestraszył.- Nie wierzę - odrzekł Brian.- Nigdy nie widziałem cię przestraszonej.W gruncie rzeczy sądzę, że masz w żyłach lód, zwłaszcza od tych ilości mrożonej herbaty, jakie pijesz.- Dobrze wiesz, że to tylko pozory.Mam pietra za każdym razem, gdy wchodzę na antenę.- Bzdura - parsknął Brian.Kelly i Brian stali we foyer domu pogrzebowego Sullivana.Wokół kręciło się kilka osób rozmawiających dyskretnym szeptem.Bernard Sullivan, właściciel, stał przy drzwiach i raz po raz zerkał nerwowo na zegarek.Pogrzeb był zaplanowany na pierwszą, a on miał dzisiaj napięty terminarz.- Myślisz, że doktor Reggis był na tyle szalony, aby kogoś zabić, jak o tym pisały gazety? - zapytał Brian.- Powiem inaczej - odparła Kelly.- Moim zdaniem doprowadzono go do ostateczności.Brian wzruszył ramionami.- Nigdy nie wiadomo - powiedział z filozoficzną zadumą.- Nieobecność naszego doktora jest zrozumiała - odezwała się Kelly.- Ale za żadne skarby nie mogę pojąć, czemu nie ma Tracy.Na miłość boską, przecież to matka Becky.Nie musi unikać policji, nie ma po temu powodów.Powiem ci: to mnie martwi.- Dlaczego?- Jeżeli nasz doktor rzeczywiście zbzikował - wyjaśniła Kelly - to nie można wykluczyć i tego, że w swym szaleństwie obwiniał byłą żonę o śmierć córki.- O Jezu! - zawołał Brian.- Do głowy by mi to nie przyszło.- Słuchaj - powiedziała Kelly z nagłym postanowieniem.- Zadzwonisz do stacji, żeby ci podali adres Tracy Reggis.Ja zagadam do pana Sullivana i poproszę go, żeby zadzwonił na nasz pager, gdyby ona się tu zjawiła.- Dobra - rzucił Brian.Poszedł do biura domu pogrzebowego, a Kelly podeszła do Bernarda Sullivana.Dwadzieścia minut później Kelly i Brian zatrzymali się przed domem Tracy.- O la, la - odezwała się Kelly.- Co jest?- Ten samochód - wyjaśniła: Wskazała na mercedesa.- Myślę, że to wóz naszego doktora.Przyjechał nim, kiedy złożył mi wizytę.- Co robimy? - spytał Brian.- Nie chcę, żeby wybiegł stamtąd jakiś świrus z kijem baseballowym albo strzelbą.Brian miał rację.Zgodnie ze scenariuszem Kelly Reggis równie dobrze mógł być w domu i trzymać byłą żonę jako zakładniczkę albo jeszcze gorzej.- Spróbujmy pochodzić po sąsiadach - zaproponowała Kelly.- Ktoś mógł coś widzieć.W pierwszych dwóch domach, do których podeszli, nikt nie odpowiedział na dzwonek do drzwi.Trzeci dzwonek, który nadusili, należał do pani English, która otworzyła im drzwi bez zwłoki.- Pani jest Kelly Anderson! - zawołała rozentuzjazmowana pani English, jak tylko ujrzała Kelly.- Pani jest wspaniała.Zawsze oglądam panią w telewizji.Pani English była drobną, siwowłosą damą, która wyglądała jak typowa babcia.- Dziękuję - powiedziała Kelly.- Czy nie będzie pani miała nic przeciwko temu, jeśli zadamy pani kilka pytań?- Czy będę w telewizji? - zapytała pani English.- To całkiem możliwe - odpowiedziała Kelly.- Idziemy tropem pewnej historii.- Niech pani pyta - rzuciła pani English.- Interesuje nas pani sąsiadka Tracy Reggis - wytłumaczyła Kelly.- Tam się dzieje coś dziwnego, to pewne - przyznała pani English.- Tak? - zdziwiła się Kelly.- Proszę nam o tym opowiedzieć.- Zaczęło się wczoraj rano - stwierdziła pani English.- Tracy przyszła do mnie z prośbą, żebym popilnowała jej domu.Ja i tak go pilnuję, ale Tracy była bardzo konkretna.Chciała, żebym ją poinformowała, czy wałęsają się tam jacyś obcy.I jeden taki się przywałęsał.- Ktoś, kogo nigdy przedtem pani nie widziała?- Nigdy - potwierdziła stanowczo pani English.- Co robił? - pytała Kelly.- Wszedł do środka.- Kiedy Tracy nie było w domu?- Zgadza się.- Jak tam wszedł?- Nie wiem - odparła pani English.- Myślę, że miał klucz, bo otworzył drzwi wejściowe.- Czy to był wysoki mężczyzna o ciemnych włosach?- Nie, blondyn średniego wzrostu - odpowiedziała pani English.- Bardzo dobrze ubrany.Jak bankier albo prawnik.- I co potem się stało? - zapytała Kelly.- Nic.Ten mężczyzna w ogóle nie wyszedł, a kiedy zrobiło się ciemno, nawet nie zapalił światła.Tracy wróciła późno, z innym blondynem.Ten był większy i miał na sobie biały kitel.- Taki, jakie noszą lekarze? - spytała Kelly i mrugnęła do Briana.- Albo rzeźnicy - dodała pani English.- W każdym razie Tracy nie przyszła ze mną pomówić, choć powiedziała, że przyjdzie.Po prostu weszła do domu z tym drugim mężczyzną.- A potem?- Przez jakiś czas wszyscy byli w środku.Potem ten pierwszy mężczyzna wyszedł i odjechał.A niedługo później Tracy i ten drugi wyszli z walizkami.- Z walizkami, jakby udawali się w podróż?- Tak.Ale dziwna to była pora na podróż.Dochodziła prawie północ.Wiem o tym, bo dawno już nie poszłam tak późno spać.- Dziękujemy, pani English - powiedziała Kelly.- Bardzo nam pani pomogła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|