[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Slushfund tietack kierkegaard! - wrzasnął do większej norki, tupiąc ze złości.- Ersatz! - ryknął Karsh ze złością, po czym wyciągnął swój czterostopowy scyzoryk i zręcznie przyciął Goulashowi paznokcie do łokcia.Mniejsza norka podskoczyła i podniosła swoje ramię, bluzgając potokiem przekleństw, który zdawał się grozić wystąpieniem z brzegów.- Te pastuchy - rzekł Karsh, odwracając się znowu do chochlików - zamierzają zaatakować nas o świcie, więc chcę wiedzieć wszystko o tym Magicznym Pierścieniu - natychmiast!Sięgnąwszy do dużego skórzanego worka, norka wyjęła narę­cze lśniących instrumentów i ułożyła je na ziemi przed Pepsi i Moxie.Leżał przed nimi duży bykowiec, śruba do zgniatania kciuków, kot o dziewięciu ogonach, gumowy wąż, dwie pałki, zestaw lancetów oraz przenośny grill z dwoma rozżarzonymi do czerwoności żelazami do cechowania.- Znam sposoby, że będziecie śpiewać jak kanarki - zachi­chotał, grzebiąc w gorących węglach długim palcem wskazują­cym.- Każdy z was może wybrać sobie jeden z rzędu A i dwa z grupy B.Cha, cha, cha!- Cha, cha, cha! - powiedział Pepsi.- Litości! - jęknął Moxie.- Ej, dajcie spokój, chłopcy - rzekł Karsh, wybierając żelazo z potrójnym “S" Sorheda - niech mam jakąś rozrywkę, zanim zaczniecie mówić.- Nie, proszę! - rzekł Moxie.- Który pierwszy? - Zaśmiała się okrutna norka.- On! - powiedziały chórem chochliki, pokazując jeden drugiego.- Ho - ho! - ryknęła norka, mierząc wzrokiem Moxie jak , gospodyni kiełbasę.Podniósł płonące żelazo i Moxie pisnął, słysząc odgłos ciosu.Jednak kiedy znów otworzył oczy, jego drę­czyciel wciąż stał nad nim, lecz dziwnie zmieniony.Chochlik spostrzegł, że norce brakuje głowy.Ciało opadło na murawę jak przekłuty balonik, a nad nim pojawił się triumfalnie uśmiechnięty Goulash.W drugiej ręce trzymał długie ostrze z rodzaju tych których zazwyczaj używa się do świniobicia.- Trafiony, zatopiony! - zawołał, podskakując z uciechy.; - A teraz - syknął do chochlików - mój pan Serutan chce wiedzieć, gdzie się podział Pierścień!Podkreślił te słowa, odrzucając celnym kopniakiem zewłok Karsha dobre dwadzieścia jardów dalej.- Pierścień, pierścień? - rzekł Pepsi.- Wiesz coś o jakimś pierścieniu, Moxie?- Nie, chyba że chodzi o moją bliznę po szczepieniu - powiedział Moxie.- No już, już! - nalegał Goulash, lekko osmalając włosy na prawym paluchu Pepsi.- Dobra, dobra - szlochał Pepsi.- Rozwiąż mnie, a nary­suję ci mapę.Goulash pospiesznie przystał na to i rozplatał więzy na rękach i nogach Pepsi.- Teraz przysuń pochodnię, żebyśmy dobrze widzieli - polecił chochlik.- Gnash lubdub! - wykrzyknęła podniecona norka w swo­im obrzydliwym języku, niezdarnie żonglując bronią i pochodnią w jedynej pozostałej ręce.- Hej, lepiej daj mi potrzymać ten miecz - zaproponował Pepsi.- Knish snark! - bełkotał stwór, wymachując pochodnią.- Tutaj są góry Mealey, a tu Effluvium - rzekł Pepsi, rysując na ziemi ostrym końcem lśniącego ostrza.- Krishna rimski - korsakow!-.a to Wielki Kręty Szlak.- Grackle borgward!-.a tu twój woreczek żółciowy, tuż nad jajami!- Grr! - zaprotestowała norka, padając na ziemię, rozpruta jak stara poduszka.Gdy narządy wewnętrzne Goulasha hałaśliwie kończyły pracę, Pepsi uwolnił Moxie i razem zaczęli przekradać się przez szeregi norek, mając nadzieję, że nie zostaną zauważeni przez wojowników szykujących się do bitwy czekającej ich z na­dejściem świtu.Obchodząc na palcach grupę norek pracowicie ostrzących swe straszliwe noże, chochliki usłyszały cichą, bełkot­liwą pieśń, na pół śpiewaną, na pół czkaną w spastycznym rytmie wybijanym przez jedną norkę, rytmicznie walącą łbem o żelazny hełm.Gdy przemykali w ciemnościach, słyszeli obce, chrapliwe słowa:Od iglic Khezadumu sięgających niebaPo Lithui brzegi omywane falami,Walczyć będziem za króla SorhedaZębami, pazurami oraz kopniakami.- Cii - szepnął Pepsi, gdy pełzali przez otwarty teren - nie rób hałasu.- Dobrze - szepnął Moxie.- Co to za szepty? - warknął głos w ciemności i Pepsi poczuł, że szponiasta łapa chwyta go za klapy.Nie zastanawiając się, kopnął pazurzastą nogą i uciekł, pozostawiając wartownika wijącego się na ziemi i ściskającego jedyną część ciała nie chro­nioną przez zbroję ani ubezpieczenie zbiorowe.Chochliki śmig­nęły jak błyskawice obok zaskoczonych norek.- Do lasu, do lasu! - zawołał Pepsi, w samą porę uchylając się przed strzałą, która zrobiła mu równy przedziałek we włosach.! Uciekając w kierunku zbawczego lasu, ze wszystkich stron słyszeli krzyki i wrzaski, gdyż szczęśliwym zrządzeniem losu donoś­ne beee! surm Roi - Tannerów właśnie oznajmiło, że rozpoczął się atak.Wskoczywszy w gęstwinę, chochliki patrzyły z przestra­chem, jak krwiożerczy owczarze atakują norki.Bitewne pobeki­wania odbiły się stugębnym echem w ciszy poranka.Zapomniawszy o zbiegłych jeńcach, norki stawiły czoło spadającym na nich falom kudłatej śmierci; kije od mioteł z łoskotem spadły na grube czaszki norek.Wrzaski i odgłosy ciosów doleciały do uszu chochlików, które z rozdziawionymi ustami patrzyły na tę rzeź.Norki nie zdołały powstrzymać ataku przeważającego liczebnie nieprzyjaciela i oszalałe merynosy gnały po polu bitwy, bodąc i kopiąc, walcząc równie zaciekle i nieczysto jak ich zawzięci jeźdźcy.Kilka norek rzuciło swe tasaki i powiewało białą flagą.Zwycięzcy ze śmiechem otoczyli je, po czym zaczęli rąbać i siec, ciskając głowami jak piłkami do koszykówki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl