[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałem, korzystając z okazji, wytłumaczyć się preceptorowi z tak długiej nieobecności, nie byłem jednak pewien, czy mnie słyszy, albowiem, jakby o mnie zapomniawszy, podszedł naraz do głównego ołtarza i dołączył do chóru rozmodlonych kapłanów.Widząc, że prawdopodobnie prostuje drogę duszy swego ojca ku niebu i próbuje mu wyjednać łaski u świętego Piotra, rajskiego klucznika, ponownie go opuściłem i biorąc przykład z innych, również wdrapałem się na szczyt wysokiej baszty, której blanki wychodziły na tę stronę świata, gdzie ważyły się losy nas wszystkich.Pod wieczór, mniej więcej w porze nieszporów, pękła ciężka opona chmur i rozwarły się śluzy niebieskie.Na Legnicę i pole bitwy spadła potężna ulewa wsparta istną lawiną błyskawic.Ogłuszające grzmoty przytłumiły wrzaski i jęki zabijanych na Dobrym Polu.Wokół mnie również rozpętała się burza, szalejąca w ludzkich sercach.Powszechnie wołano, że nasi z pewnością poniosą klęskę, gdyż nawałnica jest widomą oznaką, że Bóg gniewa się na chrześcijan i dlatego zsyła na nich wszelkie możliwe plagi.Śmiałem się w duchu, wiedziałem bowiem, że przepełnione grozą widowisko przyrody jest w istocie sprawką demonów.Ponieważ tylko ja jeden zachowałem przytomność umysłu, wypatrzyłem w skłębionych za murami ciemnościach następnego rycerza niecierpliwie kołaczącego do bramy.Pobiegłem do miejskich strażników i sprawiłem, że go niezwłocznie wpuszczono.Był to przyboczny księcia, Jan Iwanowic, który uszedł z pola walki samowtór ze swym saskim giermkiem Lucmanem.Obaj byli od stóp do głów zbryzgani błotem i krwią.Choć na ciele rycerza można się było w świetle pochodni doliczyć co najmniej dwunastu ran, silny jak tur mężczyzna stał krzepko na nogach i odpychał podtrzymujące go ramię troskliwego sługi.Mówił też całkiem składnie.Dowiedzieliśmy się, że nasza armia rozbita i w pień wycięta.Z boleścią wspomniał o śmierci sławnych rycerzy, jego druhów serdecznych, których imiona powtarzali wszyscy z nabożeństwem: wojewoda głogowski Klemens, Stefan z Wierzbna i jego syn Andrzej, Tomasz Piotrkowic, Piotr Kusza, zwany tak, gdyż potrafił najprędzej naciągnąć cięciwę nowomodnej morderczej machiny.Wypytywany o księcia, Jan załkał z żałością i oświadczył, że chociaż pokojowiec Rościsław podprowadził Pobożnemu świeżego konia, wrogowie obstąpili wodza tak gęsto, że nie udało się go wydobyć z bitewnego ścisku.Ostatnim obrazem, jaki ujrzał jego wierny rycerz, była tatarska dzida wbijająca się w lewy bok księcia, po czym nasz pan opuścił miecz do tej pory siekący wrogów i runął z konia na ziemię.Po chwili barbarzyńcy unieśli z triumfalnym wrzaskiem do góry jego przepiękny hełm z czarnym orłem.Wówczas poczciwy Lucman, rąbiący na prawo i lewo toporem jak zmyślny drwal, wyciął swemu panu niby w leśnym gąszczu drogę ucieczki.Jan dodał na koniec, pewnie by pocieszyć najbardziej zbolałych, że przecież nie wszystko stracone, na zamku pozostała wszakże zbrojna załoga, może też Czesi i Mazowszanie przyjdą wreszcie z pomocą.Jego słowa przyjęto z wielkim aplauzem, strwożeni ludzie czepiali się bowiem każdego błysku nadziei.Chciałem odprowadzić walecznego rycerza i jego sługę do kościoła Marii Panny, aby tam opatrzono im rany, lecz w tej chwili nadbiegł medyk książęcy Gocwin, za którym prowadzono niewielki wóz służący do przewożenia rannych.Ten mały, korpulentny człowieczek w czarnej szacie uczonego, łysy jak kolano, za to z bródką w szpic, ostrym głosem oznajmił, że zabiera wojownika na zamek, bo młodzi książęta pragną poznać przebieg przegranej walki.Wśród otaczających nas ludzi rozległ się jęk zawodu, nikt jednak nie śmiał sprzeciwić się woli dworzanina.Odprowadzono Iwanowica aż do zamkowej bramy z wiwatami i śpiewem.Dziwna rzecz, ale niezłomna w obliczu klęski postawa Jana wlała w serca przytomnych jakąś ponurą determinację.Chwalebna śmierć młodego księcia Henryka uświadomiła widocznie, że i tak wszystko stracone, a zatem nic gorszego stać się już nie może.Wczuwałem się w nastrój tłumu, nie dziwiąc się odwadze Polaków, znanych z bitności i męstwa w całym chrześcijaństwie, nieco tylko zaskoczony równie niezłomnym zachowaniem germańskich mieszczuchów.W spokoju i powadze mieszkańcy Legnicy rozeszli się do swych domostw, gotowi na pewną śmierć jutrzejszego poranka.Ja sam przespałem noc w kącie kościoła Marii Panny, obok straszliwie znużonego Ludwika i jęczących przez sen rannych wojów.Następny dzień wstał jasny, piękny, prawdziwie wiosenny.Przed główną bramę miejską zajechał Rusin pełniący rolę tatarskiego posła.Towarzyszył mu niewielki oddział znaczniejszych barbarzyńców, z których jeden dźwigał bladą i okrwawioną głowę Henryka Pobożnego na długiej tyce.Chełpliwie pokazywali nam także dziewięć sporych worków, wypełnionych po brzegi uciętymi uszami.Obcinanie ucha było praktykowanym u nich sposobem liczenia zabitych wrogów, a dla nas wymownym dowodem, że poprzedniego dnia wyrżnęli blisko osiem tysięcy ludzi.Widok ten w wielu ludziach wzbudził prawdziwą boleść, ale także wzmógł zajadłą nienawiść do wroga.Poseł wezwał mieszkańców Legnicy do poddania się i obiecywał darowanie życia, jeśli nie będą stawiali oporu.Te fałszywe obietnice nie na wiele się zdały, zbyt dobrze bowiem znano postępowanie skośnookich pogan na Rusi i w Małopolsce.Jeśli pokonani nie zostali w okrutny sposób zamordowani, czekała nieszczęsnych hańbiąca niewola, toteż nikt nie słuchał owych kłamliwych zapewnień.Rycerz Jan Iwanowic, wprowadzony na wieżę z wielkim respektem przez opolskiego Mieszka, odkrzyknął najeźdźcom, że chociaż zginął nasz umiłowany władca, mamy jeszcze w Legnicy dosyć dzielnych książąt i rycerzy zdolnych pokierować obroną.Odważna odpowiedź wywołała za murami zrozumiały entuzjazm, na który spoglądał z wyżyny swojej żerdzi książę Henryk martwymi białkami oczu, lecz teraz trupioblade oblicze wodza zdawało się dodawać ducha wszystkim chrześcijanom.Owa tragiczna, a zarazem przerażająco śmieszna, pośmiertna maska bohatera z capią bródką uświadamiała wagę spraw ostatecznych, takich jak honor, konsekwencja, uczciwość czy śmierć w obronie wielkiej idei [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl