[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Partyzanci! - odpowiedział krótko na pytanie.- Jest ich trzech, żaden nie żyje.A mój adiutant jest ranny.Przyjeżdżajcie najszybciej, jak możecie.Przerwał połączenie i wyszedł, aby zobaczyć, jak się czuje Arvid.- Jak.- wyszeptał Arvid, kiedy Cletus pochylił się nad nim.- Mówiłem ci, że deCastries spróbuje się zabezpieczyć - powiedział Cletus.- Leż spokojnie i nic nie mów.Wkrótce nadleciał ambulans z wojskowego szpitala i nim wylądował miękko na trawie, jego cień padł na nich niby cień jastrzębia.Gdy ze środka wysypał się ubrany na biało personel medyczny, Cletus wstał.- To porucznik Johnson, mój adiutant - powiedział.- Zaopiekujcie się nim dobrze.Trzej partyzanci, tam na parkin­gu, nie żyją.Później napiszę dokładny raport, ale teraz muszę wyjechać.Może pan zająć się wszystkim?- Tak jest, pułkowniku - odpowiedział główny lekarz.Był to starszy mężczyzna ze złotymi i czarnymi naszywkami oficera na kołnierzu.- Zajmiemy się nim.- Dobrze - odetchnął Cletus.Nie zatrzymując się już, aby porozmawiać z Arvidem, odwrócił się i ruszył do swojej kwatery.Prędko przebrał się w polowy kombinezon, nie zapominając o pasach z bojowym rynsztunkiem.Kiedy wyszedł, Arvida zabrano już do szpitala, a trzej martwi strzelcy dalej leżeli na trawie.Mieli na sobie zwykłe cywilne ubrania, jakie normalnie widziało się na ulicach Bakhalli, tyle że dolna część twarzy każdego z nich odcinała się ostro od opalonego czoła, co świadczyło o tym, iż niedawno zgolili gęste brody, tak charakterystyczne dla Neulandczyków.Cletus wypróbował swój służbowy samochód, stwierdził, że jest sprawny i skierował się w stronę terenu zajmowanego przez Dorsajów.Kiedy tam przybył, stwierdził, że większość dorsajskich żołnierzy znajduje się już na placu do ćwiczeń - uzbrojona, wyekwipowana, gotowa do odlotu z powrotem do Two Rivers.Cletus udał się prosto do tymczasowej Kwatery Głównej i znalazł tam podpułkownika Marcusa Doddsa.- Jeszcze nie odprawił pan żadnego transportu, praw­da? - zapytał w tym momencie, w którym Dodds go zauważył.- Nie, pułkowniku - odparł wysoki, szczupły mężczyz­na.- Ale powinniśmy prawdopodobnie pomyśleć o wysłaniu tam ludzi jak najszybciej.Jeśli spróbujemy zrzucić ich nad Two Rivers po zmroku, trzy czwarte z nich wyląduje w wodzie.A jutro o świcie Neulandczycy będą już zapewne w dolinach obu rzek powyżej miasta.Za dnia wystrzelaliby naszych skoczków, gdybyśmy wysłali ich o takiej porze.- Niech się pan nie martwi - powiedział szorstko Cle­tus.- W żadnym razie nie będziemy skakać nad miastem.Brwi Marcusa Doddsa uniosły się na jego wąskiej, brązowej twarzy.- Nie zamierza pan wesprzeć.- Zamierzam.Ale nie w ten sposób - powiedział Cle­tus.- Ilu ludzi z tych, którzy wrócili i dostali urlopy, jeszcze nie ma?- Najprawdopodobniej nie więcej niż pół kompanii.Wszy­scy już wiedzą.Słyszeli o tym i wracają sami - powiedział Marc.- Żaden Dorsaj nie pozwoli, gdy tylko może pomóc, by jakichś innych Dorsajów otoczono i zabito.Wtem rozdzwonił się telefon stojący na polowym biurku.Dodds podniósł słuchawkę i słuchał przez chwilę w milczeniu.- Chwileczkę - powiedział i opuścił słuchawkę, wciskając przycisk.- To do pana, pułkownik Ivor Dupleine, szef sztabu generała Traynora.- Cletus wyciągnął rękę, a Marc podał mu słuchawkę.- Tu podpułkownik Grahame - powiedział do mikro­fonu.Obok kciuka Cletusa, na ekranie telefonu, pojawiła się malutka choleryczna twarz Dupleine'a.- Grahame! - Dupleine warknął Cletusowi do ucha.- Tu pułkownik Dupleine.Neulandzkie wojska przekroczyły granicę w Etter Pass i wygląda na to, że zajmą pozycje wokół Two Rivers.Czy ma pan tam jeszcze jakieś dorsajskie oddziały?- Dwie kompanie w mieście - odparł Cletus.- Dwie? Nie jest więc tak źle! - stwierdził Dupleine.- W porządku, niech pan teraz posłucha.Najwidoczniej to ci Dorsajowie i pan wywołaliście całe zamieszanie.Nie wolno panu podejmować bez wyraźnych rozkazów żadnych działań przeciwko wojskom neulandzkim.To bezpośredni rozkaz generała Traynora.Zrozumiał pan? Ma pan tam siedzieć cicho, dopóki nie odezwę się ja albo generał.- W żadnym wypadku - powiedział Cletus.Przez chwilę po drugiej stronie panowała martwa cisza.Dupleine gapił się na Cletusa z ekranu telefonu.- Co? Co pan powiedział? - warknął w końcu.- Powinienem panu przypomnieć, pułkowniku - rzekł spokojnie Cletus - że generał przekazał mi całkowite dowódz­two nad Dorsajami i w związku z tym jestem odpowiedzialny tylko przed nim.- Pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl