[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wszystkie mięśniejego ciała, jego ręce i nogi działały automatycznie, oceniając odległość, wybierającwłaściwy kąt skrętu, włączając po kolei biegi, przyspieszając, hamując, wciskającsprzęgło.Wbił wzrok tylko w jeden punkt, znikający i pojawiający się za nierównościami te-renu, zakrętami i blokami skał - w tył ciężarówki, którą jechał Botero.Grad ołowiu zadudnił za jego plecami po cysternie.Wcisnął głowę w ramiona.W Los Llanos koniokradów wieszano bez sądu.Rabusiów rozstrzeliwano.404Złodziejom szmaragdów rozpruwano brzuchy.Ale jak sięgnąć pamięcią, żaden tanque-ro nie widział jeszcze szaleńca kradnącego ciężarówkę.Bo niby gdzie mógłby niąuciec?Peter, któremu mokre od potu spodnie i koszula przykleiły się do ciała, przy ogłu-szającym huku pięciuset mechanicznych koni, spojrzał we wsteczne lusterko.Czującsuchość w ustach zaatakował pierwsze, wiodące w górę zakręty.%7ładen inny pojazd niebyłby w stanie pokonać wzniesienia, które było po prostu pionową ścianą.Uniósł głowę.Sto metrów wyżej, przyczepiony do stoku, stalowy potwór Boterazdawał się wjeżdżać w chmury.Niebawem zniknął za jakimś wyłomem.Nawet gdyby Botero zobaczył samochód Petera, nie mógł wiedzieć, kto go ściga.Nie mógł również wiedzieć, że jadąca z tyłu ciężarówka dogoni go.Cysterna Boterabyła wypełniona czterdziestoma tonami ropy, Peter zaś jechał na pusto.Droga stawała się coraz węższa.W pewnej chwili od granitowych ścian dzielił Pete-ra jedynie trzydziestocentymetrowy odstęp.Wyciągnął z torby laskę dynamitu, przy-trzymał ją między zębami, wcisnął zapalniczkę znajdującą się na tablicy rozdzielczej iwjechał w wąski przesmyk, w którym przed pięcioma minutami zniknęła ciężarówkaBotera.Usłyszał trzask wyskakującej zapalniczki, natychmiast wyciągnął ją i przyłożył dokońca lontu.Dmuchnął, aby się zapalił.Lont zaczął się rozżarzać.Peter umieścił zapalony ładunek między udami.Teraz dzieliło go od dżipów nie więcej niż trzydzieści metrów.Kiedy wyczuł, że zachwilę nastąpi wybuch, wyrzucił dynamit przez okno.Nie zdążył policzyć nawet dotrzech, gdy górami wstrząsnęła eksplozja.Ogromne bloki skalne osunęły się za nim,tarasując drogę.Od tej chwili nic już nie mogło przeszkodzić mu w pościgu.Gwałtownie dodał gazu.Wszyscy ci faceci, którzy chcieli ją zobaczyć z bliska, byli szefami służb do walki znarkotykami ze stu dwudziestu dziewięciu krajów.Najlepsi z najlepszych.Nie znałażadnego z nich.Jenny, która brała kokę od szesnastego roku życia, była ich maskotką ihonorowym gościem!Cudowne słońce rozświetlało zatokę Acapulco.Koktajl odbywał się w rezydencjipołożonej na szczycie wzniesienia Las Brisas.Było to najbardziej ekskluzywne miejscenie tylko w Meksyku, ale również na całym zachodnim wybrzeżu.405Mówiono, że właściciel posiadłości, Niemiec z pochodzenia, był jednym z tajnychwodzów CIA.Zaprosił Jenny, aby zwiedziła jego biuro.W sali o wymiarach auli kon-gresowej Jenny zobaczyła na ścianach kolekcję zdjęć gospodarza, na których figurowałw towarzystwie największych znakomitości tego świata.Byli tam szefowie państw,dostojnicy kościelni, królowie, książęta krwi, sławy sztuki i literatury.- Musi pani koniecznie przyjechać na sylwestra - zaprosił ją gospodarz.- Zobaczypani, jak będzie wesoło.Ostatniego dnia każdego roku Acapulco gromadziło znanych polityków i posiadaczydziesięciozerowych fortun.Tu ściągało najlepsze międzynarodowe towarzystwo.Prezentacja gości - przy wtórze trzech orkiestr - przywodziła na myśl różne działydomu towarowego: Guiness, Colgate, Avis, Hertz, BiC, Ford, Rothschild, Guette,Stuyvesant.To był najwyższy szyk: piwo, papierosy, pasta do zębów, żyletki i długopisy nagleprzestawały być nazwą pospolitą i stawały się nazwiskiem.Jenny rozejrzała się w poszukiwaniu Kostii.Zobaczyła go w towarzystwie żony pre-zydenta Stanów Zjednoczonych i właściciela rezydencji.Między gośćmi pojawili się kelnerzy potrząsający dzwoneczkami.Flotylla limuzynoczekiwała, aby zawiezć wszystkich na pokład Sovereign of the Oceans.Za dwie godziny statek miał podnieść kotwicę.Ciężarówka miała z przodu monstrualnej wielkości zderzak do odsuwania głazów,które spadały na drogę podczas pory deszczowej.Ilekroć Peter wściekle przyspieszał,aby uderzyć w tył czerwonej ciężarówki, ból przenikał jego ręce, mocno zaciśnięte nakierownicy.Minąwszy jeden z zakrętów, zauważył, że dojeżdżali do szczytu.Widać takbyło zapisane w górze - jeden z nich musiał tam zginąć.Albo Luz Botero, albo on,Peter.Włączył błyskawicznie pierwszy bieg, przyspieszył i dotknął zderzakiem jadącąprzodem cysternę.Wciskając pedał gazu do dechy, popychał ją całą mocą.Gdyby udałomu się utrzymać tę szybkość jeszcze przez pięćdziesiąt metrów, Botero nie mógłbywejść w zakręt.Tymczasem Botero robił coś akurat odwrotnego: ze wszystkich sił naci-skał na pedał hamulca.Z zablokowanymi, ślizgającymi się w kurzu kołami, ciężarówka posuwała się nieu-błaganie ku wierzchołkowi góry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|