[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przegrałaś.- Zawsze przegrywam, taki mój los.- To po co grasz? Tylko wtedy powinno się grać, kiedy człowiek jest już pewien swo­ich umiejętności, nie sądzisz? - zaatakowała Babetkę Monika.- Dla mnie to rozrywka, nie drę włosów z głowy, kiedy jadę na minusach.- W życiu też? - zapytała Monika ostro.- Często ci się zdarza jechać na minusach, o ile wiem.- Każdemu się zdarza - odparła Babetka spokojnie.- O! Mnie nie!- To chyba tobie jednej - wtrąciła Kryśka.- Ja też często jadę na minusach.To na­wet fajne, potem się bardziej ceni plusy, no nie, Babetko?- Jasne.- A ty, pieseczku?- Co ja?- Często jeździsz na minusach?Monika siedziała na wałku od pluszowej ka­napy i machała nogami.Zauważyłem, że Tomek przez chwilę obserwował te nogi, szczupłe i zgrabne.- Może nie często, ale czasami - powie­dział w końcu i zaczął ustawiać domek z kart.- Czyj to domek? - zapytała Monika za­czepnie.- Mój - odparł z uśmiechem.- Kto w nim będzie mieszkał?- Ja.- I kto jeszcze?- Nie wiem.Przechylił głowę i uważnie budował pier­wsze piętro.- A jeżeli i ja się tu wprowadzę?- Kwaterunek może cię wyrzucić! - za­wołała Kryśka.- Pamiętaj o nosie i o sosie, moja złota! - Monika zeskoczyła z kanapy i zbliżyła się do stołu.- A jeżeli się wprowadzę? - powtó­rzyła.- Na siłę? Przywiozę swoje klamoty i powiem: „Teraz ja też tu będę mieszkała!" Co wtedy zrobisz? Wyrzucisz mnie?- Nie.Wybuduję sobie drugi domek.- Naprzeciwko?- To pojęcie względne.Jak spojrzysz na mapę, to Tatry też są naprzeciwko morza.Słuchałem tej rozmowy patrząc na Babetką.Ona z kolei przyglądała się Monice, która oparła się o stół i przybliżyła twarz do twa­rzy Tomasza.- Dlaczego nie jesteś dla mnie miły? - zapytała przechylając głowę.- Przecież potrafisz.- Monika! - nie wytrzymała Krystynka.- Jeżeli w ciebie trafi piorun, to daję słowo, że będzie miał rację.Gdybym ja była pioru­nem, to przeleciałabym cały świat dookoła tyl­ko po to, żeby ciebie znaleźć!- Ależ ty masz języczek, Krysiuniu! - ro­ześmiała się Monika.- Oooo! - krzyknęła nagle i zakryła uszy rękoma.Przeciągły grzmot sygnalizował, że burza jest już niedaleko, coraz bliżej nas.- Ha! - roześmiała się Kryśka jadowicie.- Ha!- Daj spokój.- mruknęła Babetką ci­cho.- Daj spokój, rozumiesz?- Niby dlaczego? Kto tu powinien się uspo­koić?- Ooooo! - krzyknęła znowu Monika.- Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy!Kryśka poczęstowała Monikę ulubioną sentencją Anity.- Ten jeszcze nie trafił w cie­bie, ale następny.- Wiesz co, Krysiu? - Tomasz wstał od stołu i złożył karty.- Dałabyś już spokój.Usiedliśmy obydwaj na kanapie.Krystynka przycupnęła obok mnie.- Chodź do nas, Babetko! - poprosiła.Objęły się ramionami i nie słyszałem tego, co Babetką szeptała Kryśce na ucho.- No dobrze, już dobrze.- wymamrotała Krystynka niechętnie.Tomasz usiadł na wałku.- Zająłeś moje miejsce! - zawołała Moni­ka.- Miejsca tu jest dosyć.Połowa kanapy i drugi wałek - odparł.I wtedy nagle zgasło światło.- To się często zdarza w czasie burzy - wyjaśniła Babetka.- Po prostu elektrownia wyłącza.- Ja to nawet lubię tak siedzieć po ciemku, wie pan? - Kryśka podsunęła mi pod plecy poduszkę.- Wygodnie?- Wygodnie.- To świetnie.Niech pan nam teraz opowie coś ciekawego o swoich podróżach.Gdzie pan był najdalej?- W Brazylii.- O! - usłyszałem w ciemności głos Toma­sza.- To ciekawe! Służbowo?- Służbowo.Mieszkałem w Rio przez trzy miesiące.- I co?- No, pięknie tam jest!- A co najpiękniejsze? - zapytała Babetka?- Copacabana.- Copacabana.jaka to dziwna nazwa.Co­pacabana.- rozmarzyła się Krystynka.- Copacabana jest dzielnicą Rio.Wyobraź­cie sobie szeroką autostradę, która z jednej strony jest zabudowana luksusowymi wieżow­cami, a z drugiej.Przymknąłem oczy, chociaż w pokoju było ciemno.Widziałem teraz przed sobą szeroką plażę Copacabany, odległe światła Niteroi i ciemną sylwetkę Głowy Cukru.- A z drugiej.? - niecierpliwiła się Kry­stynka.- Z drugiej strony Avenida Atlantica ciąg­nie się rozległa plaża.Przeżyłem kiedyś cudowny wieczór na Copacabanie.Błysnęło.- Boże święty, to chyba w nas strzelił! - zawołała Monika.Dopiero teraz zauważyłem, że zajęła sobie miejsce na wałku od kanapy, ale na tym sa­mym wałku, na którym siedziała poprzednio, więc tuż obok Tomka.- Nie przerywaj! - zdenerwowała się Kryśka.- Lepiej byś słuchała, ty strachajło! I co na tej Copacabanie?Znowu zagrzmiało przeciągle.Za oknami ze­rwał się silny wiatr i pierwsze krople deszczu gwałtownie uderzyły o szyby.- Kiedy wieczorem stoisz na plaży Copacabany i patrzysz przed siebie, widzisz tylko światła w oddali, błyski grzywiastej piany fal i słyszysz szum morza, tak piękny, jak naj­piękniejsza muzyka.I zapominasz, że tuż za twoimi plecami suną setki samochodów, toczy się życie wielkiego miasta.Pośród tysiąca lu­dzi czujesz się sam, i tylko ten ocean przed tobą.Błysnęło, zagrzmiało i błysnęło znowu.W mgnieniu sekundy zobaczyłem, jak Monika gwałtownie rzuciła się do tyłu.- Opanuj się - powiedział Tomek.- Kiedy nie mogę, boję się po prostu stra­szliwie! - łkała Monika.- Ona się wygłupia - usłyszałem szept Krystynki.- Doskonale wiem, że nie boi się burzy.Jej szept dotarł również do Babetki, która sprzeciwiła się gwałtownie.- Jesteś niesprawiedliwa.Boi się!- Zawracanie głowy.Boi się tylko wtedy, kiedy jej z tym wygodnie.No i co? - zapytała Kryśka głośniej.- Co z tą plażą?- Widzisz, Krystynko, zawsze brak mi słów, kiedy chcę komuś opisać jej urok.Czasami myślę, że ludzie nie stworzyli jeszcze takich, które mogłyby oddać w pełni piękno tego miej­sca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl