[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wymachiwałem do Lorryna z odległości zaledwie kilku metrów od Zamku, nie zwracając uwagi na strażników.Niech mnie zobaczą, niech usłyszą.- Daj znak do ataku! - krzyknąłem w stronę Lorryna.Zobaczyłem, jak poderwał się tuż przy drodze.Na srebrnym rogu, który podniósł do ust, zabłysło światło księżyca.Dudniące dźwięki umówionego sygnału rozdzierały nocną ciszę.Również i mnie wyrwały nareszcie z letargu.Usłyszałem przetaczający się pośród drzew przeciągły ryk leśnych ludzi, całą falą ruszających naprzód do ataku.Sam także wrzeszczałem w spontanicznym odruchu.Podniecenie żądzą walki dorównywało ekstazie, którą przeżywałem niedawno wspólnie z Llyrem.Huk wystrzałów zagłuszył nasz hałas.Zamkiem wstrząsnęły pierwsze wybuchy granatów.Kaleczyły mury zewnętrzne, odrywając z nich odłamki.Z wnętrza dobywały się krzyki, przenikliwe dźwięki rogów wygrywających sygnały, wrzaski zdezorientowanych, wystraszonych, pozbawionych dowódcy strażników.Byłem przekonany, że zbiorą się jeszcze do walki.Zostali przecież należycie wyszkoleni przez Matholcha i przeze mnie.Poza tym mieli broń, za pomocą której mogli wydać leśnemu ludowi zażarty bój.Kiedy otrząsną się z paniki, wokół murów otaczających Zamek poleje się sporo krwi.Nie czekałem na ten widok.Pierwsze wybuchy przerwały kamienną zaporę tuż obok mnie.Przedarłem się bez trwogi przez wyrwę w murze, nie zważając na kule rozpryskujące się o kamienie.Tej nocy Norny były po mojej stronie.Wiodłem zaklęty żywot; wiedziałem, że nie może mi się nie udać.Gdzieś nade mną w obleganych wieżach tkwił Ghast Rhymi, spowity w chłodną obojętność i jak przystało na boga pozostający z dala od walki rozgrywanej wokół Zamku Zgromadzenia.Miałem umówione spotkanie z Ghastem Rhymim, chociaż on jeszcze o tym nie wiedział.Rzuciłem się do bramy wjazdowej do Zamku, nie zwracając uwagi na rój strażników.Nie rozpoznali mnie w ciemności i w tym całym zamieszaniu, chociaż zorientowali się po mojej tunice, że nie jestem mieszkańcem lasu, i pozwolili się odepchnąć na bok.Jeszcze trzy kroki i już biegłem po olbrzymich schodach na górę.Rozdział 12Harfa SzatanaI oto znalazłem się w Zamku Zgromadzenia.Jakże osobliwe zrobił na mnie wrażenie, kiedy przemierzałem jego wnętrza.Wydały mi się znajome i dziwnie obce zarazem, jak gdyby oglądane przez zasłonę wszczepionej pamięci Edwarda Bonda.Dopóki szedłem szybko, wydawało mi się, że znam drogę.Kiedy zaczynałem się zastanawiać, świadomy umysł przejmował kontrolę, a ponieważ wciąż przesłaniały go sztuczne wspomnienia, błądziłem po salach i korytarzach, które były mi znajome tylko wtedy, kiedy nie myślałem o nich wprost.Czułem się tak, jak gdyby wszystko, na czym koncentrowałem uwagę, robiło się przeraźliwie obce, podczas gdy cała reszta pozostawała jasna, dopóki nie zacząłem myśleć.Kroczyłem zamaszyście sklepionymi korytarzami, stawiając nogi na lśniących, wzorzystych posadzkach, których mozaiki przedstawiały motywy częściowo znanych mi legendarnych opowieści.Stąpałem po centaurach i satyrach, których prawdziwe oblicza znała dobrze połowa mojej świadomości należąca do Ganelona, podczas gdy połowa należąca do Edwarda Bonda na próżno zastanawiała się, czy tacy ludzie istnieją w świecie wynaturzonym przez mutacje.Czasami ta podwójna świadomość stanowiła dla mnie źródło siły, kiedy indziej - niszczycielskiej słabości.Żywiłem wielką nadzieję, że nie dojdzie do jakiegoś zahamowania, ponieważ gdybym utracił teraz ów wątek pamięci, który siłą rozpędu prowadził mnie do Ghasta Rhymiego, pewnie już bym go nie odzyskał.Każda chwila wahania mogła okazać się fatalna dla moich planów.Pamięć sugerowała mi, że Ghast Rhymi powinien być gdzieś w najwyższej wieży zamkowej.Tam również znajdował się skarbiec, w którym skrycie przechowywano Maskę i Różdżkę.W spokojnych, nietykalnych myślach Ghasta Rhymiego spoczywała ukryta jeszcze głębiej tajemnica słabości Llyra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|