[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Cóż za gamoń ze mnie!  zawołał. Dlaczego nie pomyślałem o tym wcześniej?Uśmiech triumfu zaigrał mu na ustach.I zwracając się do obu, rzekł: Moje dzieci! Wiem już wszystko, co chciałem wiedzieć.Idzcie i śpijcie spokojnie.Zasłużyliście na to!Sam także zasnął, jak człowiek, który rozwiązał zadanie nadzwyczajnej doniosłości, zktórym długo nie mógł się uporać.Roland wpadł na myśl, że towarzysze Jehudy opuścili klasztor Kartuzów w Seillon iprzenieśli się do jaskiń w Ceyzeriat; a jednocześnie przypomniał sobie, że pomiędzy tymijaskinami a kościołem w Brou jest podziemne przejście.218 Na zwiadyOkoło pierwszej po południu, sir John, korzystając z pozwolenia, stawił się przed panną deMontrevel.Wszystko odbyło się tak, jak sobie tego życzył Morgan.Sir John przyjęty został, jakprzyjaciel rodziny, lord Tanlay  jak konkurent, którego zamiary przynosiły zaszczyt.Amelia nie sprzeciwiała się ani życzeniom brata i matki, ani rozkazom pierwszegokonsula; prosiła tylko o zwłokę z powodu stanu swego zdrowia.Lord Tanlay zgodził się.Osiągnął to, czego się spodziewał: został przyjęty.Rozumiał jednak, że jego zbyt długi pobyt w Bourgu byłby niewłaściwy z powodunieobecności matki i brata.Wobec tego, zapowiedział Amelii drugą wizytę nazajutrz i swój odjazd tegoż dniawieczorem.Dzięki zatem delikatności sir Johna, życzeniom Morgana i Amelii stało się zadość;kochankowie mieli przed sobą dużo czasu.Michał dowiedział się o tym wszystkim od Karoliny, a Roland od Michała.Gdy nadeszła noc, Roland zarzucił bluzę Michała, okrył twarz szerokim kapeluszem,zatknął parę pistoletów i nóż myśliwski za pas i wyszedł na drogę do Bourgu.Doszedłszy do koszar żandarmerii, zażądał widzenia z kapitanem.Ten, wiedząc już owydarzeniach na drodze do Lugdunu, spodziewał się jego wizyty.Ku wielkiemu zdziwieniu kapitana, Roland zażądał tylko kluczy od kościoła oraz obcęgówi prosił, aby zachować jego obecność w tajemnicy.Po otwarciu bocznych drzwi kościoła natknął się na stos siana.W kościele panowała cisza.Roland powrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa izorientował się w położeniu.Po chwili wdrapał się na siano i ześlizgnął z drugiej strony stosuna posadzkę.Obok pomnika Filipa Pięknego wielka kwadratowa płyta zamykała wejście dogrobów.Roland znał to miejsce; klęknął obok płyty, podważył ją obcęgami, podniósł i zszedł dopodziemi.Jakiś czas brnął po omacku w ciemnościach, aż dotarł do kraty, za którą ciągnął siękorytarz.Przy pomocy obcęgów otworzył kratę.Nasłuchując i wpatrując się w ciemności, posuwał się dalej naprzód, z pistoletem gotowymdo strzału.219 Tak szedł około piętnastu minut.Po kilku kroplach zimnej wody, które spadły mu na ręce, zorientował się, że ma nad sobąrzeczkę Reyssouse.Gdy przy drzwiach, oddzielających podziemia od kamieniołomów usiadł, by odpocząć,dostrzegł migocące światło i usłyszał jakieś szmery.Ruszył, znowu przylepiony do ściany, jak ruchoma płaskorzezba.Wreszcie zbliżył się, wychylił głowę zza skały i ujrzał obozowisko towarzyszy Jehudy.Było ich dwunastu, może piętnastu.Rolandowi przyszła do głowy szalona myśl, by rzucić się na nich i rozpocząć śmiertelnąwalkę.Opanował się jednak, cofnął głowę za wyłom i przez nikogo nie dostrzeżony powróciłtą samą drogą.Wszystko stało się jasne: opuszczenie klasztoru Kartuzów, zniknięcie Valensolle'a ifałszywi kłusownicy w okolicach groty w Ceyzeriat.Roland zapałał chęcią zemsty.Wracał szybko i już bez obawy, że zabłądzi.Na zewnątrz czekał kapitan żandarmerii.Razem poszli do Bourgu.Na ulicy de Greffe kapitan opuścił Rolanda i odszukał pułkownika dragonów.Obaj, pokrótkiej rozmowie, przybyli na plac.Roland wyszedł z ukrycia.Chwilę stali razem.Roland wydawał rozkazy, dwaj pozostali słuchali.Potem rozeszli się.Pułkownik powrócił do siebie; Roland i kapitan żandarmerii udali sięna drogę Pont-d'Ain.Tutaj kapitan skręcił do swoich koszar, a Roland poszedł dalej.Po dwudziestu minutach był już w zamku.Bojąc się obudzić Amelię, zastukał w oknoMichała.Amelia jednak nie spała.Czytała list Morgana, przyniesiony przez Karolinę. Muszę cię koniecznie zobaczyć, muszę cię uścisnąć i przytulić do serca.Gnębią mnie złeprzeczucia.Wyślij jutro Karolinę, aby dowiedziała się, czy sir John rzeczywiście odjechał.Jeśli tak  daj zwykły sygnał.I nie bój się.Nie mów mi o śniegu, nie mów, że spostrzegąmoje ślady.Tym razem nie ja do ciebie przyjdę, lecz ty do mnie.Czy rozumiesz? Będziesz mogłaprzejść przez park.Nikt nie będzie szedł za tobą.Okryj się szalem, ubierz się ciepło.W łódce,przywiązanej pod wierzbami, spędzimy godzinę, ale w zmienionych rolach.Zazwyczaj jazwierzam się ze swoich obaw, a ty dodajesz mi otuchy; jutro, ubóstwiana Amelio, ty będzieszmówiła mi o swoich nadziejach i ja podniosę cię na duchu.Przyjdz, gdy tylko dam znak.Będę czekał w Montagnac.Z Montagnac do Reyssouse mamtylko pięć minut drogi.Do widzenia, biedna Amelio! Byłabyś szczęśliwsza, gdybyś mnie nie spotkała.Zły duch postawił mnie na twej drodze i boję się, czy nie zrobiłem z ciebie męczennicy.Twój Karol.Do jutra, nieprawdaż?  jeśli nie zajdą jakieś nieprzewidziane przeszkody.220 Przeczucia Morgana sprawdzają sięBardzo często spokój i pogoda poprzedzają wielkie burze.Dzień nastał piękny, pogodny, choć mrozny; dzień, w którym pomimo białego całunu,okrywającego ziemię, słońce śmieje się do ludzi i zapowiada wiosnę.Około południa sir John przyszedł z wizytą pożegnalną.Zdawało mu się, że ma słowoAmelii i słowo to mu wystarczało.Amelia odłożyła małżeństwo na czas nieokreślony, aleprzyjęła oświadczyny.Marzenia sir Johna spełniły się.W kwadrans po jego wyjściu z zamku, Karolina poszła do Bourgu.Około czwartej powróciła, oświadczając swej pani, że widziała na własne oczy, jak sirJohn wsiadał do karety koło hotelu Francuskiego i odjechał drogą do Mon.Amelia starała się natchnąć Morgana spokojem, którego sama nie zaznała.Od chwili,kiedy Karolina zawiadomiła ją o obecności Rolanda w Bourgu, przeczuwała, podobnie jak iMorgan, że zbliża się straszliwa chwila.Wiedziała nadto o napadzie na karetkę pocztową z Chambery, wiedziała o śmiercipułkownika strzelców; wiedziała, że brat jest zdrów, lecz znikł.Od brata nie miała żadnego listu.To zniknięcie i milczenie było gorsze niż otwarta i jawna walka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl