[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale nie w taki sposób, jak się spodziewałem.I nie tak, jak Łowca Ryb.- Chyba zwodzisz i mnie, i siebie - zahuczał Ketin.Pokręciłem głową i wskazałem pałką w górę:- Tam!Ketin zbliżył się do mnie i chociaż teraz widziałem, że jest jeszcze większy, niż mi się z początku wydawało, to zupełnie już nie czułem strachu.- Widzę - powiedział.Przykucnął, po czym skoczył w górę, chwytając za podtrzymujące sufit wzmocnienia.- Nie zauważyłam tego - przyznała Cim.- A było prawie na samym środku, każde z nas powinno to od razu zobaczyć.- Tam właśnie powinno być.Karłowi chodziło o to, aby mógł wrzucać ludzi stojących przed jego tronem, ale zauważyłem, że tacy jak ty, Ketin czy Wiggikki w zamkniętym pomieszczeniu zawsze starają się trzymać możliwie blisko ściany.Zresztą, niekoniecznie w pomieszczeniu – nawet biegnąc śladem Wielkich Sań posuwałeś się tuż przy krawędzi szlaku.Staracie się widzieć nie będąc widzianymi i mieć gdzieś w pobliżu ścianę, o którą moglibyście się oprzeć w razie ataku.- Ty natomiast zawsze wychodzisz na sam środek - odparła Cim.- Czasem bardzo się tym niepokoje.Pod tyra względem jesteś bardziej podobny do tego karła, Mantru, niż do nas.Przez ten czas, kiedy mnie trzymał przy sobie, nieraz zauważyłam, że on także nigdy nie staje pod ścianami.W górze rozległ się trzask, klapa otworzyła się i Ketin, pomimo swych rozmiarów, błyskawicznie wdrapał się na górę.Po chwili rozległ się czyjś krzyk.- Dasz rade tam doskoczyć? - zapytała Cim.- Wątpię, żeby Ketin po nas wrócił.Gdyby nie rana w moim boku, nie byłoby problemu, teraz jednak, chociaż starałem się ze wszystkich sił, udało mi się jedynie chwycić dłońmi o krawędź otworu.Usiłowałem się rozhuśtać i zahaczyć na najpierw stopą, a potem wciągnąć resztę ciała, ale nie dawałem rady.Poczułem, że rana znowu zaczęła krwawić.W tej samej chwili pojawił się Ketin i chwyciwszy mój zawiązany w pasie kombinezon jednym ruchem poderwał mnie w górę.Pomieszczenie było puste, tylko na podłodze nieporadnymi, konwulsyjnymi ruchami usiłowały pełzać jakieś cztery krabopodobne stworzenia.Przyjrzawszy im się dokładniej stwierdziłem, że były to resztki dwóch Minów, rozerwanych przez Ketina na pół.W ich mechanicznych częściach ciągle jeszcze kołatała się resztka życia.Ketin buszował teraz po całej sali, jakby spodziewał się znaleźć kogoś ukrytego za jednym z krzeseł.Kiedy udało mi się wreszcie nabrać tchu w piersi, powiedziałem mu, że pamiętam mniej więcej drogę, jaką prowadzono nas do pomieszczenia pod podłogą i że pójdę tam, by wyprowadzić Cim.- Nie trzeba - powiedział do otworu.Po chwili był już z powrotem, z Cim wetkniętą pod pachą niczym jakiś pakunek.Wyglądała na mocno przestraszoną, ale ściskała cały czas mocno swoją pałkę i moją rogatą laskę.- Teraz możemy iść - oznajmił Ketin.- Musimy znaleźć futro Cim - odparłem.- I moje.Też mi zabrali.Właściwie dopiero teraz zwróciłem uwagę, że Ketin był prawie nagi.Jego żona, jak sobie przypominałem, miała na sobie jakieś złachmanione futrzane okrycie.Skręciliśmy w pierwszy z brzegu korytarz, ale nie przeszliśmy więcej niż dwadzieścia metrów, kiedy jakiś pocisk – przypuszczam, że taki sam jak ten, który mnie zranił – przemknął miedzy głową Ketina i moją i uderzył z impetem w ścianę.Ketin, nie zważając na to, chciał iść do przodu, ale ostrzegłem go, że niechybnie zostaniemy zabici.- Nie boje się - odparł.- To bardzo dobrze, ale ja boje się tak, że starczy za nas dwóch.Zresztą zabiją nas bez względu na to, czy będziemy się bać, czy nie.Wracamy.- Ale nie możemy wyjść na zewnątrz bez ubrań - zaprotestowała Cim.- To także pewna śmierć.- Poza tym pałacem jest całe miasto, w wielkiej jaskini, w której jest zupełnie ciepło.Na pewno znajdziemy coś, w co będziecie mogli się ubrać.Udało mi się jednak ich zawrócić i po chwili byliśmy już ponownie w sali tronowej.Tym razem wybraliśmy schodzący w dół korytarz, którym mnie niedawno prowadzono.W pewnym momencie zacząłem się obawiać, że pomyliłem drogę, ale niebawem poczuliśmy świeże powietrze, a wkrótce potem znaleźliśmy się wśród wznoszących się dumnie w górę szkieletów wiekowych budowli.Minowie nie ścigali nas.Przez kilka godzin wędrowaliśmy wzdłuż szeregów znieruchomiałych mechanizmów.Zastanawiałem się, gdzie mieszkali budowniczowie miasta.Gdzieś w jego obrębie powinny chyba znajdować się komfortowo wyposażone pokoje, osobne dla spożywania posiłków, osobne dla snu i być może dla rozrywki, my jednak wciąż widzieliśmy tylko rzędy metalowych lampek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl