[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Kiedy dwaj chłopcy mocowali z przodu napierśnik, najstarszy pachołek po-206czął zadawać pytania, na które Chris nie potrafił odpowiedzieć. Siadacie wysoko, panie, czy na terlicy? Chylicie kopię ku ziemi alibo wznosicie ją na piętce? Wiążecie, panie, klamrę do łęku, zali siadacie swobodnie? Strzemiona mają być nisko libo krótko ku przodowi?Wydawał z siebie nieartykułowane pomruki.W miarę, jak przybywało kolej-nych elementów zbroi, padały dalsze pytania. Trzewiki luzno czy sztywno? Nałokietniki ku osłonie, zali do tarczy? Miecz z lewej czy z prawej? Chcecie misiurkę pod hełm?Uginał się już pod rosnącym ciężarem, a przybywające płyty pancerza corazbardziej ograniczały mu zakres ruchów.Chłopcy uwijali się sprawnie i po paruminutach był zakuty w zbroję.Odsunęli się od niego i obrzucili uważnymi spoj-rzeniami. Dobrze, panie? Tak, dobrze odparł. Teraz hełm.Sądził, że to, co ma już na głowie, stanowi wystarczającą osłonę, okazało sięjednak, że misiurka jest tylko podkładką pod hełm z kaczym dziobem Nagle oto-czyła go ciemność, poczuł na ramionach dodatkowy ciężar.Nie widział niczegopoza wąską przestrzenią dokładnie na wprost poziomej szczeliny wizury.Serce zaczęło mu mocniej bić.Dusił się, nie mógł zaczerpnąć powietrza.Z wysiłkiem uniósł dłoń do twarzy i nieporadnie próbował odchylić przednią za-słonę, lecz to nie była przyłbica.Jego chrapliwy oddech rozbrzmiewał echem we-wnątrz żelaznego hełmu.%7łołądek podszedł mu do gardła.Naprawdę się, dusił!Wetknął kciuki pod szeroką kryzę osłaniającą szyję, chcąc zrzucić hełm z głowy.Pachołki unieśli go szybko, najstarszy zajrzał mu w oczy. Wszystko dobrze, panie?Chris odkaszlnął i pokiwał głową, bojąc się otworzyć usta.Chciał powiedzieć,żeby nie wkładali mu tego żelastwa na głowę, lecz nie zdążył.Hełm opadł naramiona.Chłopcy chwycili go pod ręce i wyprowadzili z namiotu przed którymstał już przygotowany koń.Jezus, Maria!Koń był olbrzymi i miał na sobie jeszcze więcej żelaza niż on.Aeb zakrywałmu bogato zdobiony pancerz, pierś i boki osłaniały wielkie masywne płyty.Mimotego obciążenia zwierzę było nadzwyczaj ruchliwe, głośno par skało i szarpałowodze trzymane przez pachołka.To był prawdziwy bojowy rumak, w dodatkuznacznie bardziej narowisty niż jakikolwiek wierzchowiec z którym Chris miałdotąd do czynienia.Ale nie to go najbardziej martwiło.Przerażała go wielkośćzwierzęcia.Koń był tak ogromny, że Hughes ponad jego grzbietem widział tylko207niebo.A ponadto miał na sobie wielkie drewniane siodło.Stojący dookoła chłopcypatrzyli na Chrisa z wyczekiwaniem.Czego się spodziewają? pomyślał.%7łe samsię tam wdrapię? Jak mam.Najstarszy pachołek zrobił zdziwioną minę.Podszedł bliżej i wyjaśnił półgło-sem: Chwyćcie się tutaj, panie, za ten kołek i podnieście.Chris wyciągnął rękę.Ledwie zdołał dosięgnąć przedniego łęku siodła trój-kątnego w przekroju.Zacisnął na nim palce, z wysiłkiem podniósł nor, i wsunąłstopę w strzemię. Powinniście postawić lewą nogę, panie.No tak oczywiście, że lewą.Wiedział o tym, ale był zbyt przejęty i zdenerwo-wany.Machnął kilkakrotnie nogą, chcąc uwolnić stopę ze strzemienia, lecz bla-szany trzewik na dobre się o nie zaczepił.Chris pochylił się maksymalnie i próbo-wał odczepić rzemień ręką, ale ten trzymał mocno.Kiedy wreszcie ześlizgnął sięz trzewika, Hughes stracił równowagę, poleciał do tyłu i padł sztywno na wznaktuż pod zadnie kopyta rumaka.Przerażeni chłopcy błyskawicznie odciągnęli gospod konia.Postawili go na nogi i wspólnym wysiłkiem pomogli dosiąść rumaka, Chrisczuł, że popychają za biodra.Gdy znalazł się w powietrzu, wysoko zadarł prawąnogę i niemal cudem, z głośnym brzękiem zbroi, wylądował w siodle.Spojrzał w dół, ziemia wydawała mu się strasznie daleko.Miał wrażenie, żeznalazł się co najmniej trzy metry nad nią.Rumak zaczął głośniej parskać i po-trząsać łbem.Rzucał przy tym zadem na boki.Chris miał wrażenie, że strzemionaumykają mu spod stóp.To cholerne bydlę zaraz mnie zrzuci, przemknęło mu przezmyśl. Wodze, panie! Wodze! Musicie je ściągnąć!Raz i drugi szarpnął wodze, ale koń nie zareagował.Wciąż rzucał się na bokii zadzierał łeb, jakby chciał ugryzć jezdzca. Pokażcie mu, panie! Mocno!Chris ściągnął wodze z taką siłą, jak gdyby chciał skręcić rumakowi kark.Końgłośno parsknął, ale karnie uniósł łeb i natychmiast się uspokoił. Tak dobrze, panie.Zagrały fanfary, rozbrzmiał krótki hejnał. To pierwsze wezwanie do oręża oznajmił najstarszy pachołek. Trzaruszyć na pole.Chwycił wodze i poprowadził rumaka na koniec porośniętego trawą pola.36.02.00Była pierwsza w nocy.Ze swego gabinetu w gmachu zarządu ITC RobertDoniger patrzył przez okno na wylot kopalnianej sztolni, oświetlanej przez światła208sześciu karetek.Wsłuchiwał się w trzaski krótkofalówek sanitariuszy i spoglądałna wyłaniające się z szybu grupki ludzi.Ujrzał w tłumie Gordona, który wyszedłspod ziemi w towarzystwie tego młodego archeologa, Sterna.Wyglądało na to,iż żaden z nich nie odniósł najmniejszych obrażeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|