[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] .Sta³ siê bezw³adny, porusza³ siê powoli, leniwo, jak we Snie.Obojêtnie pozwala³ mi siê ba-daæ.Wystawi³em go pod dzia³anie promieni Rentgena: Swiat³o przesz³o szybko, natrafiaj¹cna anormalnie zmniejszony opór.Wyniki przekracza³y rozmiarami dotychczas znane doSwiad-czenia: organizm uleg³ przera¿aj¹cej redukcji; w uk³adzie kostnym widoczne by³y objawyatrofii, poznika³y ca³e rzesze tkanek, zmarnia³y ca³e gniazda komórek.By³ lekki jak dziecko;¿elazne palce wagi wskazywa³y na podzia³ce Smiesznie ma³¹ liczbê.Ten cz³owiek nikn¹³w oczach!Chcia³em go zatrzymaæ u siebie i o ile by to w ogóle by³o jeszcze mo¿liwe, przeszkodziæzupe³nemu zniszczeniu.Zdawa³o siê, ¿e jego biernoSæ u³atwi mi zadanie i ¿e nie stawi mioporu.Lecz pomyli³em siê.Po dwugodzinnej rozmowie nagle jak automat powsta³, zabiera-j¹c siê do wyjScia.Pêdzi³o go do domu, do willi Tofana.Zdaje siê, ¿e po znikniêciu wszel-kich interesów ¿yciowych pozosta³ tylko ten ¿ywio³owy, niczym nie wstrzymany pêd ku niej,ku Sarze, ku której ci¹¿y³ ca³¹ sw¹ marniej¹c¹ osobowoSci¹.Trudno siê by³o sprzeciwiaæ.Czu³em, ¿e jeSli go nie wypuszczê, stanie siê coS z³ego: w oczach jego zapala³y siê ju¿ i ga-s³y ognie niebezpiecznej, nerwowej si³y.Postanowi³em wiêc odwiexæ go doro¿k¹ na miejsce.Polanka le¿a³a w doSæ znacznej odleg³o-Sci od Srodka miasta i dopiero po pó³godzinnej jexdzie stanêliSmy u celu.Pomog³em mu wysi¹Sæ i odprowadzi³em na marmurowe schody, wiod¹ce do willi.U drzwiwchodowych oszklonej werandy przez chwilê zatrzyma³em siê niepewny, czy wejSæ z nim doSrodka, czy zawróciæ.Ogarnê³a miê nagle nieprzemo¿na chêæ poznania tej kobiety.Lecz nieSmia³em iSæ dalej.Stos³awskim oczywiScie nie krêpowa³em siê zupe³nie - zdawa³ siê nieuwa¿aæ zreszt¹ na moj¹ obecnoSæ - lecz zachowanie siê lokaja, który wybieg³ na spotkanie,dzia³a³o hamuj¹co.Starannie wygolony, we wzorowym fraku fagas powita³ wprawdzie megotowarzysza g³êbokim uk³onem, lecz na twarzy jego igra³ uSmiech lekcewa¿¹cej ironii; na mniepatrzy³ jak na intruza, którego nale¿y bezzw³ocznie wyprosiæ.Ju¿ chcia³em wracaæ do oczekuj¹cego mnie fiakra, gdy wtem aksamitna kotara, oddzielaj¹cawerandê od wnêtrza domu, rozsunê³a siê i na jej oran¿owym tle wynurzy³a siê z g³êbi postaækobiety.Nazwaæ j¹ piêkn¹, znaczy³o uchwyciæ jej powierzchownoSæ z zasadniczo fa³szywego punktupatrzenia.By³a raczej demoniczno, szatañsko ponêtn¹.Te rysy nieregularne, miêsiste szero-kie wargi i nos silnie rozwiniêty nie dawa³y wra¿enia piêkna - a jednak twarz o oSlepiaj¹cobia³ej, matowej cerze, tym mocniej kontrastuj¹ca z p³omiennym spojrzeniem czarnych, zio-n¹cych ¿arem oczu, przykuwa³a z nieopisan¹ si³¹.Mia³a w sobie coS z prostoty ¿ywio³u, któ-ry pewny swej w³adzy gardzi akcesoriami.89Nad przeczystym, cudnie sklepionym czo³em rozchyla³y siê ³agodnymi falami metalicznielSni¹ce, krucze w³osy, spiête u szczytu królewskiej g³owy srebrnym naczó³kiem.Ciemnozielona, lekko wyciêta suknia z adamaszku sp³ywa³a g³adko wzd³u¿ wynios³ej posta-ci, uwydatniaj¹c wyborn¹ liniê torsu i gibkich, dziewiczo zwartych bioder.W¿ar³em siê wzrokiem w jej czaruj¹ce, piekielne oczy, skupiaj¹c w spojrzeniu ca³¹ si³ê woli.Odpowiedzia³a, paruj¹c atak.Tak zmagaliSmy siê przez chwilê.Wtem spostrzeg³em na jejtwarzy jakby wahanie, niepewnoSæ, obawê; drgnê³a niespokojnie.Wtedy, sk³adaj¹c g³êbokiuk³on, rzek³em, uj¹wszy rêkê Stos³awskiego:- Odprowadzam zbiega, polecaj¹c go troskliwej opiece ³askawej pani.I wymieni³em swoje nazwisko.Sara odda³a uk³on skinieniem g³owy i odsuwaj¹c kotarê, poprosi³a do wnêtrza; przy tym zda-wa³a siê nie zwracaæ najmniejszej uwagi na Stos³awskiego, który jak zahipnotyzowany niespuszcza³ z niej wzroku.Przykro by³o nañ patrzeæ.JakaS bezwzglêdna, psia pokora wygl¹da-³a mu z oczu, utkwionych w ni¹ bez przerwy, jakieS wiernopoddañcze pos³uszeñstwo.Nadxwiêk jej g³osu rzuci³ siê ca³y ku niej, jakby szukaj¹c oparcia, opieki; kobieta uSmiechnê³asiê pó³ pogardliwie, pó³ ³askawie i wstrzymuj¹c go niedba³ym ruchem rêki, wyda³a polecenies³udze, obojêtnemu Swiadkowi tej sceny:- Odprowadzisz pana do sypialni; jest znu¿ony, musi odpocz¹æ.S³uga w milczeniu uj¹³ go pod ramiê i niemal wlok¹c za sob¹, znik³ w bocznych drzwiach.Wszed³em za Sar¹ do salonu.By³ stylowy.Wysoko sklepiony, o dumnie rozpiêtych posowach, ca³y obity by³ miêkk¹, je-dwabn¹ materi¹ koloru terra cotta.Okien nie by³o; salon rozSwietla³ masywny paj¹k zwisaj¹-cy ze Srodka stropu.W przedniej czêSci, niemal pustej, sta³y pod Scianami dwa rzêdy krzese³ z per³ow¹ inkrustacj¹na grzbietach i porêczach, Z nisz pomiêdzy nimi wychyla³y siê egzotyczne krzewy w du¿ychsrebrnych urnach.Na dalszym planie, w g³êbi, wznosi³o siê kilku stopniami podium zasiane suknem o soczy-stej barwie cynobru.Stoi na Srodku estrady z waz¹ kwiatów okrywa³a ciê¿k¹, przetykanawisiorami berylu kapa.Parê taburetów, wschodnia otomana i smuk³e, palisandrowe pianinowype³nia³y resztê przestrzeni.Tyln¹ Scianê tworzy³a zas³ona podobna do kotary u wejScia, zamykaj¹c falistym murem Slepewnêtrze.St¹pa³em cicho, wnurzaj¹c siê w puszyste futra kobierców rozes³anych na posadzce.Paniwprowadzi³a miê na podium i wskazawszy jedno z krzese³, sama opuSci³a siê niedbale naotomanê.Usiad³em w milczeniu.Po chwili Sara wyci¹gnê³a rêkê w kierunku ma³ego stolika po puzdroz papierosami.Spostrzeg³szy, ¿e sprzêt stoi trochê za daleko, przystawi³em go do sofy, poczym poda³em p³on¹c¹ zapa³kê.- Dziêkujê.Zaci¹gnê³a siê dymem.- Pan nie pali?- Owszem.Wyj¹³em z s¹siedniej przegródki cygaro i wypuszczaj¹c w górê fioletowy k³¹b,zauwa¿y³em z uznaniem:- Bajeczne!- Nudny pan jesteS.Czy w podobny sposób zabawiasz zawsze kobiety?90- To zale¿y od ich pokroju.Z pani¹ np.trudno mi rozmawiaæ; ³atwo mo¿na wpaSæ we fa³szy-wy ton.Muszê siê oswoiæ.Sara popatrzy³a mi w oczy, usi³uj¹c nadaæ spojrzeniu wyraz jedwabistej miêkkoSci.W tymmomencie spostrzeg³em w jej rysach uderzaj¹ce podobieñstwo do Stos³awskiego.Kobietazauwa¿y³a zdumienie:- Có¿ to panu? Wygl¹dasz na odkrywcê w chwili genialnego wynalazku.- Istotnie, odkry³em rzecz szczególn¹.Podnios³a siê drwi¹co:- Proszê, có¿ takiego?.Czy wolno wiedzieæ?- Pani jest dziwnie podobna do Kazia.Twarz Sary zadrga³a:- Przywidzenie.- Nie, proszê pani.Jestem doSæ dobrym fizjognomist¹.Zreszt¹ mo¿na to wyt³umaczyæ: ¿yje-cie pañstwo ze sob¹ od d³u¿szego czasu.Wspó³¿ycie tak bliskie upodabnia.- Hm.czy to pañska teoria?- Nie, ³askawa pani - teoriê tê, zreszt¹ nie now¹, dok³adniej roztrz¹sa³ przed paru laty dr Fr.¯muda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|