[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dopiero wtedy, kiedy miał już zapukać do drzwi apartamentu trzysta dwunastego (lux, dwie sypialnie i salon, telewizor pierwszej klasy, radioodbiornik, lodówka i barek), omal nie powiedział na głos: “Czy mam przyjemność z krokodylami? Bardzo mi przyjemnie.Dzięki mnie zaraz zaczniecie się wzajemnie zjadać".Pukać musiał dosyć długo - najpierw delikatnie, kostkami palców, a kiedy nikt nie reagował - bardziej zdecydowanie, pięścią, a kiedy i to nie poskutkowało - tylko deska podłogi zaskrzypiała i ktoś zasapał w dziurkę do klucza - wtedy odwróciwszy się tyłem, obcasem, już zupełnie na chama.- Kto tam? - zapytał wreszcie głos za drzwiami.- Sąsiad - odpowiedział Wiktor.- Ja na chwilę.- Czego pan chce?- Mam panu do powiedzenia parę słów.- Proszę przyjść rano - odezwał się głos za drzwiami.- My już śpimy.- Niech to diabli wezmą - powiedział Wiktor rozgniewany.- Chce pan, żeby mnie ktoś tu zobaczył? Proszę otworzyć, czego się pan boi?Szczęknął klucz, drzwi się uchyliły i w szczelinie ukazało się mętne oko wysokiego profesjonalisty.Wiktor pokazał mu otwarte dłonie.- Parę słów - powiedział.- Niech pan wejdzie - odparł wysoki.- Tylko bez wygłupów.Wiktor wszedł do przedpokoju, wysoki zamknął za nim drzwi i zapalił światło.Przedpokój był ciasny i we dwóch z trudem się w nim mieścili.- No, to niech pan mówi - powiedział wysoki.Był w piżamie wymazanej czymś na samym przodzie.Wiktor zdumiał się - poczuł zapach alkoholu.Prawą rękę wysoki trzymał jak należy, w kieszeni.- Będziemy tu tak stać i rozmawiać? - rzekł Wiktor.- Tak.- Nie - stwierdził Wiktor.- Tu rozmawiać nie będę.- Jak pan chce - powiedział wysoki.- Jak pan chce - oznajmił Wiktor.- Mnie nie zależy.Przez chwilę milczeli.Wysoki już całkiem jawnie obmacywał Wiktora oczami.- Zdaje się, że nazywa się pan Baniew? - zapytał.- Zdaje się.- Aha - powiedział ponuro wysoki - To jaki z pana sąsiad? Przecież mieszka pan na drugim piętrze.- Sąsiad z hotelu - wyjaśnił Wiktor.- Aha.no więc, czego pan sobie życzy, bo nie rozumiem.- Życzę sobie pana o czymś zawiadomić - powiedział Wiktor.- Jest pewna informacja.Ale już zaczynam się zastanawiać, czy warto.- No dobra - rzekł wysoki.- Chodźmy do łazienki.- Wie pan co? - stwierdził Wiktor.- Ja chyba sobie pójdę.- A dlaczego nie chce pan iść do łazienki? Co to za kaprysy?- Wie pan - oznajmił Wiktor - rozmyśliłem się.Chyba jednak pójdę.Koniec końców to nie moja sprawa - ruszył do drzwi.Wysoki aż zastękał, rozdzierany sprzecznymi uczuciami.- Pan jest, jaki mi się zdaje, pisarzem - powiedział.- Czy może z kimś pana mylę?- Pisarzem, pisarzem - przytaknął Wiktor.- Do widzenia.- Ależ niech pan poczeka.Trzeba było od razu tak mówić.Proszę.O, tutaj.Weszli do salonu dokładnie obwieszonego portierami - z prawej strony portiery, z lewej portiery, portiery na ogromnym oknie.Ogromny telewizor w kącie błyskał kolorowym ekranem, dźwięk był wyłączony.W przeciwległym kącie patrzył na Wiktora z miękkiego fotela pod lampą młody człowiek w okularach - również ubrany w piżamę i kapcie.Obok niego, na stoliku do gazet stała prostokątna butelka i syfon.Teczki nigdzie nie było widać.- Dobry wieczór - powiedział Wiktor." Młody człowiek w milczeniu skłonił głowę.- To do mnie - oznajmił wysoki.- Nie zwracaj uwagi.- Proszę tutaj - rzekł wysoki.Weszli do sypialni po prawej stronie i wysoki usiadł na łóżku.- Tam jest fotel - powiedział.- Niech pan siada i mówi.Wiktor usiadł.W sypialni ciężko śmierdziało zastałym tytoniowym dymem i oficerską wodą kolońską.Wysoki siedział na łóżku i patrzył na Wiktora nie wyjmując ręki z kieszeni.W salonie szeleściła gazeta.- Dobra - oznajmił Wiktor.Czuł, że nie udało mu się całkowicie przezwyciężyć obrzydzenia ale jeśli już tu przyszedł, trzeba było mówić.- Mniej więcej domyślam się, kim panowie jesteście.Być może się mylę, i w takim razie wszystko w porządku.Ale jeżeli się nie mylę, może przyda się wam wiadomość, że was śledzą i starają się wam przeszkodzić.- Załóżmy - stwierdził wysoki.- A więc kto nas śledzi?- Bardzo się wami interesuje niejaki Pawor Summan.- Kto? - zapytał wysoki.- Ten inspektor sanitarny?- On nie jest inspektorem sanitarnym.I to jest właściwie wszystko, co chciałem panu powiedzieć.- Wiktor wstał, ale wysoki się nie ruszył.- Załóżmy - powtórzył.- A skąd właściwie pan to wie?- To ważne? - spytał Wiktor.Wysoki czas jakiś rozmyślał.- Załóżmy, że nieważne - odparł w końcu.- Sprawdzanie to wasza rzecz - rzekł Wiktor.- A ja nic więcej nie wiem.Do widzenia.- Ależ dokąd się pan śpieszy - powiedział wysoki.Pochylił się nad nocnym stolikiem, wyjął butelkę i szklankę - Najpierw chciał pan za wszelką cenę wejść, a teraz już pan chce iść.Nie szkodzi, że z jednej szklanki?- Zależy co - odrzekł Wiktor i znowu usiadł.- Szkocka - oznajmił długi.- Pasuje?- Prawdziwa szkocka?- Prawdziwy scotch.Niech pan trzyma - wręczył Wiktorowi szklankę.- Nieźle się wam żyje - stwierdził Wiktor i wypił.- Gdzie nam do pisarzy - odparł wysoki i też wypił.- Opowiedziałby mi pan wszystko dokładnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl