[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodzi mi o to, że jeśli odrzucimy na chwilę strach i głód, jeden jako nie mający na razie w danej chwili przyczyny, drugi jako na razie zaspokojony, to zostaje nam erotyzm jako stały, latentny, potencjalny, utajony w czuciach cielesnych wewnętrznych podkład wszystkich “przeżyć” najprymitywniejszego nawet żywego stworzenia.Tylko bezpośrednio po zaspokojeniu na bardzo krótki czas ginie to uczucie pierwotne w bardziej zdecydowanej formie; poza tym uczucia te są w nas stale jakby zaczajone, jako pewien potencjał energetyczny stanowiący integralną część naszej osobowości cielesnej, którą właśnie w naszych przeżyciach sami dla siebie jesteśmy.Proszę nie myśleć, że wmawiam ogólną erotomanię wszystkim wymoczkom świata.Ale wydaje mi się, że stan tendencji rozmnożeniowej jest w różnych wariantach najbardziej stałym tłem, a nawet bardzo często dominantą całości samoczucia się każdego osobnika.Dlatego to Freud, według mnie, ma głęboką rację, że w erotyzmie właśnie szuka zalążka i motoru prawie wszystkich “wyższych” przeżyć indywiduum, nawet tak skomplikowanego, jak względnie inteligentny człowiek współczesny.Na tym bowiem podłożu wyrastają wszystkie twory ducha jako transformacje i sublimacje pierwotnego samoczucia się indywiduum i jego chęci wyższego potwierdzenia, poza tym prostym samoczuciem się właśnie, samego faktu swego istnienia.Otóż jest to punkt istotny: potwierdzenie istnienia; nie dość jest istnieć po prostu, nierefleksyjnie, biernie, negatywnie, trzeba jeszcze istnienie swe zamanifestować wyraźniej, na tle możliwej śmierci i otaczającej nicości, która stanowi jakby tło negatywne wszystkich istnień, jak przestrzeń międzygwiezdna stanowi rodzaj podkładu dla istnienia gwiazd, planet, komet i naszych własnych ciał.Trzeba to istnienie w pewien sposób zobiektywizować, potwierdzić i utwierdzić niejako w wieczności, w wieczności subiektywnej lub co najwyżej gatunkowej, skończonej, złudnej, “psychologicznej”, względnej.Do tego służy instynkt rozrodczy, którego działanie sięga poza byt indywidualny, poza efemeryczne “ja” poszczególnego stworu i w którym właśnie następuje transcendencja ograniczonego osobnika, Istnienia Poszczególnego, poza jego nieubłaganie ograniczone trwanie.Ta chęć przetrwania za bądź jaką cenę wyraża się we wszystkich złudnych teoriach nieśmiertelności tzw.“duszy”, której jako “substancji” bez ciała stanowiącego z nią, tj.ściślej — z osobowością trwaniową, jedność, nikt nigdy nie widział i nie zobaczy.Teorie te na tle zasadniczego prawa istnienia, zasady ograniczoności, za cenę której tylko istniejemy, musimy uznać za nieistotne szukanie sposobu przezwyciężenia metafizycznej potworności istnienia, realnie nigdy nie pokonanej.Dlatego to wszelkie czyny nasze, w których staramy się przez twórczość najogólniej pojętą — od życia do abstrakcji — przerzucić złudny most między ginącą beznadziejnie osobowością a wiecznością, musimy uznać za pochodne od instynktu erotycznego, za jego pewne transformacje, bo właśnie on jest tym pierwotnym przezwyciężeniem indywidualnego przemijania, które jest udziałem najniższego nawet stworu.Dlatego wydaje mi się słusznym, że Freud wszelką twórczość uważa za przekształcenie i uwznioślenie instynktu rozrodczego, w którym też pierwotnie zwraca się jeden stwór indywidualny ku drugiemu, szukając w transcendencji pozaosobowej uczuć ratunku przed absolutną samotnością zamkniętych beznadziejnie w swych nieprzepuszczalnych osobowościach żywych istot.Mylnie twierdzą niektórzy, chyba w ogóle nie rozumiejąc mowy ludzkiej lub programowo Freuda zrozumieć nie chcący, że celem jego jest zdeprecjonowanie naszych uczuć i wytarzanie nas w jakichś wysublimowanych nieczystościach, w “świństwach i kale”, jak się pięknie wyrażają; właśnie na odwrót: jak to postaram się dalej wykazać, Freud przez zanalizowanie mechanizmu kompleksowych zahamowań chce nas z tego bycia igraszkami naszych kompleksów wyzwolić.Ale o tym szczegółowo później.Oczywiście błędem jest hipostaza “stanu podświadomego” do wyżyn jakiejś drugiej odrębnej osobowości, która — obdarzona jakby wyższym od normalnego rozumem — kieruje tym “ja” codziennym naszym świadomym, jako jakimś niższym tworem.Nie można rozdwajać naszej osobowości i czynić z niej pola walki dwóch jakby odrębnych potęg.Pojęcia takie jak “stan podświadomy” np.muszą być używane z całą świadomością ich skrótowatości psychologicznej, w której hipostazujemy pewne kompleksy czuć prostych, aby móc je łatwiej opisać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl