[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Chyba że zajrzy, ale nie zagląda, bo wie, że Doris śpido południa.Sami wariaci naokoło.Ja jedna tu jeszcze o czymś myślę.Na widok Marleny, odciskającej uszminkowane usta na pierwszejstronie gazety, postukała się w głowę. Nie mówiłam? Przecież się wygłupiam odparła atak Marlena. Wiesz, kto się może wygłupiać? Wiem.Szesnastoletnia panienka& A nie baba w podeszłym wieku. Daruj sobie ten podeszły wiek, bo już zaczyna mnie to wkurzać. Marlena odcisnęła jeszcze jeden kształt uszminkowanych ust,pomachała gazetą i dodała mściwie: Strasznie lurowate wychodzą ciostatnio te kawy.Czy to na pewno lavazza? Na pewno. To może z ekspresem coś nie tak.Chyba w końcu odżałujęi kupię własny, wtedy w domu w spokoju wypiję sobie jedną kawę,drugą& Tylko spróbuj! przerwała jej gwałtownie Czesia, a widzącDoris na schodach, wróciła do poprzedniego tonu: Artystka łaskawieschodzi na śniadanko, kto by pomyślał, dopiero dwunasta&Doris łaskawie zeszła z góry i zabrała się do śniadania.Najpierwjeszcze powitała wszystkich serią uśmiechów, które Marlena określiłajako banalne.(Wszystko w niej jest banalne, nawet kiedy się śmieje).Miała pod oczami wyrazne sine kręgi, które wytłumaczyłaprzepracowaniem, co Czesia skomentowała natychmiast sceptycznymuśmieszkiem, bo co to, według niej, za praca, takie malowanie ponocach.Może nie kończyła wielkich szkół, ale nie trzeba miećdoktoratu, żeby pewne rzeczy wiedzieć.Jak na przykład to, że przymalowaniu obrazów najważniejszą sprawą jest światło.Co wyjdziez tego malowania po nocach, Bóg raczy wiedzieć, ale niech sobie Dorismaluje, skoro taką ma fantazję.I torbę pieniędzy, żeby te fantazjebeztrosko sobie realizować.Sami wariaci naokoło i nie ma się na kimoprzeć ani kogo poradzić jakby co.Odkąd jaśnie panu spodobało sięzostać alkoholikiem, wszystko na jej głowie i jeszcze ma dbać, żebywódki nie zabrakło.Proszę bardzo, rachunki za wódeczkę kładzieosobno w górnej szufladzie.Można sobie sprawdzić, ile to sięod początku przepiło.Na jej oko więcej niż zarobek.Dobrze, że Dorisbez mrugnięcia okiem płaci za śniadanka w południe i obiadki kołowieczora i że w ogóle ma taki apetyt, bo tak to ona, Czesia, nie wie, skądby było i na co.No i Zenek Jaszczuk też się zaczął stołować, żeby sobiepopatrzeć na Doris, jakby miał na co patrzeć.Na palcach jednej rękimoże wyliczyć, ilu w tym tygodniu było gości, a ilu w tamtym&Filip wyjął z barku ostatnią butelkę i wyszedł z nią na podwórze.Pogoda była paskudna.Ni to pózna zima, ni wczesna wiosna.Mgliście, wilgotno.Do dupy z taką pogodą! Pociągnął dwa łyki prostoz butelki i ruszył przed siebie, tonąc w błocie.Nie zależało mu, bo butyi tak miał brudne po wczorajszym.Czesia powiedziała, że może robićwszystko, ale butów jaśnie panu czyścić nie będzie.Na myśl o rzędziewypucowanych pantofli, stojących jeszcze pół roku temu w garderobiejego wypucowanego apartamentu, pociągnął kolejne dwa łyki.Jestembrudasem, pomyślał, i mam to gdzieś.Szedł, dopóki chłód nie przeniknął go na wskroś, nie skończyła musię wódka i nie zaczynał trzezwieć.Potem wracał tą samą lub innądrogą, za każdym razem myśląc, że przecież nie musi wracać, bo nie mapo co.Stał jakąś chwilę i zastanawiał się, dokąd mógłby pójść, dopókinie zrozumiał, że Magnolia jest jego jedynym światem.Czy mu się topodoba, czy nie.Tak go to za każdym razem dołowało, że musiałnatychmiast się napić.Jeśli coś jeszcze miał, pił, jeśli nie, wracał prędkodo Magnolii, odsuwał Czesię, która jakoś tak odruchowo za każdymrazem stawała przed barkiem, wyciągał kolejną butelkę i zaszywał sięz nią w swoim ulubionym kącie, w tym samym, z którego poprzedniwłaściciel patrzył na swoje szczęście.Szczęście kiedyś się kończy.Wszystko kiedyś się kończy.Zostaje nie wiadomo co ni to smutek, nito rozpacz, nawet nie obojętność.Doris, promienna, nieskończenie szczęśliwa, niebieska, różowaczy też morelowa, niezmiennie pytała go o samopoczucie, o to, gdziebył i co widział. Tak tu pięknie.Tak nieskalanie pięknie. Jak cholera odpowiadał na początku, potem już mu się niechciało.Czasem, gdy przejrzał na oczy, dziwił się, że ona jeszcze tu siedzi.Była tylko gościem, kimś, kto mógł w każdej chwili spakować sięi wyjechać.Dlaczego dotąd jeszcze tego nie zrobiła? Była wolna,niczym nieograniczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|