[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Sagramori jego zahartowani w boju włócznicy będą ustępowali przed saską hordą, stawiającwszelki możliwy opór, wyjąwszy mur tarcz, podczas gdy Artur zgromadzi wojska wCorinium.Culhwch i ja dostaliśmy inne zadania.Naszym obowiązkiem było chronićwzgórza na południe od Tamizy.Nie mielibyśmy szans obrony przed zdecydowanymsaskim atakiem idącym z południa, lecz Artur nie spodziewał się niczego podobnego.Sasi - powtarzał w kółko - pomaszerują na zachód, tylko na zachód, wzdłuż Tamizy,ale należało się spodziewać, że wyślą ludzi na południowe wzgórza po zboże i bydło.Naszym zadaniem było powstrzymanie tych wypadów, odepchnięcieaprowizacyjnych zagonów na północ.To miało doprowadzić Sasów do przekroczeniagranicy Gwentu i sprowokowania Meuriga do wypowiedzenia im wojny.W tej wizjikryła się nadzieja, która - chociaż niewypowiedziana - była dla wszystkich w tejzadymionej sali oczywista.Bez dobrze wyćwiczonych włóczników Gwentu wielkabitwa pod Corinium byłaby doprawdy rozpaczliwym przedsięwzięciem.- Tak więc walczcie z nimi, ile się da - zwrócił się Artur do Culhwcha i mnie.- Zabijajcie łupieżców, siejcie wśród nich panikę, ale nie dajcie się wciągnąć w bitwę.Nękajcie ich, napawajcie strachem, lecz kiedy tylko znajdą się w odległości jednegodnia marszu od Corinium, dajcie im spokój.Połączcie się ze mną.Potrzebował każdej włóczni, którą mógł ściągnąć, i wydawał się pewnyzwycięstwa, byle tylko nasze oddziały osiągnęły przewagę pozycyjną, bylerozlokowały się wyżej niż przeciwnik.Na swój sposób był to dobry plan.Sasi mieli zostać zwabieni w głąbDumnonii i zmuszeni do ataku w górę stromego wzgórza, ale wszystko to opierało sięna założeniu, iż nieprzyjaciel uczyni dokładnie to, czego chce Artur.Pomyślałemsobie jednak, że Cerdyk nie jest takim usłużnym mężem.Niemniej Artur wydawał siępewny siebie i to przynajmniej dodawało nam otuchy.Wszyscy powróciliśmy do domów.Naraziłem się na gromy moich włościan,przeszukując wszystkie domostwa, konfiskując ziarno, solone mięso i suszoną rybę.Zostawiliśmy ludziom tyle zapasów, by mogli przeżyć, ale resztę posłaliśmy doCorinium.Tam miała zapełnić brzuchy Arturowej armii.Spadło na mnie obrzydliwezadanie, wieśniacy bowiem lękają się głodu prawie równie mocno jak włócznikównieprzyjaciela, tak że musieliśmy przeszukiwać kryjówki, zamykając uszy na wrzaskiniewiast, lżących nas od tyranów.Ale rzekłem im, iż lepsze nasze konfiskaty niżsaskie.Szykowaliśmy się do bitwy.Wyłożyłem mój rynsztunek bojowy i niewolnicynaoliwili skórzany kaftan, wypolerowali kolczugę, wyczesali grzebień z wilczegowłosia na hełmie i odmalowali białą gwiazdę na ciężkiej tarczy.Nowy rok przybył zpierwszą piosnką kosa.Drozdy jemiołowe nawoływały z wysokich gałązek modrzewiza wzgórzem Dun Caric i opłacaliśmy dzieciaki z wioski, by biegały z garnkami ikijami po jabłonkowych sadach, odganiając gile łakomczuchy.Wróble wiły gniazda,a w strumieniach błyskał powracający łosoś.Pstrokate pliszki hałasowały ozmierzchu.W przeciągu paru tygodni strzeliły kwiaty na leszczynie, psie fiołki wlasach i bazie na wierzbach.Zające harcowały na polach, nieopodal owieczek.Wmarcu pojawiło się zatrzęsienie żab i obawiałem się, czy to nie jaki zły omem, lecznie było Merlina, który mógłby objaśnić mnie w tym względzie, znikł bowiem wraz zNimue i wyglądało na to, że będziemy musieli walczyć bez jego pomocy.Zpiewałyskowronki, a żarłoczne sroki polowały na jajka złożone wzdłuż żywopłotów, jeszczedziurawych, bo bezlistnych.Wreszcie zazieleniło się, a wraz z liśćmi przybyły wieści o pierwszychwojownikach z Powys.Nie pojawili się w wielkiej liczbie, albowiem Cuneglas niechciał ogałacać swoich zapasów żywności, zgromadzonych w Corinium, ale ichnadejście obiecywało większą armię, którą miał poprowadzić na południe po Beltain.Urodziły się cielaki, ubijano masło i Ceinwyn zajęła się sprzątaniem dworu po długiejdymnej zimie.Były to dziwne dni, zarazem słodkie i gorzkie, oto w przededniu wiosnybowiem, pod cudnym słonecznym niebem i na łąkach rozjaśnionych kwieciem,unosiły się wieści o wojnie.Chrześcijanie głosili, że to ostatnie dni, zbliżający siękoniec świata i może kiedyś ludzie jeszcze poczują to samo co my wtedy, w tamtąłagodną, śliczną wiosnę.Szare życie zyskało jakąś niezwyczajną wartość i codzienneobowiązki wydawały się wyjątkowe.Może to po raz ostatni paliliśmy słomę zlegowisk i może po raz ostatni przyjmowaliśmy zakrwawione cielę z łona jego matki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|