[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziałem wszystko z okna dokładnie.Ci dwajbyli ostatni z naszych. A więc musisz iść.Ja muszę zostać.Zresztą jestem ranny.%7łeby Czarna Ot-chłań pożarła tego przeklętego buntownika Gorbaga!  Szagrat bluznął potokiemnajplugawszych wyzwisk i klątw. Dałem mu więcej, niż sam wziąłem, a tenłotr dzgnął mnie nożem, zanim zdążyłem go udusić.Musisz iść, jeśli nie chcesz,172 żebym cię tu na śmierć zagryzł.Trzeba przekazać zaraz wiadomość do Lugburza,inaczej obu nas czeka Czarna Otchłań.Tak, tak, ciebie też! Nie wymigasz się, jeślibędziesz tu dłużej tkwił, tchórzu. Nie zejdę po raz drugi po tych schodach  warknął Snaga  choćby midziesięciu dowódców rozkazywało.Rzuć ten nóż, bo ci wpakuję strzałę w brzuch.Niedługo będziesz komendantem, jak się w Lugburzu dowiedzą, co tu się działo.Ja zrobiłem swoje, biłem się z tymi morgulskimi szczurami w obronie Wieży, alewy, obaj dowódcy, ładnego piwa nawarzyliście kłócąc się o łupy. Nie pyskuj!  ofuknął go Szagrat. Trzymałem się rozkazów.To Gorbagzaczął bójkę, bo chciał przywłaszczyć sobie tę piękną kolczugę. Aleś ty go rozjątrzył dmąc się i chełpiąc.On zresztą okazał się mądrzejszyod ciebie.Powtarzał ci parę razy, że najgrozniejszy szpieg pozostał na wolności,a tyś nie chciał uwierzyć.Gorbag miał rację.Kręci się tutaj wielki wojownik,przeklęty elf czy też tark.Powiadam ci, że idzie tu na górę.Słyszałeś przecieżdzwon.Przeszedł między Wartownikami, a to mogło się udać tylko tarkowi.Jestna schodach.I dopóki z nich nie zejdzie, ja nie pójdę na dół.Choćbyś był nieorkiem, ale Nazgulem, nie pójdę. Tak gadasz?!  wrzasnął Szagrat. To zrobisz, tamtego nie zrobisz?A jak ten wojownik zjawi się tutaj, umkniesz i zostawisz mnie samego? Niedo-czekanie twoje! Przedtem ci flaki wypruję.Z wieżyczki wyskoczył mniejszy ork, za nim Szagrat, rosły ork z długimi rę-kami, które sięgały do ziemi, gdy biegł zgarbiony.Lecz jedno ramię zwisało mubezwładnie i krwawiło, pod drugim zaś trzymał spory tobołek, owinięty w czarnąpłachtę.Sam przykucnął za drzwiami; dostrzegł w przelocie oświetloną czerwonąłuną wstrętną, wykrzywioną z wściekłości twarz, pooraną jakby pazurami i uma-zaną krwią; pomiędzy wyszczerzonymi kłami pieniła się ślina, z gardła dobywałsię zwierzęcy ryk.O ile Sam ze swego ukrycia mógł obserwować tę scenę, Szagrat ścigał Sna-gę wokół tarasu, aż w końcu mniejszy ork wymigując się z łap większego dałnura z powrotem do wnętrza wieżyczki i zniknął.Szagrat nie pobiegł za nim.Przez wschodnie drzwi Sam zobaczył go stojącego przy parapecie, zasapanego,bezsilnie poruszającego lewą dłonią.Ork odłożył tobołek na podłogę, prawą rękąwyciągnął długi czerwony sztylet i splunął na ostrze.Wychylając się przez para-pet spoglądał w dół na dziedziniec przed Bramą.Dwakroć krzyknął, lecz nikt munie odpowiedział.Gdy Szagrat stał tak pochylony, odwrócony plecami do tara-su, Sam ku swemu zdumieniu spostrzegł, że jeden z rzekomych trupów poruszasię, czołga, wysuwa chciwe szpony i chwyta czarne zawiniątko, a potem dzwigasię na chwiejne nogi.Miał w ręku dzidę o szerokim ostrzu i krótkim złamanymtrzonku.Zamierzył się, żeby przebić nią plecy Szagrata, lecz w tym momenciesyknął z bólu czy może z nienawiści.Szagrat, zwinny jak jaszczurka, uchylił siębłyskawicznie, okręcił się na pięcie i wbił sztylet w gardło napastnika.173  Masz za swoje, Gorbagu!  krzyknął. A więc jeszcze nie zdechłeś? No,teraz wykończyłem cię wreszcie.Skoczył na pierś trupa i z furią tratował, miażdżył martwe już ciało, przysia-dając co chwila, by raz jeszcze dzgnąć je nożem.W końcu nasycił się zemstą,odrzucił wstecz głowę i straszliwym, ochrypłym głosem wrzasnął tryumfalnie.Oblizał ostrze sztyletu, chwycił go w zęby, porwał zawiniątko i puścił się pędemw stronę drzwi prowadzących na schody.Sam nie miał czasu, żeby się zastanawiać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl