[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głodny i ciekawy.Nowy potrzebuje trochę czasu, zanim zorientuje się w sytuacji, co? - Potrząsnęła głową.- Poznasz go dziś wieczór.Brecker już organizuje zebranie.Robotę wyznaczono mu na hotelowym podwórku - rąbał, a raczej próbował rąbać drwa na opał.Szybko dorobił się pęcherzy na obu dłoniach i uczucia zniechęcenia.Nigdy nie pociągała go ciężka praca fizyczna.Machając tak siekierą i chy­biając, machając i chybiając.machając i trafiając, porąbał wreszcie jedną wiązkę drew, ale nade wszystko pragnął znaleźć się teraz z powrotem w domu, na łóżku, z książką na kolanach i ze szklaneczką piwa imbirowego na nocnym stoliczku.Do zmierzchu - który według niego zapadł trochę za wcze­śnie - porąbał trzynaście wiązek drew na kawałki mieszczące się w hotelowym piecu.Brecker, kręcąc głową, obejrzał niewielką kupkę.Patrząc na pierś Michaela powiedział: - Na pewno z czasem się wyrobisz.Jeśli tu zostaniesz.Ale nie przejmuj się.Dziś wieczór jest zebranie.- Na jego twarzy pojawił się wyraz zadowolenia.Mrugnął do Michaela.- Wszyscy już zawiadomieni.Pogadamy o tobie; w każdym razie tematu na dzisiaj starczy.Dali Michaelowi pół godziny na umycie się do obiadu.Cały jego posiłek tego dnia stanowiło parę kromek suchego chleba i dwie szklanki przezroczystego, niebieskawego mleka, i był znowu wściekle głodny.Udał się do przydzielonego mu pokoju, położył się na chwilę na dolnej pryczy i zamknął oczy.Był zbyt zmęczony, aby jeść, i zbyt głodny, aby zapaść w drzemkę.Obmył pokryte pęcherzami dłonie w misce wody i wydłubał drzazgę spod paznok­cia.Z miednicy zaleciała mu ostra woń ziół.Powąchał mydło ­tłustą, ziarnistą, bezwonną laseczkę - i wytarł ręce w ścierkę.Zapach ulotnił się od razu.Zdjął koszulę i wytarł się od pasa w górę wilgotną szmatką, a potem skorzystał z prymitywnego ustępu w końcu korytarza.Podejrzewał, że następnego dnia będzie znosił na dół wiadra pomyj, chyba że.Chyba że co? Chyba że rozmowa z Lamią da pomyślne rezultaty? Co ona może zrobić poza rozmową z nim i co ją łączy z jeźdźcami, z tymi Si., czy jak ich tam nazywała Ryzyk?Był zbyt wyczerpany, by snuć na ten temat przypuszczenia.Zszedł po schodach na obiad i walcząc z opadającymi powiekami zasiadł obok Breckera za stołem o kamiennym, wypolerowanym przez liczne łokcie blacie.Zapadła noc i stół oświetlał tuzin łojowych świec wetkniętych w lichtarze stojące przed każdym krzesłem.Miejsc było dwanaście, każde zajęte, a siedzący na nich ludzie - zarówno mężczyźni, jak i kobiety - przyglądali się Michaelowi z żywym zainteresowa­niem, kiedy tylko odwrócił głowę.Michael siedział wyprostowany, jakby kij połknął, usiłując wyglądać godnie i nie zasnąć.Gdy Ryzyk wniosła wazę zupy, jarzynowej, Brecker wstał i podniósł w górę kufel wodnistego, brązowego piwa.Panie i panowie zaczął.Dziś wieczór jest między nami nowo przybyły.Na imię mu Michael i, jak sami widzicie, jest młody; najmłodszy z ludzi, jakich do tej pory spotkałem w Królestwie.Powitajmy go.Mężczyźni i kobiety wznieśli swe kufle i zakrzyknęli dezorien­tującą mieszaniną języków: - Cheers! Skaal! Slainte! Zum Wohl.~ Zdrowie Michaela! i jeszcze więcej, ale tylko tyle toastów udało mu się wyodrębnić.On też uniósł swój kufel.Dziękuję mruknął.- Teraz jedzmy powiedziała Ryzyk.Kiedy skończyli zupę, wyniosła wazę do kuchni i wróciła z następną, dopiero co zdjętą z pieca.Była to misa pełna kapusty, marchwi, dużego brązowego grochu, jak również jarzyn, których Michael nigdy dotąd nie widział - jakby ogórków w brązowej skórce, ale o trójkątnym przekroju.Mięsa nie było.Powieki mu opadły, ale ocknął się, żeby jeszcze usłyszeć: ­.tak więc widzisz, chłopcze, nasza sytuacja tutaj nie jest do pozazdroszczenia.- Mówił to wysoki, potężnie zbudowany jegomość o bujnej, szpakowatej brodzie, siedzący naprzeciw, o jedno krzesło na lewo od niego.- Co? Znaczy się, słucham? - wybąkał Michael mrugając powiekami.- Mówię, że miasto nie znajduje się w najlepszym położeniu.Od kiedy Izomag przegrał wojnę, zostaliśmy internowani na Ziemiach Paktu, pośrodku Przeklętej Równiny.Oczywiście żad­nych dzieci.Pulchna, kasztanowowłosa kobieta siedząca obok syknęła i wzniosła oczy w górę.-- Z pewnym wyjątkiem -- ciągnął posyłając jej surowe spojrzenie -- i wybacz tę niedyskrecję, ale chłopiec musi poznać swoje położenie.W tym momencie kilkoro stołowników zakrzyknęło: - A gdzie jest Savarin''To on powinien uczyć tego chłopca powiedziała kobieta o kasztanowych włosach.Chłopiec - upierał się mężczyzna - musi widzieć, że są tu swego rodzaju dzieci, żeby przypominać nam o ryzyku, na jakie się narażamy.Mieszkają w Kojcu pośrodku Euterpe.- Kasz­tanowowłosa kobieta przeżegnała się i spuściła głowę poruszając bezgłośnie ustami.- I w całej tej krainie nie ma żadnego instrumentu, na którym można by grać.- Grać`? spytał Michael.Wszyscy siedzący przy stole spojrzeli po sobie.- No, muzykę - powiedział Brecker.- Muzykę - powtórzył za nim Michael wciąż zdezorien­towany.- Chłopcze powiedział silnie zbudowany mężczyzna wsta­jąc - chcesz przez to powiedzieć, że nie grasz na żadnym instrumencie?- Nie gram.- Nie znasz się na muzyce?- Lubię jej słuchać - powiedział Michael czując niepokój z powodu ich zaskoczenia.Siedzący za stołem znowu wymienili między sobą znaczące spojrzenia.Brecker sprawiał wrażenie zakłopotanego.- Chłopcze, twierdzisz, że trafileś tutaj nie za sprawą muzyki? - Chyba nie - bąknął Michael.Kobieta o kasztanowych włosach wydała rozdzierający jęk i odsunęła swoje krzesło od stołu.W jej ślady poszło kilkoroinnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl