[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzenie człowieka pozostaje promie-niem tego kręgu.Obwód jest zawsze ogromny.Właściwie to koło zwielokrotnione.Być rozbitkiemto być uwięzionym w dręczącym balecie kół.Człowiek tkwi w środku jednego kręgu, a nad nimwirują dwa inne, skrajnie odmienne.Słońce nęka rozbitka jak tłum, hałaśliwy, natrętny, agresywnytłum, który zmusza cię do zatkania uszu, zamknięcia oczu, szukania ucieczki.Księżyc zadręcza czło-wieka, przypominając mu w milczeniu o jego samotności; otwierasz szeroko oczy, próbując przednią uciec.Kiedy patrzysz w górę, zastanawiasz się czasami, czy w samym środku słonecznej burzy336 lub Morza Spokoju nie ma przypadkiem kogoś takiego jak ty, kogoś, kto też patrzy w górę, tak-że usidlony przez geometrię, także zmagający się ze strachem, gniewem, szaleństwem, poczuciembeznadziejności, apatią.Inaczej mówiąc, być rozbitkiem to być uwięzionym w sieci surowych i niszczących przeci-wieństw.Kiedy panuje światło, otwarta przestrzeń morza oślepia i przeraża.Kiedy zapada ciem-ność, zaczyna się tortura klaustrofobii.Za dnia jest człowiekowi gorąco, pragnie ochłody, marzyo lodach i polewa się słoną wodą.W nocy jest mu zimno, marzy o gorącym curry i owija się koca-mi.Kiedy jest gorąco, masz spieczoną skórę i chciałbyś ją czymś zwilżyć.Kiedy pada, dosłownietoniesz i chciałbyś się osuszyć.Kiedy jest jedzenie, to masz go w nadmiarze i musisz się obżeraćdo przesytu.Kiedy go nie ma, nie ma go naprawdę, i wtedy głodujesz.Kiedy morze jest gładkiei nieruchome, chciałbyś, żeby się wzburzyło.Kiedy się burzy i krąg, w którym tkwisz, zostaje prze-rwany przez góry wody, doznajesz tego dziwacznego i charakterystycznego wrażenia, że dusisz sięw otwartej przestrzeni  i marzysz, żeby ocean się znów wygładził.Te przeciwieństwa występujączęsto jednocześnie, a więc kiedy słońce pali cię tak, że jesteś półżywy, uświadamiasz sobie także,że dzięki temu schnie rybie mięso zawieszone na linach i że ten upał to błogosławieństwo dla two-ich odsalaczy.I na odwrót, kiedy ulewny deszcz uzupełnia twój zapas słodkiej wody, wiesz także,że wilgoć zaszkodzi twoim suszonym rybom, że prawdopodobnie część zgnije, że zrobią się oślizłe337 i zzielenieją.Kiedy sztorm się ucisza i staje się jasne, że przeżyłeś ów atak niebios i zdradzieckiegooceanu, radość zakłóca złość, że tyle słodkiej wody wylało się prosto do morza, i niepokój, że to byłostatni deszcz w twoim życiu i umrzesz z pragnienia, zanim spadnie następna kropla deszczu.Najgorszą parą przeciwieństw jest nuda i groza.Czasami życie człowieka zamienia się w waha-dło.Na wodzie nie ma ani jednej zmarszczki.Nie czujesz najlżejszego powiewu.Godziny ciągną sięw nieskończoność.Ogarnia cię taka nuda, że popadasz w stan apatii bliskiej letargowi.Potem mo-rze zaczyna się burzyć, a człowieka ogarnia prawdziwy szał emocji.Jednak nawet te przeciwieństwanie są wyraznie rozgraniczone.Wśród znudzenia pojawiają się elementy grozy, wybuchasz płaczem,ogarnia cię przerażenie, krzyczysz, z rozmysłem robisz sobie krzywdę.A z kolei schwytany w klesz-cze grozy  podczas najgorszego sztormu  odczuwasz mimo wszystko nudę, głębokie znużenietym wszystkim.Tylko śmierć nadaje jakąś logikę twoim emocjom, czy rozmyślasz o niej w chwili, kiedy jesteśbezpieczny i nic się nie dzieje, czy też w momencie, gdy uciekasz jej spod kosy i twoje cenne życiewisi na włosku.%7łycie w szalupie trudno nazwać życiem.Przypomina raczej końcówkę partii szachów, kiedypozostało ci już tylko kilka figur.Układ nie może być prostszy, a stawka wyższa.Pod względemfizycznym jest to życie niezwykle ciężkie, a w sensie moralnym zabójcze.Jeśli człowiek chce prze-338 trwać, musi się przystosować.Wiele rzeczy trzeba zastąpić czymś innym.Szukasz okruchów szczę-ścia tam, gdzie to tylko możliwe.Dochodzisz do takiego punktu, kiedy jesteś na samym dnie piekła,a jednak stoisz z założonymi ramionami i z uśmiechem na twarzy i czujesz, że jesteś największymszczęściarzem na świecie.Dlaczego? Bo u twoich stóp leży maleńka martwa rybka.ROZDZIAA 79Codziennie pojawiały się rekiny, głównie mako i żarłacze błękitne, raz pokazał się też rekin ty-grysi z najczarniejszych koszmarów.Ich ulubioną porą był świt i zmierzch.Nigdy poważnie nasnie niepokoiły.Od czasu do czasu któryś walił ogonem w kadłub szalupy.Nie sądzę, żeby było toprzypadkowe (robiły to także inne stworzenia morskie, żółwie, a nawet koryfeny).Myślę, że w tensposób rozpoznawały kształt i naturę łodzi.Porządny cios toporkiem w nos takiego intruza spra-wiał, że błyskawicznie znikał w głębinie.Obecność rekinów sprawiała, że przebywanie w wodziebyło wielce ryzykowne, tak jakby się człowiek zabłąkał na teren prywatny, gdzie wywieszone jestostrzeżenie UWAGA, ZAY PIES.Skądinąd coraz bardziej się do nich przywiązywałem.Były jakszorstcy i gburowaci starzy druhowie, którzy nigdy nie przyznaliby się, że mnie lubią, ale wciąż domnie wpadali.Rekiny błękitne były mniejsze, miały zwykle nie więcej niż cztery-pięć stóp, ładniej-339 sze, smukłe sylwetki, małe paszcze i prawie niewidoczne otwory skrzelowe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl