[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z początku chciała odpocząć tylko przezchwilę, ale szybko dotarło do niej, że właściwie nie ma dokąd iść.Bała się wyjśćz ukrycia, gdzie czuła się bezpieczniej niż na ulicy, nawet jeśli było to złudne wra-żenie.Czuwała do świtu, potem zapadała w nerwowe drzemki, znużona ciągłymnasłuchiwaniem, lecz póznym popołudniem zasnęła ze zmęczenia, nie bacząc naniebezpieczeństwo.Wtedy wpadł na nią Drago.Mimo że znajomość nie zaczęłasię fortunnie, Drop instynktownie poczuła do niego sympatię.Rozpaczliwie po-trzebowała pomocy, była przerażona i bezradna, a wewnętrzny głos podpowiadał,żeby zaufać tym szarym, przyjaznym oczom, bo nie mogą być zdolne do podłości. Nie bój się, mała  powiedział. Jestem żołnierzem Królestwa.Nie zro-bię ci krzywdy.Widzisz, z racji munduru muszę się znajdować po właściwej stro-nie.Mrugnął i uśmiechnął się. To czemu chowasz się w łodzi?  burknęła, prawie rozbrojona. Bo zobaczyłem coś, czego nie powinienem był widzieć. Ja też  szepnęła.Spoważniał, przyjrzał się jej uważnie. Co takiego, dziewczyno? Najpierw ty powiedz.Chwycił ją za ręce. Nie kryguj się, mała.To może być bardzo ważne.W jego głosie usłyszała napięcie.Zawahała się, ale tylko przez moment. Dobrze  westchnęła i zaczęła opowiadać, co ją spotkało od czasu spaceruna cmentarz.Twarz słuchającego komandosa ściągała się z każdym zdaniem.152  Na Jasność, to musi być prawdziwa Księga.Wszyscy zginęli na próżno szepnął z goryczą, gdy Drop umilkła. Teraz ty  zażądała, więc streścił krótko dzieje nieudanej wyprawy prze-ciw Teratelowi.Oczy anielicy robiły się coraz bardziej okrągłe. Ojej! Widziałam coś o wielkim znaczeniu dla Królestwa, tak?  spytałaz mieszaniną przestrachu i podniecenia.Drago poważnie skinął głową. Więc będą mnie ścigać? Jak zbiegłą duszę? Aha.Muszę cię gdzieś schować, ale bladego pojęcia nie mam, gdzie.W zamyśleniu pocierał bliznę na brodzie. Poznałabyś któregoś z tych skrzy-dlatych? No pewnie.Obydwu  przytaknęła skwapliwie. Z jednej strony to dobrze, z drugiej gorzej  myślał na głos. Nie dadząci spokoju.Dokąd ja cię zabiorę?Nagle doznał olśnienia. Do Saturnina! No jasne! A kto to jest?  spytała, zaniepokojona.Zwrócił ku niej rozjaśnioną twarz. Mój przyjaciel, anioł stróż.Pracowałem kiedyś jako jego zmiennik.Anielica zachłysnęła się oddechem, spłoniła. Nie mogę!  wyjąkała, przejęta grozą. Nie wolno mi przebywać podjednym dachem sam na sam z aniołem płci męskiej!Nie umiał powstrzymać uśmiechu. A teraz co niby robisz? Zmieszała się tylko na moment. Teraz.jestem w łodzi, czyli na dworze.Zasady nie obowiązują.Drago położył jej ręce na ramionach. Maleńka, inaczej zrobią z ciebie siekankę.Saturnin to porządny chłop.Takisam służbista jak ty.Dogadacie się, zobaczysz.Zresztą, kto mówi, że zostanieszz nim sama? Ja też tam będę.Drop jęknęła.W życiu nie przypuszczała, że przyjdzie jej przeżywać tak nie-regulaminowe przygody.Drago odchylił plandekę, pociągnął ją za rękę. Chodz, jest ciemno, mniejsza szansa, że ktoś nas rozpozna.PrzynajmniejSaturnin będzie o tej porze u siebie.Gdyby się działo coś podejrzanego, obejmijmnie i zataczaj się lekko, dobra? O rany!  wyszeptała wstrząśnięta. Tak nie wypada, co sobie pomy-ślą. Właśnie o to chodzi  przerwał. %7łeby pomyśleli.No, ruszamy, mała.Przemykali się ciemnymi, pustymi uliczkami.Dzielnica targowa była o tejporze wyludniona.Tawerny i karczmy mieściły się dalej na północ, wzdłuż prze-ciwległego krańca zatoki Rahaba.W drodze do najbliższej bramy nie napotkalinikogo oprócz zagubionego pijaka, który usnął w podcieniu jednej z kamienic,widocznie znużony zbyt daleką trasą do domu.Po śmietnikach buszowały małe,153 na wpół zdziczałe chimery.Ich ślepia lśniły w mroku.Wychudzone gnomy zbie-rały pod straganami zgniłe warzywa, biły się zażarcie o wyrzucone liście kapustyi marchwianą nać.Wykrzywiały do przechodzących złe, trójkątne twarzyczki.Drop czuła się nieswojo.Mimo skrupułów moralnych ośmieliła się ująć ko-mandosa za rękę. Już niedaleko  mruknął uspokajająco. Nie bój się, wszystko podkontrolą.Odpowiedziała blado na jego uśmiech.Wreszcie przekroczyli bramę i znalezli się w Pierwszym Niebie.Nie różniłosię znacząco od Limbo, ale Drop odetchnęła z ulgą.Ulice wydawały się wymarłe.Nikły odblask światła dawał się zauważyć tylko w nielicznych oknach.Strudzenianiołowie służebni udali się dawno na spoczynek, aby zerwać się przed świtemi zdążyć skrupulatnie wypełnić obowiązki, trwające do zmierzchu.W zaułkachdzwięczały tylko kroki Drago i Drop.Dotarli do Bramy Zwierszczy i przedostali się do Drugiego Nieba, siedzibyczterech męskich i dwóch żeńskich chórów stróżów.Chociaż nigdy nie była w tejczęści miasta, Drop natychmiast poczuła się jak w domu.Schludne, skromnepawilony, kwadratowe wieże, szerokie i płaskie bryły poszczególnych Domóww dzielnicy anielic wyglądały identycznie.Saturnin należał do Domu Trzeciego przy Drugim Kręgu.Drago bez truduodnalazł Zieloną Wieżę, gdzie mieściła się kwatera przyjaciela.W końcu przezrok pracował jako jego zmiennik przy dość trudnym kliencie.Aniołowie stróżo-wie otrzymywali przydziałowego klienta, którego ochraniali przez całe ziemskieżycie, dbając o jego bezpieczeństwo, wzbudzając szlachetne pobudki i poruszającsumienie.Zajmowali się nim niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, poświę-cając całkowicie swą prywatność.Jednak nawet oni nie byli w stanie nieustannieczuwać, więc na wypadek choroby, losowego wydarzenia lub krótkiego odpo-czynku otrzymywali stałego zmiennika.Najczęściej rekrutowano ich z szeregówemerytowanych urzędników, lecz czasem zdarzał się wycofany ze służby żołnierz,tak jak w przypadku Drago.Zielona Wieża była kamiennym budynkiem na planie kwadratu, wbrew na-zwie niewysokim i przysadzistym.O tej porze w oknach nie paliło się światło,a wewnątrz panowała cisza.Drago ruszył wzdłuż muru, prowadząc za rękę Drop.Zatrzymał się przed ścianą z oknami, zadarł głowę.Saturnin mieszkał na pierw-szym piętrze.W pokoju nie paliło się światło.Gamerin zagwizdał cicho, naśla-dując głos rajskiego ptaka.Odpowiedziała mu cisza.Gwizdnął głośniej.Nikt sięnie odezwał.Zafrasowany, podrapał się w głowę.Spojrzał w ciemne okno i wydałz siebie gwizd, od którego powinny powypadać szyby.Nie było odzewu.Dragozaklął cicho.Drop w milczeniu obserwowała jego wysiłki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl