[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawrócił z obranej drogi i spojrzał przez szybę.W miejscu, gdzie nigdy wcześniej nie wznosiło się żadne wzgórze, zapadał się masyw górski.Niebo przybrało teraz jednostajną, trupio białą barwę.Nie było na nim ani słońca, ani gwiazd, jakby różnorod­ne odcienie iluminacji zlały się w jedną całość.Srebrzysta masa poruszała się w przód i w tył, zatrzymywała się i znów rozpoczynała swój ruch.Minęło nieco czasu, zanim zorientował się, że była to nadpływająca woda.Oderwał się od okna i po­szedł ku schodom.Zwalczył panikę, której się poddał, a jej miejsce zajęła nienawiść do zamku i wszystkiego, co się w nim znajdowało.Gdy znalazł się już na dole, przeszedł przez przedpokój urządzony w stylu, którego nie rozpoznał, a przecież szczycił się wiedzą w tej dziedzinie.Jego wędrówka skończyła się na progu głównej komnaty.Pomieszczenie było puste.Pamiętał je, gdyż tu go przyprowadzili niewolnicy zamku po pojmaniu na zboczach.Ciągnęli go i Galta przed rządcą, Bara­nem, obrzucali obelgami, by na koniec uwięzić w podziemiach.Wspominając ten dzień, zacisnął dłoń na rękojeści miecza.Pomaszerował dalej, minął hol, przekroczył ciężkie wrota i skierował się ku bawialni z małym przejściem do zewnętrznego świata.Podszedł, zwolnił, a na jego twarzy odmalowało się zdumienie.Wysoki, drewniany przedmiot z okrągłą tarczą otoczoną cyframi wydawał przenik­liwy, kwilący dźwięk.Chcąc przyjrzeć się mu do­kładniej dostrzegł, iż w okręgu znajduje się kuliste, pulsujące pole.Nie potrafił określić jego charakteru ani mechanizmu, choć nie wydawało się groźne.Postanowił nie wtrącać się do nieznanej magii i przeszedł obok, wkraczając do bawialni.Podbiegł do drzwi, położył na nich dłoń i zawahał się.Na zewnątrz działy się osobliwe rzeczy.Ale to samo można było powiedzieć o zjawiskach za­chodzących wewnątrz.Poruszył klamką i otworzył drzwi.Do jego uszu dotarł wrzask, niczym wycie silnego wiatru.Wszędzie, gdzie okiem sięgnął, płynęła woda.Nie było jednak widać fal i kręgów, które pojawiają się w wartkim nurcie.Być może była to delikatnie rozpylona mgiełka, unosząca się w po­wietrzu.Wyciągnął miecz i wbił go w wilgotny tuman.Po kilku sekundach wyszarpnął go z powrotem.Jego koniuszek całkowicie pokrywała mgła.Kie­dy dotknął rudawego brzegu, który wciąż trzymał się metalu, ten zamienił się w proch pod dotykiem palców i opadł.Ogłuszający pisk nie ustawał.Niebo nadal stanowiło nieprzerwaną, opalizującą prze­strzeń.Zamknął drzwi i przekręcił klamkę.Odwrócił się do nich tyłem.Opanowało go drżenie.* * *Semirama spakowała klejnoty i stroje, w których ją pochowano, do małego zawiniątka stojącego przy łóżku.Przeszła się po sypialni, zastanawiając się, co jeszcze warto zabrać ze sobą? Kosmetyki?Ktoś zapukał do drzwi.Była blisko, więc ot­worzyła je sama.W progu uśmiechał się do niej Jelerak.- Och!Poczerwieniała.- Potrzebuję twojej pomocy językowej oświadczył.Z szyi zwisała mu para różowych okularów.Z długiej, wąskiej torby zawieszonej u pasa wy­stawał grzbiet szkarłatnej różdżki.Skłonił się i ges­tem wskazał drogę na lewo, w kierunku holu.- Proszę, chodź ze mną!- Tak.Oczywiście.Zrobiła krok i ruszyła z nim we wskazanym kierunku.Spojrzała przez okno na perłowe niebo nad nie kończącym się morzem.- Jakieś kłopoty? - zapytała po chwili.- Tak.Było zakłócenie - odparł.Nagle w górze coś poruszyło się gwałtownie i dał się słyszeć stukot kopyt.- Potężny, ciemnowłosy mężczyzna przerwał mi w środku dzieła - wyjaśnił.- Czy to spowodowało ten.spazm? I wszystkie pozostałe efekty?Potrząsnął głową.- Nie, ktoś uwolnił zaklęcie zabezpieczające i nie jesteśmy już częścią normalnego przepływu czasu.- Myślisz, że uczynił to Tualua? A może ktoś obcy?Zatrzymał się, by wyjrzeć przez kolejne okno.Morze wycofało się całkowicie, a na ich oczach wyrastały pasma gór.- Nie wierzę, aby Tualua był w stanie to zrobić.Myślę, że ten przybysz był tak samo zdziwiony jak ja.Ale zanim straciłem przytomność, wejrzałem w jego duszę.Był czymś pierwiastkowym, demoni­cznym, a jego ludzka postać przybrana została tylko na chwilę.Dlatego uciekłem od razu, kiedy wróciła mi przytomność - aby odzyskać pewne ukryte narzędzia.Przesunął kciukiem po różdżce.- To moja broń w walce z takimi, jak on.Jestem pewien, że już coś takiego widziałaś, dawno temu.Straciła oddech.Całe niebo zapłonęło lśniącą purpurą i przeszło w oślepiającą biel.Zakryła oczy i spojrzała w bok, ale już zaczęło się ściemniać.- Co.co to było?Jelerak odsunął dłoń od oczu.- Prawdopodobnie koniec świata - mruknął.Patrzyli, jak niebo ciemnieje, aż w końcu nabrało przydymionego, żółtawego koloru.Taka barwa utrzymała się.Jelerak odwrócił się.- W każdym razie - ciągnął ten drugi zniszczył moje oryginale metody uspokojenia Tualui.Dlatego - tu dotknął okularów - potrzebuję ich.Kiedyś potrafiłem oczarować go wzrokiem, głosem, ale teraz muszę zasilać swe spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl