[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Pilot zaczął otwierać usta.- Drugi! - zawołał Ogilvy.- Przygotować się, ruszamy.Kapitan wyszedł na prawe skrzydło, aby dopilnować podnoszeniakotwic.Pod gigantycznym kadłubem kręciły się holowniki, gapie oblegali falochron zasłaniający teraz widok na Doki Duncana, a w obtańcowujących Lewiatana dziesiątkach motorówek siedzieli widzowie pierwszej kategorii.Lewiatan ożył, śruby zbełtały wodę, na powierzchni pojawiły się wiry, pełne mułu z dna zatoki.Statek obrócił się majestatycznie, jakby odtrącając holowniki, i ruszył w stronę otwartego morza.20Samolot linii El Al wystartował z Nairobi i leciał do Tel-Awiwu, a młody Izraelczyk spytał siedzącego obok Milesa Donnera, czy jest turystą.Młodzieniec miał na sobie spodnie khaki i tropikalną kurtkę.Nie mógł też ukryć swej niechęci, obrzucając pogardliwym wzrokiem eleganckie ubranie i kamery fotograficzne sąsiada.- Mam do załatwienia sprawy w Jerozolimie - odparł grzecznie Donner.- Pan jest Brytyjczykiem? - spytał Izraelczyk.- Tak - odparł Donner.Wzrok miał szklisty ze zmęczenia.Przygotowywał się do ostatniego wieczoru w Kapsztadzie, kiedy nadeszło polecenie natychmiastowego zameldowania się w dyrekcji Mossadu.Kosztowało go to osiem godzin lotu do Nairobi, trzy godziny oczekiwania na lotnisku i teraz sześć godzin do Tel-Awiwu, a potem musiał pokonać jeszcze kilkadziesiąt kilometrów w poprzek Izraela wprost do paszczy smoka - bez snu.Napije się trochę wina i pośpi w samolocie.I nie będzie się martwić o powody wezwania.- Pan jest Żydem? - spytał młody człowiek, który reprezentował otwartość, pewność siebie i niemal arogancję rodowitego Izraelczyka.- Tak - odparł Donner.- A co pan robił w Nairobi?- Jestem doradcą do spraw hodowli rolniczej.Wracam po dwunastu miesiącach pobytu na pustkowiu.- Pewno jest pan zadowolony z powrotu do domu? Młodzieniec odpowiedział śródziemnomorskim wzruszeniem ramion.- Był pan ostatnio w Izraelu? Miles potwierdzająco skinął głową.- Słyszałem, że jest gorzej.Ceny! - Znów to wzruszenie ramion.A potem w ciemnych oczach zapaliła się iskierka gniewu.- Pana ceny oczywiście nie obchodzą.Donner się roześmiał.- Kiedyż to spotkał pan bogatego Anglika?Ta odpowiedź wywołała uśmiech na pewnej siebie twarzy młodzieńca, ale pod opalenizną pojawiło się zimno, gdy spostrzegł drogi zegarek Milesa.- Sprzedaje pan drzewa? - spytał niegrzecznie.Milesowi przypomniała się Palestyna jego dzieciństwa; wówczas ogrody były rzadkością.Tylko zielone oazy na pustyni lub plamy zieleni na wyschniętych bagnach.Pracując dla Mossadu spotkał się z wieloma młodymi ludźmi podobnymi do tego Sabra.Życie w Izraelu było ciężkie, wciąż jest ciężkie, chociaż już nie zabójcze, a młodzi biedacy zazdrościli starym bogaczom.Sabra wpatrywał się w Milesa oczekując odpowiedzi.- Całe lasy! - odparł Donner.Donner ukrywał podniecenie, gdy samolot kołował po płycie lotniska Lod.Człowiek udający fotografa mającego przygotować reportaż nie może okazywać radości z powrotu na rodzinną ziemię.Młody człowiek zerwał się z fotela, zanim samolot stanął.Twarz miał rozjaśnioną uśmiechem, oczy wilgotne.- Szalom! - powiedział Donner.- Szalom! - odparł Sabra, pędząc do wyjścia przed wszystkimi.Donner okazał brytyjski paszport, jak wszyscy inni przeszedł z bagażem przez punkt kontroli celnej i wsiadł do autobusu jadącego do centrum Jerozolimy.Z powodu dużej migracji Żydów z północnej Afryki uwielbiających uliczne restauracje i kramy, miasto wyglądało i pachniało bardziej śródziemnomorskim Wschodem i Arabią niż Europą.Wziął pokój w Hiltonie, wszedł pod prysznic i zaaplikował sobie dwie nieodzowne godziny snu.Gdy wstał, zatelefonował do Weintrauba i następnie wsiadł do autobusu jadącego za miasto w kierunku kwatery głównej Mossadu.Z dwu godzin snu całkowicie się rozgrzeszył.Przecież gdyby sprawa była nadzwyczaj pilna, to ktoś czekałby na niego na lotnisku, i dyskretnie, żeby nie demaskować, zabrał do szefostwa.Zanim autobus stanął na ostatnim przystanku o sto pięćdziesiąt metrów od wejścia na ogrodzony teren, wszyscy pasażerowie już powysiadali i Donner jechał sam.Wokół ogrodzenia teren był płaski i pusty.Do jedynej bramy Donner szedł po spalonej słońcem ziemi.Okazał przepustkę i obszedł wielki centralny okrągły budynek, udając się do pomniejszego na tyłach.Mossad żył skromnie, ale miał własną ochronę łącznie z zamkniętym obwodem telewizyjnym i czujnikami.Pracownicy sztabowi zachowywali się swobodnie w obecności przełożonych, zgodnie z obyczajem Izraelczyków.Kiedy Donner minął trzeci punkt kontrolny i znalazł się w strefie ograniczonego dostępu, młodzi mężczyźni i kobiety przy biurkach wstawali, aby go powitać.Eskortujący agent wprowadził go do gabinetu szefa.Skończyły się uprzejmości.Dyrektor był łysiejącym, przeraźliwie chudym mężczyzną o jakieś dziesięć lat starszym od Donnera.Koszula khaki, jaką miał na sobie, była zbyt duża na wąziutkiej klatce piersiowej i nie pasowała do śmiertelnie białej skóry rąk i twarzy.Patrzył na Donnera z nie ukrywanym niesmakiem.Był z nim Zwi Weintraub, weteran terrorystycznej organizacji Irgun w czasach podziału Palestyny, przyjaciel i mentor Donnera.Czerwony na twarzy tłuścioch.Uściskał Donnera serdecznie.Pod mylącą powłoką grały postronki mięśni.Obrócił się do dyrektora i spytał:- Znasz Milesa?- Aż za dobrze!W siedemdziesiątym trzecim roku dyrektor był agentem terenowym.Działał jako profesor filologii na niemieckim uniwersytecie.On i Donner, niezależnie od siebie, zdobyli szczegóły egipsko-syryjskich planów wojennych.Dwa równoległe źródła podające identyczne szczegóły wzbudziły podejrzenie analityków Mossadu, którzy zakładali możliwość dywersji wroga i wahali się z uznaniem materiału za autentyczny.Filolog miał zupełnie niesłusznie pretensję do Donnera za fiasko swoich wysiłków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|