[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Zapali pan? — Stanis³aw poda³ papierosy.— Eee, za dobre dla mnie.Jeszcze zasmakuj¹ i k³opot gotowy.Albo niech pan da.Zapalê.Zapalili.— Pan samochodem przyjecha³, a przyszed³ na stacjê.Ja siê na tym znam.Pewnie z tych stron i przyjecha³ popytaæ o rodzinê? Jak nie zgad³em, to jest druga mo¿liwoœæ.Reymont tu mieszka³ blisko, w Pr¹¿kach.Jego ojciec gra³ na organach w Bêdkowie i w £aznowie.Du¿o ludzi o niego pyta.Moda teraz wróci³a na Reymonta.Piêkna ksi¹¿ka.Czyta³ pan? Ja dwa razy czyta³em.Nazwiska od nas, opisy od nas, zwyczaje od nas.A¿ mi³o czytaæ.Dobrze mieæ takiego pisarza od.siebie.Du¿o ludzi pyta.Przychodz¹ do dró¿nika, patrz¹ — stary, znaczy du¿o wie.To pytaj¹, a ja odpowiadam.Czterdzieœci lat na przejeŸdzie, a wczeœniej ojciec, a jeszcze wczeœniej — dziadek.Ma³o takich rodzin teraz, z tradycj¹.A pana co interesuje? To pierwsze, czy to drugie?— To pierwsze.— To niech pan zapyta.— Zna³ pan Odrow¹¿a, syna rymarza z Popielaw?—A pan, rodzina?— Wnuczek Szewczyka.— A, to mi³o poznaæ.Wnuczek Szewczyka, to znaczy syn Halinki, a to znaczy, ¿e pisarz.Bardzo mi³o poznaæ.Ja, Wawrzyniak z Bêdkowa.Stanis³aw.—Ja te¿ Stanis³aw.— Te¿ Stanis³aw? No, proszê.Szkoda, ¿e dzisiaj nie Stanis³awa.By³aby wódka pijana.Odrow¹¿a zna³em.Wszyscy znali.Tylko ¿e on w Tomaszowskich lasach walczy³, nie u nas.Kalinowski las za ma³y na partyzantkê.Ja te¿ by³em za ma³y.Jak wojna wybuch³a, to mia³em szeœæ lat.Kajber.W sam raz do pilnowania krów.Ale oczy mia³em otwarte.Nieraz widzia³em leœnych.A pan do ksi¹¿ki rozpytuje?— Tak, do ksi¹¿ki.Podobno têdy sz³y transporty do lagru.S³ysza³em, ¿e kiedyœ uciek³o kilku ¯ydów.Wyskoczyli przez okno.—Eee, g³upoty Nic takiego nie by³o.Ojciec robi³ na przejeŸdzie.Ja bym nie wiedzia³? Ktoœ panu g³upot naopowiada³, ¿eby zaciekawiæ.Mo¿e jeszcze wzi¹³ za to pieni¹dze? Sz³y transporty, ale zapieczêtowane, obstawione wachmanami.— A wypadek? Nie wykolei³ siê poci¹g ze Œl¹ska, z pomnikiem dla Warszawy? W ostatnich dwudziestu latach?— Wypadek? Za moich czasów nic takiego siê nie zdarzy³o.Sz³y pomniki do Warszawy po wojnie i wraca³y w ostatnich latach, ale tylko tyle.Za moich czasów tylko jeden cz³owiek poszed³ na tory.To by³o w szeœædziesi¹tym ósmym.¯o³nierz.Uciek³ z jednostki, bo nie chcia³ jechaæ do Pragi.Dró¿nik przerwa³, bo przedzwoniono mu poci¹g od Moszczenicy.Wzi¹³ siê za korby.— Ju¿ pan jedzie? Szkoda.Tak mi³o siê rozmawia³o.To znaczy, ¿e ju¿ drugiego mamy pisarza od siebie.— Nie wiem.Mo¿e s¹ inni.— Coœ bym wiedzia³.Czterdzieœci lat na przejeŸdzie.Coœ bym wiedzia³.Na ten dzieñ Muskat zakoñczy³ poszukiwania.Ju¿ nie wiedzia³ czego szukaæ.Nie znalaz³ zimy tysi¹clecia, powodzi, wypadku na torach, ucieczki ¯ydów.Niczego.Landesman rozp³yn¹³ siê w powietrzu, chocia¿ wydawa³ siê najbardziej realny.Zatem wszystko, co napisa³, by³o wytworem imaginacji.To mo¿e lepiej — pomyœla³.Wyrzuci rozdzia³ z ojcem Oip, wyczyœci rêkopis, dopisze zakoñczenie.Bêdzie mia³ swoj¹ powieœæ.A swoj¹ drog¹, dziwna to okolica.W Popielawskiej resztówce mieszka kochanka Marqueza, ch³op na polu pokrapia zarazê krwi¹ miesiêczn¹ swojej córki, mg³a uk³ada siê w ludzkie postaci i kusi rozmowami.Dziwna okolica.Przez kilka dni nie rusza³ siê z domu.Nie dopisa³ zakoñczenia.Przyczyna by³a odwrotna ni¿ do tej pory: zna³ je.Tym razem nie czai³o siê nieoczekiwane.Wszystko wraca³o na swoje miejsce.Œwiat na powrót rozdziela³ siê na prawdziwy i wymyœlony.Po stronie prawdziwego — rozpêdza³a siê wiosna, ludzie koñczyli siewy i pierwsze zbiory siana.Po stronie wymyœlonego — Bêdków przychodzi³ do siebie po wielkiej powodzi, groby z³oczyñców porasta³y samosiejk¹.Stanis³aw zrobi³ te¿ porz¹dki wokó³ siebie.Wykosi³ trawê na podwórku, przekopa³ ogródek, wyznaczy³ grz¹dki, wydepta³ miêdzy nimi œcie¿ki.Nie mia³ jeszcze nasion, ale zamierza³ je kupiæ w UjeŸdzie, potem poprosiæ Jankê o pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|