[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Hubert niemalfizycznie czuł jej ciepło, niczym czułe matczyne dotknięcie.Zettenberg przeniósł spojrzenie na KIV, który w porównaniuze swoim towarzyszem był tylko bladym odbiciem.Pomimo żebardziej przypominał Słońce, to planeta nadająca się do za-mieszkania krążyła wokół Tolimana.Gdzieś tam na niebie dojrzał jeszcze trzecią gwiazdę two-rzącą układ.Proxima Centauri była czerwonym karłem niewielewiększym od Jowisza i oddalona była znacznie od swoichsióstr.Jeszcze nie tak dawno astronomowie zastanawiali się,czy można ją zaliczyć do układu, ale okazało się, że wokół nichorbituje i jej ruch w przestrzeni jest taki sam jak gwiazd głów-nych.Ponownie zwrócił głowę w stronę Tolimana i dostrzegł wjego sąsiedztwie znaczną liczbę świecących niewielkich punk-tów.Asteroidy, od których roił się układ.System nawigacyjnystatku naliczył ich dwa razy więcej niż w Pasie Kuipera.Kom-puter już obliczał tory lotu największych z nich i nanosił po-prawki, wyznaczając nowe trajektorie Marka Aureliusza ,żeby bezpiecznie ominął dryfujące w przestrzeni skały.W innych układach gwiezdnych, w tym także w UkładzieSłonecznym, astronomowie nie wykryli takiego nagromadzeniaasteroid, które były kosmicznymi śmieciami, pozostałościamipo tworzeniu się planet i księżyców.Tutaj, ze względu na silneoddziaływanie grawitacyjne między blizniaczymi gwiazdamiAlfy Centauri, ciała niebieskie nie zdążyły się ustabilizować.Globy rozpadły się, nim zdążyły się na dobre uformować, izapewne stąd wzięło się tyle kosmicznego odpadu.Hubert przez chwilę zastanawiał się, jak to się mogło stać,że jedna planeta przetrwała i co więcej, panowały na niej wa-runki sprzyjające życiu.To zakrawało na jakiś fenomen, a możeto zwykłe szczęście? Zettenberg nie miał zamiaru roztrząsaćteraz tego problemu, gdy cel podróży był na wyciągnięcie ręki.Westchnął ciężko.Od czasu opuszczenia Ziemi minęło półtora roku, ale on,podobnie jak pozostali astronauci, przestał zwracać uwagę naupływ czasu.Na pokładzie gwiazdolotu dni niczym się od sie-bie nie różniły, panowała monotonia, nuda i wszechogarniającapustka.Hubert nie umiał powiedzieć, czy była ona w nich, wich sercach i umysłach, czy to nieskończona przestrzeń kosmo-su tak na nich wpłynęła.Teodor Meyer, otępiony lekami, snuł się po pokładzie zksiążkowym wydaniem Biblii i poruszając wargami, recytowałbezgłośnie.Kiedyś serdeczny i przyjacielski, teraz nie szukałjuż kontaktu z pozostałymi członkami załogi, a gdy już z kimśrozmawiał, po chwili zaczynał mówić od rzeczy.Twierdził, żeu celu wyprawy czeka na nich niewyobrażalne zło, które zgubinie tylko ich dusze, ale również dusze wszystkich ludzi.Przy-najmniej raz dziennie ze łzami w oczach błagał Zettenberga,żeby zawrócili, porzucili misję.Zachowywał się dziwacznie, zdarzało mu się mówić do sie-bie, wybuchać niepohamowanym pustym śmiechem, ale niezaniedbywał obowiązków.Zlecone prace wykonywał jednakbez entuzjazmu, jakby mechanicznie.Wydawało się, że astrofi-zyk żył w swoim własnym świecie, a na Marku Aureliuszubył tylko przechodniem.Sina Finderman prawie nie wychodziła z laboratorium.Setkirazy przeprowadzała te same badania i choć zawsze dawałyidentyczny rezultat, to twierdziła, że musi próby powtórzyć.Laboratorium było dla niej bezpiecznym sanktuarium, azylem,w którym się chowała.Przed czym? Tego chyba sama nie wie-działa.Niegdyś dumna i pewna siebie kobieta, teraz przemykałakorytarzami statku zgarbiona, zalękniona, niepewnie oglądającsię za siebie, wypatrując w kątach jakiegoś zagrożenia.Przestała się prawie odzywać, a gdy już została przez kogośzagadnięta, mówiła szeptem, drżącymi ustami, a w jej oczachcały czas gościł strach.Zettenberg mocno obawiał się o jejzdrowie i w normalnych warunkach odesłałby ją do lekarzapokładowego.Ale warunki normalne nie były
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|