[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chcemy zagrać Balladynę.Jabędę Balladyną. Nie chwal się  skarcił ją Antek. Nie chwalę się, tylko tłumaczę, dlaczego wędrujemy po nocy.Nie chciała-bym, żeby państwo o nas myśleli, że jesteśmy włóczęgami. O, nigdy by mi to przez myśl nie przeszło!  zapewniłem ją, uprzejmiezapraszając obydwoje, aby usiedli na ławie, blisko ciepłego pieca.Antek rozejrzał się po kuchni Zauważyłem, że na widok otwartej butelki winaprzez jego twarz przemknął wyraz niezadowolenia. To tylko skromny poczęstunek  czułem potrzebę wytłumaczenia sięprzed nimi. Słyszałem, że wino szkodzi na nerki  powiedział Antek.Bigos zaoponował: Mnie tam nie szkodzi.No to cyk, panie kustoszu  i podniósł do góryszklankę.56 Zosia usiadła na brzeżku ławy, skubnęła koniec swojego warkocza. Gdyby nie to, że już postanowiłam zostać aktorką, chętnie pracowałabymjako kustosz w takim starym dworze.Podoba mi się tutaj. Och, zapewniam cię, że ta praca też ma swoje złe strony  odpowiedzia-łem.Potem nastała dłuższa chwila ciszy, ponieważ nie bardzo wiedzieliśmy,o czym rozmawiać z tymi młodymi ludzmi. Czy duchy dały znać o sobie?  odezwał się Antek. Jesteśmy tą sprawą zainteresowani  dodała Zosia. Jeśli tu będą duchy,turyści zyskają jeszcze jedną atrakcję i zjadą tłumnie do naszych domów wcza-sowych.Moja mama prowadzi stołówkę  dorzuciła, jakby to miało ostateczniewyjaśnić jej zainteresowanie duchami.Postanowiłem wykręcić się od zdecydowanej odpowiedzi. Jeśli chodzi o duchy  zacząłem  sytuacja jeszcze się nie wyklarowała.Natomiast mamy inną ciekawostkę.Panna Wierzchoń słyszała  głosy. Głosy?  Zosia aż usta otworzyła, tak była zdumiona. Jak święta dziewica Joanna d Arc  dodałem. Pani ma halucynacje słuchowe?  rzeczowo zapytał Antek. Coś niecośna ten temat czytałem, ponieważ w przyszłości zamierzam zostać lekarzem.Panna Wierzchoń była na mnie bardzo oburzona. No wie pan, panie kustoszu! Pan mnie usiłuje ośmieszyć i skompromito-wać! Przecież mówiła mi pani o tych głosach  zakłopotałem się.Wcale bo-wiem nie chciałem jej ośmieszyć. Powiedziałam panu o tym w zaufaniu, jako o dziwnym zjawisku.A panzaraz trąbi o tym na prawo i lewo. Powiedziała pani o tym zdarzeniu koledze Bigosowi  broniłem się a on w zaufaniu opowiedział o tym pannie Marysi.Ja również w zaufaniu zwie-rzyłem się koledze Antkowi i koleżance Zosi.Czy nie tak? Można nam ufać  kiwnął głową Antek. A swoją drogą, to zdumiewa-jące.Jakiego rodzaju to były głosy? Męskie? Kobiece? Dosyć tego!  tupnęła nogą panna Wierzchoń. Bigos, skocz do swegopokoju po gitarę.Należy zmienić repertuar na dzisiejszy wieczór.No, dziecia-ki, co was do nas sprowadza? Wyłóżcie kawę na ławę  mruknęła zagniewanapytaniami Antka.I zle zrobiła, bo nic bardziej nie złości młodych ludzi, jak lekceważenie.Antek nadął się, aby wyglądać poważnie.Usiłował nadać swemu głosowi gru-be brzmienie, ale jak na złość powiedział piskliwie: Mamy sprawę do pana kustosza.Poufną.Chcielibyśmy porozmawiać z pa-nem na osobności  zwrócił się do mnie.Bigos załamał ręce:57  O rany! Jeszcze jedni z nową tajemnicą.Uśmiechnąłem się do dzieciakówi skinąłem, żeby wyszli ze mną do sieni.Bigos, Marysia i panna Wierzchoń przyjęli to niemal z radością.Bardzo imsię śpieszyło do wypicia starego burgunda.W sieni znajdowała się niewielka wnęka z drewnianą ławą, rzezbioną w dwasłońca z długimi promieniami.Usiedliśmy.Starałem się przybrać poważny, pełenskupienia wyraz twarzy. Byłem świadkiem pana rozmowy z moim ojcem  rzekł Antek. Opo-wiadał o zagadkowych znakach, które narysował przyjezdny w chwili śmierci pa-na Czerskiego.Zosia i ja znamy tę historię dość dokładnie.Otóż, proszę pana, mytego człowieka widzieliśmy wówczas, ponieważ w chwili śmierci pana Czerskie-go kręciliśmy się po parku.To znaczy, widzieliśmy nie jego, ale jego samochód. Valcone  dorzuciła Zosia. Ja będę miała taki sam, jak zostanę słynnąaktorką. Otóż ten człowiek przyjechał dzisiaj do Janówki i zatrzymał się w naszymdomu wczasowym. Ten sam? Tak.Ojciec go poznał.I my.Ma zresztą ten sam samochód, marki valcone.Jak pan sądzi? Po co on tu drugi raz przyjechał? W dwa tygodnie po śmierci panaCzerskiego? Może mu się tu bardzo podobało?  bąknąłem.Och, ileż ironii zabrzmiało w głosie Antka: I pan w to wierzy? To jakaś podejrzana historia  gorączkowo rzekła Zosia. Czy nie po-winniśmy go obserwować?Nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć.Jestem przeciwnikiem wplątywaniamłodzieży w jakieś takie historie. Obserwować go?  zastanawiałem się głośno. Może określenie to niejest właściwe.Po prostu, w chwilach wolnych od nauki zwróćcie na niego uwagę. Panu chodzi o określenie, czy o stan faktyczny?  przyparł mnie do muruAntek. O jedno i o drugie.Nie wolno go śledzić ani obserwować.Ale można zwró-cić na niego uwagę. Przecież to jasne, że jemu chodzi o dwór w Janówce  stwierdził An-tek. Przyjechał do pana Czerskiego, żeby z nim coś załatwić.Ale pan Czerskibył już sparaliżowany.I nic nie dało się załatwić.Więc może teraz próbuje. Z Czerskim? Myślicie, że on ma takie możliwości? Niech pan nie kpi.Z panem będzie próbował. Albo z pana współpracownikami  dorzuciła Zosia.Chrząknąłem.58  To się nie uda.Ale dziękuję za informacje.Zostałem ostrzeżony i postaramsię być czujny. Gdyby się zdarzyło coś ciekawego, to pana odwiedzimy  zapewniła mnieZosia. A teraz pójdziemy, bo się pózno zrobiło.Zajrzałem do kuchni  trzy szklanki były już opróżnione, tylko moja czekała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl