[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chcę zobaczyć ulubiony kamień prezesowej.- dodałapółgłosem.- Proszę mi dać znać, jak pan tam będzie.Brek odjechał, Wokulski wstąpił na plebanię i w ciągu kwadransa skończył interes.Proboszczoświadczył mu, że nikt w mieście nie będzie miał pretensji, jeżeli na kamieniu zamkowym znajdzie sięjaki napis, byle nie nieprzyzwoity i nie bezbożny.Dowiedziawszy się zaś, że chodzi pamiątkę ponieboszczyku kapitanie Wokulskim, którego znał osobiście, proboszcz obiecał zająć się ułatwieniem tejsprawy.- Jest tu - rzekł - niejaki Węgiełek, sprytny hultaj, trochę kowal, trochę stolarz, więc może on potrafiwyrzezbić na kamieniu, co potrzeba.Zaraz ja po niego poślę.W ciągu następnego kwadransa zjawił sięi Węgiełek, chłopak dwudziestokilkoletni, z fizjonomią wesołą i inteligentną.Dowiedziawszy się odksiężego sługi, że można coś zarobić, ubrał się w szaraczkowy surdut z krótkim stanem i połami doziemi i obficie wytarł sobie włosy słoniną.Ponieważ Wokulskiemu było pilno, więc pożegnał proboszcza i poszedł z Węgiełkiem w stronę ruin.Gdy znalezli się za nieczynną dziś rogatką osady, Wokulski zapytał chłopaka: - Dobrze umiesz pisać,mój bracie?- Oj, oj!.Przecie mi nieraz ze sądu dawali do przepisywania, choć nie mam lekkiej ręki.A te wiersze,co pan ekonom z Otrocza pisywał do leśniczanki, to wszystko moja robota.On tyle, że kupował papier ijeszcze mi do tej pory nie dopłacił czterdzieści groszv za pisanie.A o zakręty to tak się dopominał.- I na kamieniu potrafisz pisać?- Niby wklęsło, nie wypukło?.Co nie mam potrafić.Podjąłbym się pisania nawet na żelazie, a choćbyna szkle i literami, jakimi chcąc: pisanymi, drukowanymi; niemieckimi, żydowskimi.Przecie ja tu, niechwaląc się, wszystkie szyldy malowałem w mieście.- I tego krakowiaka, co wisi nad szynkiem?- A jużci.-A gdzieżeś ty widział takiego krakowiaka?- U pana Zwolskiego jest furman, co się nosi z krakowska, więcem se jego obejrzał.- I widziałeś, że ma obie nogi na lewym boku?- Proszę łaski pana, ludzie z prowincji nie patrzą na nogi, ino na butelkę.Jak dojrzy butelkę i kieliszek,to już nie chybi, ale trafi prosto do Szmula.Wokulskiemu coraz więcej podobał się rezolutny chłopak.- Nic ożeniłeś się jeszcze? - zapytał go.- Nie.z taką, co chodzi w chustce, to ja się nie ożenię, a kapeluszowa mnie by nie chciała.- I cóż tu robisz, kiedy nie ma szyldów do malowania?- O tak, panie: trochę to, trochę owo, a razem nic.Dawniej robiłem stolarszczyznę i nie mogłemnadążyć.Za jakie parę lat odłożyłbym z tysiąc rubli.Ale spaliłem się tamtego roku i już nie mogęprzyjść do siebie.Drzewo, warsztaty, wszystko poszło na węgiel, a mówię łasce pana, był taki ogień, żenajtwardsze pilniki stopiły się jak smoła.Kiedym spojrzał na pogorzel, tom ino plunął ze złości, ale dziśnawet mi szkoda tej śliny.- Odbudowałeś się? Masz warsztat? - Ehe! panie.Odbudowałem w ogrodzie chałupę jak barak, żeby matka miała gdzie gotować, alewarsztaty.Toż by na to, panie, trzeba pięćset rubli gotowego grosza, słowo honoru daję, jak mi Bógmiły.Ileż to przecie lat ojciec nieboszczyk harował, nim postawił dom i zebrał naczynie.Zbliżali się do ruin.Wokulski rozmyślał.- Słuchaj, Węgiełek - rzekł nagle - podobasz mi się.Będę w tej okolicy - dodał, cicho wzdychając -będę jeszcze z tydzień.A jeżeli wyrzezbisz mi dobrze napis, wezmę cię do Warszawy na jakiśczas.Tam przekonam się, co jesteś wart, i.może odnajdą się twoje warsztaty.Chłopak pochylał głowę na prawo i na lewo, przypatrując się Wokulskiemu.Nagle przyszło mu na myśl,że musi to być bardzo bogaty pan, a może nawet z takich panów, których niekiedy Bóg zsyła, ażebyopiekowali się ludzmi biednymi, i - zdjął czapkę.- Cóżeś stanął? Nakryj głowę.- rzekł Wokulski.- Przepraszam pana.może ja co złego powiedziałem?.Ale u nas, panie, to tacy panowie niebywają.Podobno bywali dawnymi czasy.Nawet ojciec nieboszczyk gadał, że sam widział takiegopana, co wziął z Zasławia sierotę i zrobił z niej wielką panią, a jegomości zostawił tyle pieniędzy, że znich wybudowali nową dzwonnicę.Wokulski uśmiechał się patrząc na zakłopotaną minę chłopaka i z dziwnym uczuciem myślał, że za swójjednoroczny dochód mógłby uszczęśliwić stu ki:kudziesięciu takich jak ten oto."Pieniądz naprawdę jest wielką potęgą, tylko trzeba go umieć użyć." Byli już pod górą zamkową,kiedy z sąsiedniej odezwał się głos panny Felicji:- Panie Wokulski, my tu jesteśmy!.Wokulski podniósł oczy i zobaczył między dębami wesoły ogień, dokoła którego siedziało zasławskietowarzystwo.O kilkanaście kroków z boku chłopak kredensowy i pokojówka nastawiali samowar.- Niech pan zaczeka, idę do pana! - zawołała panna Izabela podnosząc się z dywanu.Starski podskoczył do niej.- Sprowadzę kuzynkę - rzekł.- O, dziękuję, sama zejdę -odpowiedziała panna Izabela cofając się.Potem zaczęła iść ze stromejściany z taką swobodą i wdziękiem, jakby to była ulica w parku."Podły jestem z moimi posądzeniami" - szepnął Wokulski [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl