[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślałem, że to obozowisko lub baraki dla osób, których nie może pomieścić fort.Wartownicy spacerowali ze zwierzętami po wschodniej stronie, dojrzałem też kilka rzędów :asów.Wszystko wskazywało, że siły Oskolda są w pogotowiu.Przeszedłem zbyt blisko kasa, który zarżał, a potem zawył, płosząc tym samym inne kasy.Mężczyźni zaczęli pokrzykiwać i między chatami pojawiły się błyski lamp.Oddaliłem się więc w pośpiechu z tego miejsca.Zewnętrzne obrzeża dominium nie były zaludnione.Natomiast całkiem inaczej było na terenach, w głąb których prowadziła mnie droga.Opuściwszy obóz, przed świtem minąłem wioskę.Żniwa ogołociły pola rozciągające się wokół.Gdy przemykałem obok jednego z gospodarstw, zaskoczyło mnie gwałtowne szczekanie.Inne zwierzęta przyłączyły się do alarmu i po chwili cała wieś rozbrzmiewała ich wrzaskami.Ponownie ujrzałem zapalone światła i usłyszałem kilka strzałów.Zachowanie ludzi z Yim–Sin i słowa Maelen upewniły mię, że barsk to rzadkie i znienawidzone zwierzę.Co by było, gdybym został zauważony lub jakiś rolnik spuściłby psy? Postanowiłem więc nie zapuszczać się na gęsto zaludnione tereny.Łaziłem tam i z powrotem po gęstwinie, którą wybrałem na dzienną drzemkę.Słyszałem, jak mruczę do własnych myśli.Przecież gdzieś… gdzieś na ziemi Oskolda istniało rozwiązanie zagadki losów mojego ludzkiego ciała, a ja musiałem je odnaleźć.Po przebytych doświadczeniach nie odważyłem się na polowanie w ludzkich zagrodach.Dzikiej zwierzyny było w okolicy niewiele, więc głód zaprowadził mnie w końcu na otoczone murem pole.Tej nocy Trzy Pierścienie były lekko zakryte chmurami.To dodało mi odwagi do jeszcze jednej próby zapolowania na zwierzęta hodowlane.Na polu hodowano fodo.Próbowałem już smaku ich suszonego mięsa, którym karmiła mnie Maelen.Fodo były dość małe, mniej więcej wielkości Tantaki.Może w dalekiej przeszłości fodo posiadały z Tantaką wspólnych przodków, ale lata hodowli i specjalnego żywienia sprawiły, że fodo mają cięższe ciała, krótsze nogi i bez wątpienia również stępione zmysły.Fodo spały w zwartej grupie, więc atak na całe stado mógł zakończyć się niepowodzeniem.Skradałem się wzdłuż muru, uważnie węsząc, czy nie ma w pobliżu jakichś psów.Wiatr wiał w moją stronę, przynosząc jedynie kuszący zapach śpiących zwierząt.Gdybym miał jakiegoś partnera, pomyślałem, sprawa byłaby prosta.Jedno z nas, atakując z wiatrem, mogłoby zagnać fodo prosto w rozwarte szczęki drugiego.W końcu postanowiłem, że szybkość i zaskoczenie będą najlepszą moją bronią, i ruszyłem z wiatrem.Miałem niewiele czasu.Śpiąca gromada rozbiegła się, zwierzęta zaczęły pochrząkiwać.Pochwyciłem jedno z nich i wlokłem ze sobą, nie zważając na jego szamotaninę.Przedostanie się przez mur z takim ładunkiem nie było łatwe, ale głód sprawił, że w końcu mi się udało.Gdy już się najadłem, wszedłem do rzeki i ruszyłem przed siebie.Chciałem w ten sposób zmylić trop.Brzegi rzeki łączył most, minąwszy go, wyszedłem na brzeg i zacząłem zlizywać wodę z futra.Wówczas usłyszałem niosący się echem stukot kopyt.Położyłem się i skuliłem w cieniu.Ujrzałem dwóch jeźdźców zbliżających się z przeciwnych stron.Stukot ucichł.Widocznie jeźdźcy zatrzymali swoje wierzchowce.Ośmieliłem się wystawić głowę i podpełznąć do końca mostu w nadziei, że uda mi się usłyszeć coś istotnego.Nie znałem żadnego z tutejszych dialektów, jedynie język Yrjaru, de myśli kapłanów Umphry rozumiałem tak wyraźnie, jak iłowa w języku basie.Jeźdźcy zatrzymali się.Usłyszałem ciężki oddech kasów, i potem ludzkie głosy.Słowa… nie… — były to tylko bezsensowne dźwięki ludzkiej mowy, której przysłuchiwał się barsk.Siłą woli starałem się zastosować metodę psychopolacji, by uchwycić ich myśli.— …posyła po pomoc… — Słowa wyrażały zdziwienie złość.— …śmie.po tym… śmie! — wyczułem w tych słowach desperację.— …musi… jest ścigany….obcy zażądali pełnego wyjęcia spod prawa.— To niemożliwe.Nasz lord zwrócił ich człowieka… zaproponował spłatę krwi… to wszystko, co może zrobić.Uczucia dwóch ludzi na moście stawały się silniejsze i ich myśli docierały do mnie coraz wyraźniej, podobnie jak dźwięk iłów.— …schronienie, musi się schronić…— To szaleństwo! — Drugi posłaniec był niewzruszony.— Nasz lord został już pozbawiony miejsca w radzie, a ci : Yimik i Yomoke zwracają się przeciwko niemu.Mamy całą granicę do utrzymania.Jeśli wpuści tu banitów, kto ruszy mu z pomocą?— Niechaj on sam zadecyduje…— Jeśli moc Yu stanie po stronie obcych, to więcej osób noże zostać wyjętych spod prawa.Mają prawo odrzucić spłatę krwi i zażądać innej.To, co dostali z powrotem, to nie człowiek… chyba nie zaprzeczysz?Nie było na to słownej odpowiedzi, tylko gniew i strach.Potem okrzyk mężczyzny poganiającego wierzchowca.Jeden jeździec ruszył dzikim galopem na zachód.Drugi odjechał powoli w stronę granicy.Położyłem głowę na łapach, słyszałem już tylko szum rzeki.Człowiek może kłamać słowami, lecz jego myśli mówią prawdę.Właśnie dowiedziałem się, że moje ciało nie jest już na ziemiach Oskolda, lecz na statku.Nie ulegało bowiem najmniejszej wątpliwości, że posłańcy mówili o mnie.Teraz moim celem stał się Yrjar.Port… zabrali moje ciało na „Lydis”, gdzie nasz medyk zrobi co w jego mocy dla tej pozbawionej ducha skorupy.Załóżmy, że jakimś cudem dotrę do portu i statku, a nawet do swego ciała — co mogę zrobić? Chociaż… Wolni Kupcy mają duże możliwości.Maelen nie była jedyną Thassą na jarmarku, był jeszcze Malez.Czy mógłbym go znaleźć, poprosić o pomoc? Może nawet on mógłby dokonać zamiany.Miałem sporo wątpliwości i obaw.Wciąż jednak miałem nadzieję, że nie będę człowiekiem na zawsze połkniętym przez bestię.Trzeba więc było wracać na wschód, przez wzgórza, do dolin Yrjaru, gdzie barsk jest czymś tak charakterystycznym jak czerwona peleryna na wietrze.Napiłem się jeszcze wody, bo gardło miałem wyschnięte, jakbym nic nie pił dzień lub dwa.Nogi mi się trzęsły, po kręgosłupie przebiegały ciarki.Nie było już jednak odwrotu.Zanurzyłem się w wodzie i popłynąłem z prądem.Rzeka skręcała dalej na południe, gdy wychodziłem na wschodni brzeg.Nie musiałem już trzymać się drogi i tym samym narażać się na niebezpieczne spotkania.Ciemne wzgórza przesłaniające niebo były wystarczającym drogowskazem.Za nimi leżały równiny Yrjaru i port.Otwarte przestrzenie przebywałem pędem, a przez lasy maszerowałem.Odkryłem, że choć barski uważane są za zwierzęta wysokogórskie, to nieproporcjonalnie mały tułów i niezwykle długie nogi ułatwiają mi bieg po równym terenie.Przed wschodem słońca byłem już pośród wzgórz.O świcie minąłem ten fort, w którym zaczęły się moje kłopoty.Również tutaj widać było dodatkowy oddział mężczyzn zebranych w obozie poza murami.Szerokim łukiem ominąłem ich kasy.Biegnąc, zastanawiałem się nad tym, co usłyszałem od posłańców [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl