[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie, jemu nie żałowałem.Jedz, chudzino, używaj sobie, takiemu jak ty należy się.Tylko, że on, nieborak, sam mało co zje, a wszystkim rozdaje. A niech rozdaje mruknął zdenerwowany Pietrek. Nie ma o byle cogwałtu robić.Ojciec do spółdzielni chce, a pięciu gruszek żałuje.Wstyd! splunął i wyszedł trzasnąwszy drzwiami.Też wygodny! Trzasnął drzwiami i nie obronił.A tu przecież nie tylko o grusz-ki szło, ale i o mnie.W końcu tak mi już ojciec nadokuczał, że nie widziałem innego wyjścia i po-wiedziałem: %7łeby ojcu pokazać, że to nie ja, to ja tego złodzieja złapię.Ojciec mi nie bardzo dowierzał. He, co mówisz? A jak ty go chcesz złapać? Będę spał w kuzni.218 Oho, a toś sprytnie wymyślił ojciec na to kazali liskowi gąsek strzec.Mogłem się spodziewać, że ojciec się nie zgodzi.Nikomu do kuzni nie po-zwala zaglądać.Myślałby kto, że tam nie wiem jakie skarby trzyma.Rozbieram się, skwaszony, spać, a ojciec do mnie: No jak to, przecież miałeś w kuzni?Patrzę, stoi nade mną z pierzyną i poduchami. No, zbieraj się popędza pójdziemy oba tam.Co miałem robić? Poszedłem z ojcem.Rozłożyliśmy się na plewach.Kuznia jest wiatrem podszyta.Wszędzie wieje.A najgorzej przez komin, bowielki, szeroki i rozwalony w dodatku.Gwiżdże, skrzypi, myszy biegają niemogłem usnąć.Ojciec już chrapie, a ja przewracam się z boku na bok, to mi zagorąco pod pierzyną, to znów wieje.Nagle słyszę coś w kominie zachrobotało.Patrzę.coś czarnego wyła-zi.W diabły nie wierzę, ale wtedy serce mi pod gardło podeszło i gotów byłemuwierzyć. Diabeł był mały, chudy, czarny, znać z tych biedniejszych.Patrzę,a to licho po gruszki na półki sięga i do kieszeni.No, to we mnie krew zawrzała. Taki z ciebie książę piekieł ! pomyślałem.Jak się nie zerwę.i łaps go za kamizelę! To on przysiadł od razu ze strachu.A ja do niego: Oddaj gruszki!Szarpnął się raz, drugi, ale widzi, że mocno trzymam, więc dalej z innego tonuzaczyna: Batura, bracie, wszystko oddam.tylko wstydu nie rób.Słyszę głos znajomy, pod okno gościa prowadzę, patrzę, a to Miksa, czyli Frankus bez Serca we własnej osobie. Długo już tak te gruszki podbierasz? pytam. Dopiero trzeci raz, Antoś, jak Boga kocham, ale tylko jedną zjadłem, bo byłanadpsuta. A resztę Sądejowi podrzucałeś, żeby mu się nie przykrzyło w chorobie dobroczyńca z cudzej kieszeni mruknąłem. Antoś, przebacz, bracie, ale dobre jabłka skończyły się, a byle czego przy-nieść nie mogłem.A Ayska żal.jako człowieka, ma się rozumieć.Pomyśl ręka i noga w gipsie.Co miałem powiedzieć?Mruknąłem tylko: Nie drzyj się tak głośno, bo ojca obudzisz.Miksa, jak się dowiedział, że ojciec tu śpi, za usta się złapał i już słowa niemógł wykrztusić ze strachu.Popchnąłem go do wyjścia i otworzyłem drzwi z za-suwy.Księżyc zaczął się przebijać przez chmury.Zwierszcze cykały.219 Nie powiesz, Antoś, ani Sądejowi, ani w klasie? prosił Miksa. Antoś,bracie, ja zawsze z tobą.Ale ja już o czym innym myślałem.Spłynął na mnie pomysł.Postanowiłemkuć żelazo, póki gorące. Dobra odparłem. Nie powiem, ale przyrzekniesz, że wstąpisz do nasze-go Seminarium, teraz przyrzekniesz, jak tu stoisz, i że wszystko dogonisz, i zgło-sisz się sam do odpowiedzi, i będziesz śpiewać.z obkucia. Ciężkie warunki mruknął żeby cię drzwi ścisnęły! Wstąpić, wstąpięi tego tam.ale samemu się zgłaszać, bracie, to już za dużo.Widzisz, śmiałościnie mam. Dobra, więc to skasujemy mruknąłem po namyśle. Ale przyrzekniesz,że dogonisz i że będziesz śpiewał. Dobra, będę śpiewał.Zaprzysiągłem go jeszcze tej nocy i poszedłem spać.Kiedy rano otworzyłem oczy, ojciec szarpał mnie za rękę. A, śpiochu, śpisz, że dobudzić cię nie mogę.To tak pilnujesz, jucho? Wszyst-kie gruszki by rozebrali, dobrze, że czujny jestem i całą noc oka nie zmrużyłem.20 pazdziernika, poniedziałekZaraz po południu poszedłem do Miksy.Postanowiłem wziąć się za niego.Złościł się, że przyszedłem.Najpierw próbował się wszystkiego wyprzeć, że nibyco ja od niego chcę, że mi się przyśniło, że on wcale do kuzni nie przychodzi.Więc ja: Zapominasz, że na gruszkach zostawiłeś odciski palców, i to jakie! Od usmo-lonych paluchów.Zbaraniał, jak mu to powiedziałem, i od razu zmiękł. Dobra powiedział ale dzisiaj nic z tego, sam widzisz.Muszę rżnąćsieczkę, a wiesz, jaki jest mój stary.Nie przetłumaczysz.Zacisnąłem zęby i zakasałem rękawy. Dawaj! mruknąłem.Tego się nie spodziewał.Tak go zaskoczyłem, że nawet słowa nie pisnął.Wzięliśmy się razem za tę sieczkę i dziesięć snopków piorunem pociachaliśmy,aż przyszedł stary Miksa i powiedział, że dosyć.Potem Frankus przeklęty już się nie mógł wywinąć i musiał przerobić zadanieo szynce i kilka działań na ułamki.Wróciłem zadowolony do domu.21 pazdziernika, wtorekDzisiaj nie zastałem Miksy.Poszedłem do niego drugi raz wieczorem.Wy-rzucał gnój z obory.Tym razem nie mogłem się jakoś zdobyć, żeby mu pomóc.Zresztą, co dzień to nie ma sensu.Powiedziałem mu, żeby przyszedł do mnie, jak220skończy.i.tyle go widziałem.Nie przyszedł.Nic mu nie zależy, wymigujesię, jak tylko może, za uszy go trzeba ciągnąć.Jutro biorę go na ostateczną rozmo-wę.Jak nie będzie dotrzymywał warunków umowy, zdemaskuję go bezlitośnie.22 pazdziernika, środaMiałem z Miksą rozmowę.Z początku nie chciał nic gadać, ale tak go przyci-snąłem, że widział, że się nie wykręci, i wreszcie wybuchnął: Ty jesteś kutwa, Batura, jak się do człowieka przyczepisz, to szkoda gadać,zadręczysz na śmierć.Ja przez ciebie, słowo daję, chory się zrobiłem, tak, nerwo-wo chory, jeść nie mogę i w ogóle. Zgodziłeś się mówię. A co miałem robić, zmusiłeś mnie, tak jakbyś mi nóż do gardła przyłożył.Tak się nie robi.To.to niemoralne. Nie trzeba było gruszek podiwaniać. A komu by do głowy przyszło, że ty mnie na tych gruszkach przyłapieszi takie zobowiązanie wymusisz? Złapałeś, spierz, obij, ale tak męczyć to trzebaserca nie mieć, tylko ty tak potrafisz, bo ty kutwa jesteś, zaraz myślisz, jak by naczymś zarobić. Nie mam czasu mówię. Będziesz się uczył czy nie? Antoś, wszystkiego, czego chcesz: przyrody, bracie, historii, tylko nie aryt-metyki.Rozumiesz, wstręt mam.Od małego szkraba.Ja ci powiem pod sekretem,że ja tabliczki jeszcze nie bardzo.Zacinam się, bracie, i ani w ząb nie mogęprzypomnieć sobie, a najgorzej to siedem razy osiem nigdy nie wiem dokład-nie, pięćdziesiąt osiem czy pięćdziesiąt cztery.Bij, zabij, nie powiem.słabośćtaka, brak zdolności, mówię ci.Z początku słuchałem go ze współczuciem, ale potem otrząsnąłem się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|