[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pism filozoficznych można wyjąć naukę, że duch ma przede wszystkim być wolny.Czymże jest wolność? Bezmiernością szans.Gdzież ich więcej niż w nieobliczalności, tam gdzie możliwe wszystko, bo nic z góry nie zaryglowane? Oczywiście można i to skonstruować.Wtedy, zamiast cudnych spełnień, mamy ciągłe brnięcia i błądzenia.Tak więc zadanie opiewa na dojmującą sprzeczność.Wykonać mamy szeroką wąskość, syty głód, święty grzech, szczyt, z którego nie można spaść, aczkolwiek nic nie powstrzymuje, jednym słowem, po to mamy obdarować stwarzanych wolnością, by z niej własnowolnie po kropelce korzystali.Jakkolwiek nikt dotąd nie obstalował u nas wszechświata, ośmielę się zauważyć, że mieliśmy w bród klientów bardzo wymagających, nadto przebiernych, bo sroższych w ocenie dla naszego produktu niż dla wytworów przyrody.Toteż wisi w naszej pracowni apel do przybywających tej treści: “Szanowny kliencie! Zechciej, nim poczniesz psy wieszać na naszych wytworach, przyjrzeć się wykonawstwu natury! Spójrz na siebie i na podobne tobie istoty! Dlaczego nie wybrzydzasz się nad nimi, tak jak nad tym, coś u nas zamówił? U nich zwiesz zaraz każdy defekt skutkiem kuszenia, przypadku, temu, co w nich pomylone, zaraz skłonnyś dać awans na wyrok niebios, na tragiczność, czyli na tajemnicę, może i haniebną, lecz otchłanną, więc jakoś mimo wszystko wspaniałą.To, co jest, szanujesz po trosze, nawet gdy diabła warte, a to, co my oferujemy, nie zasługuje na najmniejsze uszanowanie, bo nie wychynęło z niewiadomej otchłani, lecz z naszego suwaka i ekierki!- Et tam! Opowiadasz! - obruszył się niecierpliwie król.- Też mi diatryba! Wybacz, mój panie, ale wezwałem konstruktorów, a nie samoobrońców! Pokażcie mi te wasze neoistoty! Dawajcie je sam, to pogadamy rzeczowo!- Nie działamy na pustym miejscu - cierpliwie rzekł Klapaucjusz.- Ten, kto czeka, aż podług samozlepień cząsteczkowych wynurzy się z chaosu świadoma egzystencja, nic nie ryzykuje, ale nie ma też żadnej zasługi.Byli konstruktorzy, co, mając na oku solidaryzm, budowali istoty na pół wspólne.Takie, co spółdzielczo dysponują ciałami.Pozostał po tym ślad w baśniach, które bają o smokach wielogłowych.Mniejsza o smoczość.Wielogłowcy biorą się za łby niemal od razu.Myrmeksander Dekstrydyta, aby zapobiec konfliktom, uwspólnił częściowo umysły stwarzanych przez siebie istot.Połączył głębiny ich życia duchowego i na tak zespolonym podłożu wyhodował indywidualne świadomości.Łączność była zdalna, więc niewidzialna, toteż na oko były to osoby w pełni od siebie odrębne.Ponieważ jaźń żywi się własną głębią, a tę mieli tam jedną, godzili się jak z płatka.Znakomicie im się wiodło! Ledwie jednak doszli owej łączności (a w końcu musieli ją odkryć, zająwszy się nauką), obróciła się zyskana wiedza w zbiorowe nieszczęścia.Pojęli mianowicie, że owładnąć podświadomością byle kogo, a choćby ostatniego ciury, to tyle, co opanować wszystkich za jednym zamachem.Komu na tym zależało? Ha! Łatwiej rzec, komu na tym NIE ZALEŻAŁO! Jest to wypadek szczególny, ale z problemu ogólnego.Czy była zespólnia dusz, czy nie, penetracja ducha zawsze przechodzi w manipulację, podejmowaną z najzacniejszymi intencjami.Lecz WKMość, który dziecięciem już grałeś na cybernecikach i bawiłeś się w małego mózgowniczego, musisz wiedzieć, jak łatwo zmienić automat w gwałtomat lub wręcz samogwałtomat, co robią silniki umysłowe, gdy zyskują samowiedzę, jak się rzucają wtedy na własnego ducha w maszynie, żeby go podbechtywać, podłechtywać i przekabacać coraz fikuśniej dłubokrętami cerebellistyki myśli - ciesielskiej, co zawsze kończy się albo rozpryskięm jaźni, albo jej krótkim zwarciem wsobnym.W samej rzeczy, po co rozkopywać gwiazdy, narażając się na oparzenia trzeciego stopnia, po co ruszać na drugi koniec świata, po co kiwać jednym palcem, gdy mały drucik wetknięty, gdzie trzeba, wszystko urokliwie załatwi? Zaprawdę, historia cerebellistyki, której derby pochłonęły po galaktykach moc rozumnych, świetnie zapowiadających się ras, powinna zostać spisana ku powszechnej przestrodze! Ten cały przemysł uszczęśliwiarski, chutniczy, te wzmacniacze chuci, czyli chutory.- Nie, to już nie do wytrzymania! Co ty tu pleciesz? Po co to? Król sam to wie! Nie mów od rzeczy! - jął wołać w tym miejscu Trurl.- Do czego zmierzam? Król wie to sam? A jednak kwestionuje zachowawczość naszych projektów! Wyjaśniam więc, że nie należy popaść w ten błąd, którego dopuściłeś się swoją inżynierią szczęściopędną.- Milcz! Jak śmiesz kalumniować mnie przed tronem! Ja ci zaraz.Widząc, jak nienawistnym wzrokiem mierzą się wypróbowani przyjaciele, król wystąpił jako mediator, co zlikwidowało w zarodku waśń i położyło zarazem kres oracji Klapaucjusza.- Nie padajcie duchem! - rzekł im życzliwie.- Wiedziałem, że obieram sobie najtrudniejsze z zadań, toteż nie byle komu je powierzyłem! Idźcie już, idźcie, moi kochani, naradźcie się bez awantur i wracajcie do mnie, gdy będziecie mieli lepszy świat do zademonstrowania!Poszli więc, kłócąc się po drodze i skacząc sobie do oczu z wymachiwaniem rąk, ku zdziwieniu dworaków.Przeszli przez królewską oranżerię, przez ogrody pałacowe, przez pięć mostów na pięciu kanałach miejskich i ani tego spostrzegli.- Nie w tym sedno - mówił Trurl - by sporządzić świat zapięty na ostatni guzik, świat oczyszczony z klęsk, w którym nikt nie może nikomu ani wyrwać niczego, ani wsadzić.To przyczynkarstwo, lakierowanie bożego dzieła, nie w tym rzecz, by je pucować na wysoki połysk, lecz w tym, by przewyższyć autora w wyjściowej koncepcji!- Daruj sobie te popisy.Nie stoisz przed królem - kurtyzował go Klapaucjusz.- Przestań.Składowe doskonałości mają w boskim wariancie to do siebie, że nie są współwykonalne wewnątrz jednej egzystencji.Jeśli o czymś marzę albo za czymś tęsknię, to tego nie mam, a gdy już mam, to ani nie tęsknię, ani nie marzę.Nie mogę upajać się nadzieją, gdy spełniona, a przecież nadzieja jest inną słodyczą niż uciecha posiadania! Tak więc byt niewoli do ciągłych rezygnacji.Jeśli czekam lubego uścisku, to widać nikt mnie nie ściska, a kiedy ściska, to nie mam się już czego spodziewać lubo rozigraną imaginacją.Nie mogę ściskać i nie ściskać, mieć i nie mieć, co mi pewne, to mi liche, a co bezcenne trwale, to nieosiągalne.Tak więc byt huśta się między nadmierną pewnością a zbytnim ryzykiem, czyli między nudą a strachem.Od niedosytu do przesytu jeden krok.Mało tego! To, co jako pomyślane jest zawsze własne, już nazbyt przez to wiotkie, podległe i bezoporne, a to, co materialne, prawdziwie bezwzględne, jest niepodległe do urągliwości.Duch nazbyt, materia nie dość ode mnie zależy!- Pleciesz - krzywił się Klapaucjusz, lecz Trurl nie dał się zbić z pantałyku.- Przekładając te fatalności Stworzenia na język praktyki budowlanej, widzimy trzy restrykcje swobód w bycie: materialne, czasowe i przestrzenne.Albo coś jest rzeczą, albo coś jest myślą: oto pierwsze zniewolenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl